Gospodarze „uzdrowisk” tak bardzo martwią się o swój interes, że zapominają o swoich chorych gościach

1240
1
Podziel się:

Najwyższa Izba Kontroli przygotowała ostatnio raport o uzdrowiskach, z którego wynika, że te powinny się raczej nazywać – na wzór PRL-owskiej „czekolady” – produktami uzdrowiskopodobnymi. W odpowiedzi na ten raport do Rabki zjechał sztab przeróżnych polityków, inspektorów, prezesów i burmistrzów. Sztab uznał, że jest dobrze, tylko dziennikarze i NIK są źli.

Więcej o tym możecie przeczytać m. in. w Gazecie Krakowskiej – TUTAJ.

Wiele mówiono o uzdrowiskach, a najwięcej o Rabce-Zdroju. Mówiono więc, że ta jest dobrem narodowym, o które trzeba dbać. Czytaj – nie mówić, że jest źle. Sugerowano też, że wyniki pomiarów jakości powietrza nie powinny być publikowane, chyba, że byłyby to wyniki „swoje”. Podkreślano, że uzdrowiska są marką, że ich mieszkańcy żyją z leczniczego klimatu, że trzeba dbać o ich interes. We wszystkim brzmiało: nie mówić, że jest źle, bo w ten sposób wystraszy się ludzi.

– Tutaj nasuwa się proste pytanie. Czy to oznacza, że tylko w Rabce jest zanieczyszczone powietrze? No chyba tak nie jest – pytał wiceburmistrz Rabki Robert Wójciak. – No nie jest – wypada odpowiedzieć panu wiceburmistrzowi Wójciakowi. I dodać, że niech Rabka, skoro taka jej wola, ma powietrze tak samo złe, jak inne miejscowości. Ale niech wtedy ma także taki jak one status.

W końcu żeby zrozumieć, dlaczego sytuacja w Rabce jest wyjątkowa, a przez to wzbudza zainteresowanie mediów i emocje, wystarczy przypomnieć, że nie we wszystkich miejscowościach żyje się z tego, że ludzie leczą tam płuca i drogi oddechowe. A w Rabce owszem. Ta jest przecież uzdrowiskiem pulmonologicznym. – Klimat, walory turystyczno-krajobrazowe i złoża mineralnych wód leczniczych Uzdrowiska Rabka są od ponad stu pięćdziesięciu lat wykorzystywane z wielkim powodzeniem do leczenia schorzeń układu oddechowego i krążenia. Leczenie uzdrowiskowe jest szczególnie korzystne dla dzieci – można przeczytać na stronie uzdrowiska Rabka.

I kiedy sobie o tym przypomnieć, to rzecz staje się przerażająca. Przynajmniej dla mnie. W całej tej szopce, którą urządzono, by pokazać, że jest dobrze, bo gdzie indziej też jest źle, najgorsze było to, że niemal całkowicie pominięto w niej interes kuracjuszy. Nie zadawano pytania, czy to uczciwe, by zapraszać ludzi, w tym dzieci, do tego, by leczyły choroby górnych dróg oddechowych w miejscowości, w której w styczniu stacja monitoringu wskazała średniomiesięcznie 28,8 nanograma zwartości benzo(a)pirenu w m3 powietrza. (Norma roczna, miesięcznej nie ma, to 1 nanogram, czyli 28 razy mniej. Jak łatwo policzyć Rabka w miesiąc wyczerpała limit na dwa lata.)

Rozmawiano dużo o ekonomicznym interesie tych, którzy zapraszają. Nie podnosząc przy tym zupełnie tego, że powodem, dla którego ten jest dzisiaj zagrożony, jest między innymi to, że jego władze przez lata chowały głowę w piasek i nie dbały o jakość produktu oferowanego klientom. Trzeba więc powiedzieć jasno: winnymi tego, że uzdrowiska mogą się dziś czuć zagrożone, nie są dziennikarze i NIK, którzy o tym mówią. Są ich władze oraz mieszkańcy, którzy dopuścili do degradacji produktu, który sprzedają, bo tym jest środowisko, licząc na to, że nikt tego nie zauważy. Chcąc wyjść z tej, rzeczywiście nieprzyjemnej sytuacji, muszą to dostrzec. Pytanie czy są w stanie?

Jeżeli odpowiedź miałbym wyciągać z szopki, którą mogłem obserwować w Rabce, to trzeba by było odpowiedzieć: nie. Widać było to w tym, jak niewiele, prawie w ogóle, rozmawiano o tym, co dostają goście i kuracjusze, o ich interesie, zdrowiu oraz tym za co płacą. Nie dostrzegano, że „uzdrowiskowa” transakcja ma dwie strony, i że jest w niej nie tylko sprzedający, ale też kupujący.

Niewiele zastanawiano się także nad tym, jak poprawić produkt, którym jest „leczniczy klimat”. Zamiast tego myślano, jak go upudrować i jak dobrać sreberko tak, żeby kupujący nie widzieli, że pod sreberkiem jest produkt czekoladopodobny, a nie prawdziwa czekolada.

Smutne jest to bardzo, bo wiele mówi o kondycji, także moralnej, gospodarzy tych miejscowości.

A także o tym, co widzą w kliencie, który jednocześnie jest przecież ich gościem.

I że raczej nie człowieka, ale jego portfel.

*

Fot. Smogowa Mapa Polski.

Podziel się: