4 listopada Polski Alarm Smogowy złożył do Ministerstwa Środowiska apel o zmianę poziomów alarmowania oraz informowania o smogu, które od 2013 roku są w Polsce ustalone na absurdalnie wysokim poziomie – średniodobowej średniej 300 oraz 200 mikrogramów pyłu PM10 na m3 powietrza.
Dla porównania we Francji jest to 80 i 50 ug/m3, do tego określane w nieco inny, bardziej restrykcyjny sposób. Dotąd żartowaliśmy sobie, że powodem jest najpewniej to, że Polacy mają inne płuca niż Francuzi. Teraz wiemy, że w ministerstwie naprawdę tak myślą. To przysłało bowiem swoją odpowiedź na złożony w listopadzie apel, a w niej czytamy między innymi:
„Wprowadzony przez polskie przepisy w 2012 roku nieobligatoryjny w prawie UE, poziom alarmowy i informowania dla pyłu PM10 ma na celu ochronę zdrowia ludzkiego. Przekroczenie tego poziomu powoduje bowiem negatywny wpływ na zdrowie ludzkie. Wartości te znajdują się w załączniku nr 4 i 5 do ww. rozporządzenia Ministra Środowiska i wynoszą: poziom alarmowy dla pyłu PM10 – 300 ug/m3 oraz poziom informowania dla pyłu PM10 – 200 ug/m3.”
Rozumiem to tak – jak źle rozumiem, to mnie poprawcie – że skoro dopiero przekroczenie tego poziomu powoduje negatywny wpływ na zdrowie, to poniżej niego jest zdrowo.
Zatem jak wytłumaczyć to, że we Francji, kierując się tą logiką i poziomami informowania oraz alarmowym, niezdrowo jest już od 50 ug/m3, a bardzo niezdrowo od 80 ug/m3?
Nie przesadzę chyba wiele, kiedy wyciągnę z tego wniosek, że zdaniem Ministerstwa Środowiska u Polaków efekty zdrowotne pojawiają się przy mniej więcej cztery razy wyższych stężeniach pyłu w powietrzu niż u Francuzów. Taką różnicę da się wytłumaczyć jedynie tym, że potomkowie Franków i Normanów muszą mieć inne, delikatniejsze płuca. I rozumiem, że jest taki stereotypowy pogląd – w ministerstwie najwyraźniej też go znają – który mówi, iż mieszkańcy kraju leżącego nad Sekwaną są ludźmi wydelikaconymi, a Polak wszystko zniesie, ale niespecjalnie jestem przekonany, że jest to prawda. A nawet jakby było prawdą, to nie wiem, czy na pewno Polak zniesie aż cztery razy więcej. A także czy zasłużył na to, żeby to sprawdzać.
Ale to nie koniec „kwiatków”. Pojawił się jeszcze inny, o którym już jednak donoszono, bo zaledwie kilka dni temu otrzymał go z ministerstwa Greenpeace. Otóż poziomu alarmu smogowego w Polsce ograniczyć nie można, bo trzeba by go było ogłaszać zbyt często, ludziom by taki alarm spowszedniał i przestaliby reagować. Tego, że być może zaczęli by reagować decydując się zrobić coś, co spowodowałoby, że ogłaszać go nie trzeba, na przykład kupić lepszy kocioł, ministerstwo niestety nie bierze pod uwagę.
Przeczytajcie zresztą sami: