W Krakowie w ostatnim dniu stycznia ogłoszono alarm smogowy. Jakie są jego konsekwencje? Oprócz informowania mieszkańców – żadne.
Na dodatek alarm został wprowadzony z siedmiogodzinnym opóźnieniem, po długich godzinach oddychania powietrzem, którego zanieczyszczenie przekroczyło normy sześciokrotnie. I mamy alarm, a życie płynie tak, jakby go nie było. Auta w centrum, Huta działa, bloki się budują, ludzie palą w kominkach drewnem, a w piecach byle czym.
Okazuje się, że jakieś 1500 km stąd, we Francji, niemożliwe staje się możliwe. Postanowiłam sprawdzić, jak wygląda ogłaszanie alarmu smogowego przez francuskie władze. I co on oznacza.
Zacznijmy o tego, co już kiedyś podkreślaliśmy (do przeczytania TUTAJ ): Francuzi ogłaszają poziom ostrzegania, kiedy dobowe stężenie pyłów PM10 wynosi 50 mikrogramów na metr sześcienny (to, przypominam, nasza polska norma). Poziom alarmowy to 80 mikrogramów na metr sześcienny – wtedy, kiedy u nas jakość powietrza jest uznawana za „umiarkowaną”. Nasz poziom alarmowy to dobowe stężenie na poziomie 300 mikrogramów na metr sześcienny. Cztery razy więcej.
Francja, wprowadzając alarm smogowy, bierze dane ze stacji z najwyższymi wskazaniami. Patrzy gdzie jest najgorzej, a nie gdzie jest najlepiej.
Podsumowaliśmy kiedyś, że jeśli takie normy, jak we Francji obowiązywałyby w Polsce, to w Rybniku w samym styczniu mielibyśmy już 16 dni alarmu. W całym roku ponad 40.
Ogłaszanie alarmu to jedna sprawa. Drugą jest to, co za nim idzie.
Można łatwo sprawdzić, co w czasie epizodów smogowych działo się na przykład w Paryżu.
Jak informuje Airparif, organizacja zajmująca się jakością powietrza w regionie Île-de-France (okolice Paryża): „Oprócz obowiązku informowania, poziom alarmowy zaleca ograniczenie lub zawieszenie działań przyczyniających się do zanieczyszczenia (przemysł i transport).”.
Jak to wygląda w praktyce? Kiedy w Paryżu w grudniu 2016 poziomy alarmowania zostały przekroczone, zakazano ogrzewania drewnem na terenie całego regionu. Na autostradach, drogach szybkiego ruchu i w mieście dopuszczalna prędkość została obniżona o 20 kilometrów na godzinę. Władze polecały zostawienie samochodów w domu albo wybranie carpoolingu – czyli podwożenie znajomych i sąsiadów, żeby nie musieli używać swoich aut.
Pozostawienie samochodu na parkingu było bezpłatne. Za darmo można było korzystać także z miejskich rowerów i pojazdów elektrycznych Autolib. Do miasta nie mogły wjechać auta zaliczane do piątego poziomu klasyfikacji Crit’Air (to pomysł wprowadzony w lipcu 2016. Każdy samochód dostaje winietkę w jednej z sześciu kategorii – w zależności od daty rejestracji, efektywności energetycznej i ilości wydzielanych przez pojazd spalin).
Ograniczono ruch ciężarówek oraz działanie fabryk, które mogą zanieczyszczać powietrze.
W innych miastach (np. w Lyonie) wprowadzono ruch naprzemienny – w jeden dzień wjazd mają samochody z parzystą liczbą na rejestracji, w kolejny z nieparzystą. Władze niektórych miejscowości ogłosiły darmową komunikację publiczną.
To wszystko przy poziomie 80 mikrogramów na metr sześcienny. W Krakowie przy średnim dobowym stężeniu 300 mikrogramów na metr sześcienny województwo wysłało informację prasową i zleciło kontrole pojazdów – ale okazało się, że urządzenia do badania spalin nie działają na mrozie. A mamy początek lutego.
Prof. Ewa Czarnobilska radzi, jak chronić się przed smogiem
źródło informacji: www.europe1.fr, Airparif, Ministère de l’Environnement, de l’Energie et de la Mer, leparisien.fr
zdjęcie: maxpixel.freegreatpicture.com