– Mama opowiadała mi, że moja babcia szła wtedy na wysokich obcasach przed autem swojego drugiego męża i pokazywała drogę, żeby rodzina mogła jechać bezpiecznie. Zaraz po tym przeprowadzili się z Londynu do Essex – wspominała czytelniczka, kiedy brytyjski „The Guardian” poprosił ludzi, by podzielili się tym, jak pamiętają wielki smog londyński 1952 roku.
– Tak, pamiętam wielki smog w Londynie. Miałam wtedy 10 lat. Większość ludzi ogrzewała swoje domy brudnym węglem i nie zdawała sobie sprawy, że przykłada się do śmierci innych. Pamiętam spacer do szkoły z wełnianym szalikiem owiniętym ciasno wokół ust oraz nosa; wyczuwanie drogi przez dotykanie żywopłotów; trzymanie się za ręce, żeby się nie zgubić; czarną sadzę na szaliku, kiedy wreszcie ściągnęłam go w szkole. Pamiętam chroniczne zapalenie oskrzeli, które, wydawało się, trwało całą zimę – pisała inna z czytelniczek, które odpowiedziały na apel. (Wspomnienia znajdziecie TUTAJ).
Wielki londyński smog z 1952 roku, bo to jego dotyczą wspomnienia, nie był ani pierwszy, ani największy, ani nawet ostatni. Był jednak tym, który zmienił podejście londyńczyków oraz brytyjskiego rządu do spraw środowiska i powietrza. Wcześniej, cytując za artykułem „The UK Clean Air Act 1956: An Empirical Investigation” autorstwa Vanessy Giussani z University College London, „pomimo pojawienia się (jeszcze w XIX w. – tb) znaczącej liczby dowodów oraz opinii wskazujących domową emisję jako główne źródło zanieczyszczenia powietrza, kolejne rządy z powodu braku poparcia opinii publicznej, odmawiały zajęcia się tym problemem.” Mówiąc wprost: obawiając się reakcji przemysłu oraz ogrzewającej swoje domy marnej jakości węglem londyńskiej „ulicy”, a także bojąc się o wyborcze poparcie, politycy woleli chować głowę w piasek.
Pamiętam spacer do szkoły z wełnianym szalikiem owiniętym ciasno wokół ust oraz nosa; wyczuwanie drogi przez dotykanie żywopłotów; trzymanie się za ręce, żeby się nie zgubić; czarną sadzę na szaliku, kiedy wreszcie ściągnęłam go w szkole. Pamiętam chroniczne zapalenie oskrzeli, które, wydawało się, trwało całą zimę.
Czytelniczka Guardiana
To zmieniło się dopiero w 1952 roku, który w historii miasta zapisał wyjątkowo ciemną kartę. 4 grudnia nad Londynem uformował się antycyklon. Mgła zaczęła gęstnieć. Szacuje się (nie prowadzono jeszcze wtedy dokładnych pomiarów poziomów zanieczyszczeń), że stężenie dymu i tak stale obecne w mieście, zwiększyło się mniej więcej czterokrotnie. Wkrótce ludzie zaczęli umierać.
Pięć kolejnych dni przyniosło 4 tys. „nadprogramowych” zgonów. Umierały osoby starsze i chore na serce lub płuca. Tysiące ludzi zachorowały przez londyński smog. Przez całą zimę umieralność utrzymywała się na bardzo wysokim poziomie, co – zależnie od tego, kto liczy – przyniosło kolejne od ośmiu do kilkunastu tysięcy zgonów. Doszło do wielu wypadków drogowych, a także kolejowych. Ich przyczyną była ograniczona widoczność. Do tej pory żywa jest anegdota mówiąca o tym, że była to zima, w czasie której w domach pogrzebowych brytyjskiej stolicy zabrakło trumien.
Punktem odniesienia, dającym szansę wyobrażenia sobie, jak wielką traumę przeżyło miasto, jest liczba ofiar The Blitz. W niemieckich nalotach na Londyn zginęło około 40 tys. jego mieszkańców.
Ustawy o czystym powietrzu z 1956 roku a londyński smog
Jednak nie tylko liczba zgonów zdecydowała o tym, że wielki londyński smog 1952 roku przyniósł przełom. Powodów było kilka. Najważniejszy z nich był zapewne taki, że był to pierwszy wielki smog epoki mediów masowych. I pierwszy, kiedy ludziom powiedziano z całym przekonaniem, że słynna mgła, którą mają za oknem, nie jest zwyczajną mgłą i nie jest czymś normalnym. Że ta mgła zabija.
To zmieniło nastawienie opinii publicznej i, co za tym idzie, także zachowanie polityków. Szybko zabrano się za szukanie metod rozwiązania problemu. Było o tyle łatwiej, że potrzebna wiedza od lat leżała, ignorowana, na stole. Już dwa lata później uchwalono ustawę dającą Londynowi dodatkowe narzędzia w walce o jakość powietrza, ale przełomem miało być dopiero prawo z 1956 roku – czyli pierwszy Clean Air Act. Wprowadzał kilka prostych, ale jak się okazało skutecznych rozwiązań. Przyznawał też samorządom wiele praw, które pozwalały reagować w razie potrzeby.
Znalazło się w nim siedem najważniejszych punktów:
1) Zakazano – całkiem dosłownie – wypuszczania z komina dymu odpowiadającego drugiemu odcieniowi na tzw. skali Ringelmanna lub ciemniejszego. To sprawdzano „na oko” z pomocą specjalnych kart pomiarowych, które – napiszemy o tym więcej – dziś można zastąpić aplikacją na smartfony. Nakazano jednocześnie, żeby nowe paleniska były, tak daleko jak to tylko możliwe, „bezdymne”.
2) Władze otrzymały prawo przymusowego instalowania urządzeń mierzących poziom zanieczyszczeń. Zapewniono im także swobodny dostęp do ich odczytów.
3) Nakazano zminimalizowanie emisji z pieców przemysłowych, a wszystkie nowo instalowane miały być wyposażone w filtry.
4) Zwiększono wysokość kominów w zakładach przemysłowych.
5) Samorządy zyskały prawo tworzenia stref „bez dymu”, zabezpieczono też pewne środki na pomoc finansową dla tych, którzy w takich sytuacjach byli zmuszeni do zmiany pieców oraz rodzaju paliwa.
6) Powołano Radę Czystego Powietrza, która miała na bieżąco monitorować postępy, problemy oraz wskazywać możliwe nowe rozwiązania.
7) Określono odpowiedzialnych za wprowadzenie tych przepisów.
Do tego zaczęto długotrwały proces przenoszenia zakładów przemysłowych oraz, przede wszystkim, elektrowni węglowych poza miasta. Był to, podkreślmy, 1956 rok. Niedawno w Anglii obchodzono okrągłą 60 rocznicę pierwszej z kilku ustaw o czystym powietrzu.
Nie ma już słynnej londyńskiej mgły
Kiedy mieszkałem w Londynie, często zastanawiałem się, co stało się z tamtejszą słynną mgłą. Nie widziałem jej bowiem ani razu. Paradoksalnie żeby ją zobaczyć, musiałem wrócić do Krakowa. Ten ze szczególną uwagą powinien się przyjrzeć jej historii, bo brytyjskie prawo zadziałało i smogowa mgła została rozwiana z pomocą kolejnych Clean Air Act. – Sytuacja z zanieczyszczeniem powietrza szybko poprawiła się w Wielkiej Brytanii i śmierć około 700 londyńczyków w czasie ostatniego wielkiego węglowego smogu w grudniu 1962 roku zaznaczyła początek nowej ery – pisał o efektach ich wprowadzenia cytowany na początku „The Guardian”.
Lekcji, które da się z tego wyciągnąć jest wiele. Ale nie oznacza to, że Londyn nie ma problemów z powietrzem. Mimo że jest o wiele lepiej niż u nas, jego władze wciąż podejmują kolejne działania, by jeszcze je poprawić. Teraz Sadiq Khan domaga się nowej Ustawy o Czystym Powietrzu. Ta ma między innymi pomóc z walką ze spalinami samochodowymi, które są utrapieniem centrum miasta.
*
Zdjęcie: Piotr Zarobkiewicz, Wikimedia, licencja CC.
*
This work is licensed under a Creative Commons Attribution 4.0 International License.