Katastrofa platformy wiertniczej Deepwater Horizon w Zatoce Meksykańskiej wywołała wyciek ropy, którego skutki środowiskowe są nadal trudne do oszacowania – podkreślają profesorowie oceanografii z Texas A&M University przy okazji 10. rocznicy zdarzenia. Naukowcy ostrzegają: jest wysoce prawdopodobne, że podobna tragedia wydarzy się ponownie.
20 kwietnia 2010 roku na platformie wiertniczej Deepwater Horizon doszło do eksplozji, która zapoczątkowała katastrofę ekologiczną w Zatoce Meksykańskiej. Życie straciło 11 pracowników obiektu, a zatrzymany dopiero po kilku miesiącach wyciek ropy określany jest mianem największego w historii. Eksperci szacują, że do środowiska dostało się ok. 168 milionów galonów ropy naftowej.
Przy okazji 10. rocznicy tamtych wydarzeń, głos w sprawie zabrali teksańscy oceanografowie, którzy prowadzili projekty badawcze w rejonie Zatoki Meksykańskiej już po katastrofie.
Profesorowie Piers Chapman, Steve DiMarco i dr Antonietta Quigg z Texas A&M University podkreślają bezprecedensową skalę problemu, który został wywołany przez katastrofę Deepwater Horizon. Wyciek okazał się znacznie większy, niż początkowo sądzono, a jego zasięg – dzięki zdjęciom satelitarnym NASA – oszacowano na ponad 176 tysięcy kilometrów kwadratowych. To mniej więcej tyle, ile liczy połowa powierzchni Polski.
Naturalni sojusznicy… to za mało
Oceanografowie zwracają uwagę, że badania prowadzone po katastrofie dostarczyły wiele cennych informacji m.in. na temat naturalnych procesów, które przyczyniły się do ograniczenia skali katastrofy. Wśród nich, obok korzystnych prądów oceanicznych, wymieniają żyjące w zatoce mikroorganizmy, które pochłonęły znaczącą część metanu z odwiertów. „Ponieważ w Zatoce dochodzi do tysięcy naturalnych wycieków ropy i gazu, bakterie te widzą każde tego rodzaju uwolnienie jako źródło pożywienia. Nie działają jednak na taką skalę, jakiej byśmy chcieli” – powiedział prof. Piers Chapman z Texas A&M University.
Wiele innych, nienaturalnych sposobów walki ze skutkami katastrofy okazało się niekorzystne dla lokalnego środowiska. Badacze z Teksasu podkreślają, że istnieją badania, według których środki dyspergujące, wykorzystane do ograniczenia wycieku, są bardziej szkodliwe dla życia morskiego niż sam wyciek.
Tragedia najprawdopodobniej się powtórzy
Doktor Antonietta Quigg, która prowadziła badania dotyczące skutków wycieku, twierdzi, że są nadal trudne do oszacowania. Przytacza przy tym raport z 2013 roku, według którego umieralność delfinów w rejonie dotkniętym wyciekiem była sześciokrotnie wyższa niż przeciętnie.
„Nie ma informacji o tym, ile życia morskiego zostało lub zostanie utracone. (…) Straty obejmują zdolność do wydawania potomstwa oraz dalszego wzrostu organizmów. Nadal nie mamy jednak dobrego sposobu, by ocenić, jak zmiany wpłyną na życie w Zatoce” – podkreśla dr Quigg.
Cała trójka naukowców zgadza się co do tego, że wystąpienie kolejnego wycieku należy traktować jako pewnik.
„Nienawidzę być pesymistą, ale podejrzewam, że kiedyś nastąpi podobny wyciek, choć niekoniecznie w Zatoce” – powiedział prof. Piers Chapman. „Będzie tak samo brudny, chociaż branża znów połączy siły, by rozwiązać wynikające z tego problemy techniczne” – podkreśla badacz.
Jak podaje brytyjski „Guardian„, spółka BP, będąca przed dekadą dzierżawcą platformy Deepwater Horizon, wypłaciła do tej pory 69 miliardów dolarów odszkodowań, z czego 10 miliardów otrzymali dotknięci rybacy i przedsiębiorcy. O zadośćuczynienie nadal upominają się nadmorskie społeczności meksykańskie, które twierdzą, że również poniosły straty w wyniku katastrofy. Sprawa dotyczy m.in. rybaków, poławiaczy krewetek i ostryg.
_
Źródło: Texat A&M University, Guardian
Zdjęcie: Shutterstock/Danny E Hooks