Są praktyczne, ciche i nie dokładają się do zanieczyszczenia powietrza. Elektryczne i napędzane siłą mięśni hulajnogi, segwaye, rolki coraz częściej służą mieszkańcom metropolii do poruszania się po swoich miastach. Dla ustawodawców są jednak niewidoczni.
“Naszych pieszych na hulajnogach i rolkach prosimy o rozsądne korzystanie z chodników” – mówiła w jednym z wywiadów radiowych przedstawicielka krakowskiej jednostki odpowiedzialnej za ruch na drogach. Był 2016 rok, a urządzenia służące do poruszanie się po mieście, a jednocześnie nie będące rowerem i samochodem, traktowano tak, jakby ich nie było. Przez trzy lata nie zmieniło się nic. Tak wtedy, jak i dzisiaj, nie da się jednak zaprzeczyć ich rosnącej popularności, odczuwalnej przez pieszych i rowerzystów.
Szczególnie po pojawieniu się na polskich chodnikach, deptakach i alejkach parków zupełnie nowych wynalazków, które mają ułatwiać szybkie przedostanie się z punktu A do punktu B z pominięciem samochodu. To Segwaye i elektryczne hulajnogi. Pierwsze spodobały się turystom odwiedzającym Kraków, którzy chętnie korzystają z usług wyspecjalizowanych wypożyczalni. Drugie służą mieszkańcom Warszawy i Wrocławia. Nie przyczyniają się do powstawania smogu, są ciche, ale i szybkie. Umożliwiają rozwinięcie prędkości nawet ponad dwudziestu kilometrów na godzinę. W zeszłym roku Gazeta Wyborcza zauważyła nawet zjawisko “Segwayizacji Plant”, czyli terenu zielonego okalającego Rynek Główny i przylegające do niego ulice. Opisał ją w felietonie pisarz i krytyk literacki Marcin Miłkowski. Przez kilka akapitów z sentymentem wymieniał uroki Plant – gwarne knajpy, spokój i dużo zieleni. Z sentymentem, bo przecież to się już skończyło. A wszystko właśnie przez wszędobylskie dwukołowce.
Elektryczne hulajnogi opanowały z kolei chodniki Wrocławia i Warszawy. Wypożycza je tam amerykański startup Lime. Przeglądając twittera można odnieść wrażenie, że nie mają one dobrej prasy, a to głównie przez użytkowników, którzy porzucają niewielkie jednoślady gdzie bądź – nawet na środku chodnika, bo Lime nie urządził stacji ich dokowania. “Nie wiem jak działa rozliczanie w Lime ale może ktoś ma wyliczone co do sekundy, żeby nie złapać następnej minuty i w ostatniej chwili robi kaskaderski skok i jak Małysz ląduje telemarkiem na chodniku. A biedna hulajnoga zostaje, bo kasa misiu kasa” – pisze jeden z mieszkańców stolicy.
Paradoksem jest to, że z Lime według regulaminu nie można jeździć po chodniku. Według prawa hulajnożysta powinien z kolei unikać dróg dla rowerów. W końcu jest pieszym. Rozwijającym prędkość nawet 20 kilometrów na godzinę, ale nadal pieszym. Status pieszego to jedno, praktyka – drugie. Jeśli przy ułożonym z nierównej kostki brukowej chodniku znajduje się płaska jak stół droga rowerowa, hulajnożysta czy rolkarz raczej się na nią przeniesie. Czy powoduje to konflikty między rowerzystami a użytkownikami UTO?
– Dla mnie problemu na razie nie ma. Widzę go gdzie indziej. – wyjaśnia działacz rowerowy Marcin Hyła – Formalnie takie urządzenia powinny być określane jako motorowery. Według obowiązującego prawa motorower to pojazd z napędem o mocy elektrycznej do czterech kW i konstrukcyjne ograniczoną maksymalną prędkość do 45 kilometrów na godzinę. Hulajnogi elektryczne i Segwaye spełniają tę definicję. – dodaje krakowski aktywista. W tej sytuacji kierujący takim pojazdem powinien mieć prawo jazdy, kask, a sam pojazd – tabliczkę rejestracyjną. Zauważa, że oprogramowanie hulajnogi można też zmienić, podkręcając jej osiągi o nawet kilkadziesiąt kilometrów na godzinę. Najszybsze dostępne na świecie modele osiągają nawet do dziewięćdziesiątki.
– Nawet zwykłemu rolkarzowi bliżej jest do rowerzysty, niż do przechodnia. Dlatego ścieżka rowerowa według mnie jest najbezpieczniejszym miejscem, po którym moglibyśmy się poruszać. – komentuje Paweł Kordas z Polskiego Związku Sportów Wrotkarskich – Zazwyczaj policja nie reaguje, jednak znam przypadki rolkarzy, których poproszono o opuszczenie drogi rowerowej, a nawet ukarano mandatem. W Holandii i Belgii ścieżki rowerowe są otwarte dla osób poruszających się na rolkach czy hulajnogach napędzanych siłą własnych mięśni – podkreśla Kordas.
Czy jest jakieś wyjście z prawnego klinczu, w którym znaleźli się użytkownicy UTO? To zależy od ustawodawców. Ci już w 2016 roku zauważyli, że Polacy są coraz bardziej elastyczni jeśli chodzi o poruszanie się po mieście. Nowela prawa o ruchu drogowym miała uzupełnić braki i skończyć z ignorowaniem rolek, deskorolek, longboardów, Segwayów. Miała się w niej znaleźć definicja “urządzenia transportu oobistego”, w skrócie UTO. Ich miejscem miała być droga rowerowa, a w przypadku nieprzekraczania prędkości osiąganej przez pieszego – również chodnik. Jak jednak wspomniałem wcześniej, jest rok 2019, a osoba na elektrycznej hulajnodze nadal ma status zwykłego pieszego.
– Rządzący wywrócili się na próbie uściślenia, czym jest UTO. To po prostu bardzo dynamiczny rynek. Określenie jasnej definicji jest bardzo trudne. To gimnastyka, bo skutki prawne nieprzemyślanej definicji ustawowej mogą być nieoczekiwane i wcale nie takie korzystne. – mówi Marcin Hyła.
Informacje o kolejnym podejściu do hulajnóg, segwayów czy deskorolek pojawiły się w drugiej połowie 2019 roku. Miały one być podobne do tych, o których usłyszeliśmy dwa lata wcześniej. Nowością była informacja o możliwych mandatach za zbyt szybkie poruszanie się UTO po chodnikach – nawet do 200 złotych.
Jakie są dalsze losy zmian w prawie? Na razie wszystko wskazuje na to, że żadne. Ostatnie, jeszcze optymistyczne doniesienia na ten temat, pojawiły się w grudniu, i podała je Rzeczpospolita – powtarzając to, czego można było dowiedzieć się z innych publikacji. Zwróciliśmy się więc do Ministerstwa Infrastruktury o komentarz w tej sprawie. W mailu umieściliśmy pytania między innymi o zakres konsultacji społecznych, planowanych zmianach w traktowaniu hulajnóg czy rolek, definicji UTO i planowanego terminu wprowadzenia nowych zapisów do kodeksu. Biuro prasowe resortu odpowiedziało jedynie, że zmiany regulującej nowe sposoby poruszania się po chodnikach na razie nie ma, bo nie była dotąd wymagana dyrektywami unijnymi. Kiedy się jej spodziewać? Nie wiadomo.
Na koniec fikcji prawnej musimy więc jeszcze poczekać, mimo że życie pędzi do przodu. Lime uruchamia właśnie sieć swoich hulajnóg w Poznaniu. Można przypuszczać, że ekspansja obejmie kolejne miasta, gdzie na chodnikach pojawią się piesi potrafiący rozwijać bez żadnego wysiłku około 20 kilometrów na godzinę.