Zależność od gazu importowanego z Rosji przez lata rzucała cień na Polskę. Znacznie większy niż na ogół nam się wydaje, bo Moskwa bardzo sprawnie korzysta z energetycznej „broni”. Także w zakulisowych rozgrywkach. Wpływając nie tylko na decyzje podejmowane w kraju, ale też u naszych sąsiadów. 2022 rok może być pierwszym od dawna bez obaw o dostawy gazu.
Przez ostatnie lata przyzwyczailiśmy się do uzależnienia od rosyjskiego gazu. Tymczasem – o czym doskonale wiedzą fachowcy – jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to jeszcze w tym roku uniezależnimy się od dostaw tego surowca ze wschodu. Będzie to efekt dwóch decyzji. Jedną, o budowie gazoportu w Świnoujściu, podjęto kilkanaście lat temu. W 2006 roku zrobił to rząd Kazimierza Marcinkiewicza. Drugą, o budowie rurociągu do Norwegii, podejmowano kilka razy i kilka razy z niej rezygnowano. Ale w tym roku Baltic Pipe ma ostatecznie zostać „dowieziony”.
Gazoport może zaspokoić nawet 1/3 potrzeb
W 1953 roku Wielki Smog Londyński zabił kilka tysięcy osób. Po tym wydarzeniu Wielka Brytania zdecydowała, że czas zrobić porządek z węglową „mgłą”, z której słynęła stolica i wprowadziła ustawy o czystym powietrzu. Te wymuszały zmianę sposobu ogrzewania domów i w efekcie zwiększyły zapotrzebowanie kraju na gaz. Interes zwęszyli Amerykanie, którzy opracowali nowy rodzaj statków – gazowce przewożące LNG. Przy ich budowie wykorzystano to, że gaz w niskich temperaturach znacząco zmniejsza objętość. Pierwszy transport przepłynął w 1959 roku z Luizjany do Anglii. Później handel rozwinął się tak bardzo, że dziś pływa cała flota takich gazowców.
Czytaj również: Wielki Smog Londyński. Jak go rozpędzono?
Dla nas ważniejsze od historii jest jednak to, że obecnie jest to sposób, który pozwala przewozić ogromne ilości gazu między kontynentami. A ten bardzo chętnie sprzedaje i Kuwejt, i Stany Zjednoczone. Te po opracowaniu technologii wydobycia gazu i ropy z łupków, stały się potęgą, kiedy chodzi o wydobycie i sprzedaż surowców energetycznych. Jak dużo mogą przewieźć statki? To oczywiście zależy od gazowca. Wśród najpopularniejszych są jednak takie, które za jednym razem transportują około 100 mln metrów sześciennych gazu (po regazyfikacji). To bardzo dużo.
Kilkadziesiąt transportów rocznie może pokryć znaczącą część zapotrzebowania Polski. Rozbudowany gazoport ma być w stanie przyjąć 7,5 mld m3 gazu rocznie. Głównie z USA i Kuwejtu. To około 1/3 naszego rocznego zużycia. Nie jest to więc jedynie, jak często się myśli, niewielki dodatek do naszych zamówień. To ich ważna część, która będzie jeszcze większa.
A co z resztą?
Dostawy gazu z Norwegii
Sprawa Baltic Pipe ciągnie się od bardzo wielu lat. Raz miał być. Później z niego rezygnowano. Projekt zapewnienia sobie dostaw norweskiego gazu pojawił się zaraz na początku III Rzeczpospolitej – jeszcze w 1991 roku. Upadł, kiedy dwa lata później podpisano wieloletnią umowę z Rosją. Na początku lat 2000 było tak blisko, że podpisano już nawet umowę. Tę jednak pogrzebało SLD. Później pojawił się jeszcze co najmniej raz, ale zawieszono go w 2009 roku. Powodem był kryzys. Przynajmniej oficjalnym.
Tym razem jednak – za czwartym podejściem – zanosi się na to, że projekt zostanie dokończony. Aktualnie podawany termin uruchomienia przesyłu przez rurę biegnącą z Norwegii do Polski przez Danię to początek października. Krótko przed tym, jak zakończy się nasza umowa z Gazpromem. Przez Baltic Pipe będzie do Polski mogło popłynąć 10 mld m3 gazu rocznie. To połowa naszego aktualnego zużycia, które wynosi ok. 20 mld m3 rocznie.
Łatwo policzyć, że gazoport i połączenie z Norwegią niemal w 100 proc. uniezależnią nas od importu surowca z Rosji. Resztę zapotrzebowania zapewnia krajowe wydobycie (to 4 mld m3 rocznie). Jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to w 2023 roku z Rosji będziemy importować głównie ropę i… węgiel. To pokazuje, jak dużo się zmienia, kiedy chodzi o polską energetykę.
Nowa sytuacja geopolityczna
Znaczenie zmian oraz ich skutki uwidocznią się dopiero za chwilę. Ale w międzyczasie trzeba spodziewać się różnych dziwnych zachowań ze strony Rosji. Będzie to bowiem duża zmiana dla naszych relacji z tym krajem. Moskwa straci jedną z najważniejszych metod wywierania nacisku na Warszawę. Gazoport i Baltic Pipe znacząco wzmocnią geopolityczną pozycję Polski. Na stole są bowiem nie tylko wielomiliardowe interesy, ale też sprawy geopolityki o bardzo dużym znaczeniu. Trzeba się jednak spodziewać, że w kolejnych miesiącach Moskwa nadal nie będzie się zachowywać grzecznie. Zapewne pojawi się też spora presja, by przedłużyć umowę z Gazpromem.
O tej zresztą donoszą już branżowe media, które wskazują między innymi na działania PR. Wiedza o tym jest ważna, bo świadome społeczeństwo jest odporniejsze na zagrywki tego rodzaju.
Ale ważne jest i to, że port i gazociąg to ważny i potrzebne kroki. Które nie zamykają jednak sprawy. Załatwiamy nimi bowiem problem importu gazu z Rosji, ale nie zmieniamy tego, że jest to surowiec z zagranicy (choć część dostaw z Norwegii ma pochodzić ze złóż eksploatowanych przez nasz PGNiG). Wciąż będziemy więc zależeć od zmian cen na światowych rynkach. Będziemy także zależeć od spalania paliw kopalnych i zakupów innych surowców energetycznych. Do tego prognozy mówią, że rozwój elektrowni i elektrociepłowni może wkrótce zwiększyć nasze zapotrzebowanie nawet o kolejne 10 mld m3 gazu rocznie. Tego Baltic Pipe i gazoport nie załatwią. Potrzebne byłoby także uruchomienie terminalu gazowego w Gdańsku, nad czym rozpoczęto prace.
OZE to nie tylko ekologia
Jest jednak sposób, by w średnim terminie zmienić i to. Mamy bowiem lokalne źródła energii, które można wykorzystać, by od zagranicznych surowców energetycznych uniezależnić się niemal całkowicie. Dziś jest to słońce, wiatr, a być może także energetyka jądrowa oraz wodorowa. Pełne bezpieczeństwo energetyczne może zapewnić tylko konsekwentna i szybka transformacja energetyki w stronę źródeł odnawialnych i bezemisyjnych. Takich, które zapewniają niezależność od surowców kupowanych za granicą. Dokładnie po to je wymyślono. I przede wszystkim dlatego, a nie przez wzgląd na ekologię, oparła się na nich część krajów zachodniej Europy.
Trudne? Francja o przestawieniu energetyki na atom zdecydowała w marcu 1974 roku. W grudniu w budowie były już trzy pierwsze elektrownie. Wiatraki i fotowoltaikę buduje się łatwiej.
Korzyścią dodatkową – i kiedy spojrzeć na większy obraz oraz zagrożenie zmianami klimatu – nawet ważniejszą, będzie lepszy stan środowiska naturalnego i niższe emisje gazów cieplarnianych.
Dla Polski oznaczałoby to podwójną wygraną.
Czytaj również: Najwyższa Izba Kontroli zbadała bariery rozwoju OZE. Winny m.in. brak rozporządzeń ministra