Dla ponad dwumilionowej chińskiej armii to niewielki ubytek. Ale płucom 70 milionów Chińczyków z prowincji Hebei „militarne” przedsięwzięcie może zapewnić głębszy oddech ulgi. Sadzony przez żołnierzy las ma pokryć obszar o powierzchni Irlandii.
Chińskie władze zaostrzają antysmogowy kurs, choć wciąż robią to na pół gwizdka. Jednak nawet jeśli „leśny” projekt ma pod tym względem ograniczony potencjał, to i tak budzi szacunek swoim rozmachem. Na front walki z zanieczyszczeniami powietrza Państwo Środka delegowało ponad 60 tys. mundurowych z szeregów Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej. W sadzeniu drzew pomagają im funkcjonariusze ze specjalnego oddziału policyjnego przeznaczonego do patrolowania terenów leśnych. Zostali oni zwerbowani ze swoich jednostek w Wielkim Chinganie, paśmie górskim przy granicy z Rosją, określanym mianem „zielonych płuc Chin”.
Chińska Irlandia
Wrażenie robi nie tylko liczebność siły roboczej zaangażowanej w przedsięwzięcie, ale również obszar, na jaki zostało zakrojone. Do końca roku mundurowi mają zasadzić drzewa na powierzchni 84 tys. kilometrów kwadratowych, co odpowiada rozmiarom Irlandii. Las „wyrośnie” w prowincji Hebei, na której terytorium znajduje się Pekin. Ludność tej jednostki administracyjnej liczy niemal 70 milionów przy gęstości 363 os./km². W tych warunkach jej mieszkańcom zdecydowanie przyda się większa dawka tlenu. Tym bardziej że region uchodzi za główne źródło smogu zasnuwającego stolicę.
Akcja zalesiania Hebei nie jest doraźnym zrywem obliczonym na zazielenienie okolic Pekinu. Jak wynika z oświadczenia Zhanga Jianlonga, szefa Państwowej Administracji Leśnej, chodzi o zwiększenie udziału terenów leśnych w ogólnej powierzchni Chin z aktualnych 21 proc. do 26 proc. w 2035 r. Do końca dekady wskaźnik ten ma wzrosnąć do 23 proc.. Dla porównania – w Polsce obszary leśne zajmują nieco ponad 29 proc. (9,2 miliona ha przy 208 milionach w Chinach). Narodowy Program Zwiększania Lesistości przewiduje zwiększenie tego odsetka do 30 proc. w roku 2020 i 33 proc. w 2050. W ujęciu procentowym wypadamy więc lepiej, ale – co zrozumiałe, biorąc pod uwagę różnicę „areałów” – pod względem tempa zalesiania na Chińczyków nie ma mocnych. W ciągu ostatnich pięciu lat Państwo Środka zwiększyło powierzchnię lasów o 34 miliony ha, co odpowiada niemal czterokrotności lesistości Polski.
Niewielki skok naprzód
Wydawałoby się więc, że wszystko pięknie. Kłopot w tym, że sadzenie drzew nie pomaga rozwiązać kwestii smogu, a jedynie nieznacznie zmniejsza narażenie na zanieczyszczenia. Głównym źródłem problemu jest niska emisja pochodząca z domowych palenisk. W przypadku Chin dotyczy to szczególnie w północnej części kraju, gdzie panuje wyższe ubóstwo i niższe temperatury. Władze próbują wprawdzie ograniczyć liczbę kopciuchów, ale pod tym względem radzą sobie wolniej niż z sadzeniem lasów. Paliwami stałymi „żywi się” także chiński przemysł, który również generuje spore ilości zanieczyszczeń. W zeszłym roku zamknięto wprawdzie część zakładów, które przekroczyły normy emisji szkodliwych substancji, ale było to działanie o charakterze tymczasowym.
Pod względem optymalizacji działań antysmogowych ChRL trudno uznać za prymusa. Z drugiej strony widać, że Chiny mają ambicję pokazania się światu od ekologicznej strony. Według styczniowego raportu IEFA Państwo Środka jest wiodącą siłą napędową wśród światowych gospodarek pod względem inwestycji w energię odnawialną. W 2017 r. Chiny zainwestowały w projekty z tej dziedziny 44 miliardy dolarów – o 12 miliardów więcej niż w roku poprzednim. Trzeba przyznać, że liczby te ładnie komponują się z danymi dotyczącymi zalesiania Mandżurii.
Fot. RichardBH/Flickr.