Doktor Tadeusz Zielonka z Katedry Medycyny Rodzinnej Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego postanowił sprawdzić, na jakim poziomie jest wiedza lekarzy dotycząca smogu i niebezpieczeństw za nim idących. Wyniki pokazują jednoznacznie: przed pracownikami medycznymi jeszcze długa droga.
Badanie miało formę ankiety – anonimowej, dobrowolnej i uzupełnianej od razu, bez zastanawiania się i konsultacji z innymi lekarzami. Kwestionariusz zawierał 14 pytań. Uczestniczyło w nim 141 lekarzy rożnych specjalizacji w wieku od 26 do 73 lat – czy 95 proc. wszystkich lekarzy pracujących w jednym z warszawskich szpitali.
Zadano szereg pytań, z których wynikło, że:
95 proc. lekarzy uważa, że wiedza na temat skutków idących za zanieczyszczeniami jest dla nich ważna
73 proc. ocenia swoją wiedzę jako niewystarczającą
Ponad 70 proc. lekarzy czerpie informacje głównie z Internetu
95 procent nie wie, jakie są dopuszczalne stężenia pyłów
55 proc. nie wie jakie są źródła smogu w ich miejscu zamieszkania
Tylko 3 proc. prawidłowo odpowiedziało na trzy pytania testowe sprawdzające ich wiedzę w tym zakresie
Skąd pomysł na badanie świadomości lekarzy na temat smogu?
To wynikło po pierwsze z mojego osobistego doświadczenia. Gdy zainteresowałem się tematem zanieczyszczeń powietrza, zorientowałem się, jak wiele się zmieniło od czasów studiów. Zobaczyłem, że tak naprawdę nie wiem zbyt wiele. Dlatego sam zacząłem się dokształcać, chodzić na konferencje, czytać. Musimy być świadomi, że wiedza w tej dziedzinie w ostatnich 15-20 latach bardzo się zmieniła. A zauważmy, że lekarz w Polsce ma średnio 55 lat, a więc opuścił uczelnię 30 lat temu. Jeśli się nie dokształca, jego wiedza na temat skutków zdrowotnych zanieczyszczeń zatrzymała się kilkadziesiąt lat temu i nie odpowiada współczesnym potrzebom. Sam, szukając różnych szkoleń, nie znalazłem w Polsce takich, na których można by było się dowiedzieć czegoś o zdrowotnych konsekwencjach smogu. Z czego to wynika? Niemal wszystkie szkolenia są organizowane lub finansowane przez firmy farmaceutyczne, które tematykę dostosowują do swoich wyrobów. A ten temat nie jest w kręgu zainteresowań przemysłu farmaceutycznego. Coraz więcej można przeczytać i usłyszeć na temat skutków zdrowotnych smogu od ludzi niezwiązanych z medycyną. Zorientowałem się, że o zdrowiu mówią nie lekarze, a ekolodzy lub naukowcy z innych dziedzin. A to lekarz powinien przekazywać taką wiedzę, Ekolog czy inżynier może te informacje wykorzystywać w swojej działalności. Szczególnie ważne jest jednak, aby lekarze wykorzystywali swoją wiedzę w codziennej praktyce. Badania wykazały, że nawet, jeśli jakąś wiedzę mają, to jej nie wykorzystują.
Według Pana badań, 95 procent lekarzy uważa, że ta wiedza jest przydatna, a 73 proc. uważa swoją wiedzę za niewystarczającą. Ale czy do jej poszerzenia potrzebują szkoleń? Nie wystarczy poczytać o badaniach?
Zadałem lekarzom pytanie: jaką formę edukacji preferujesz? Musi Pani pamiętać, że jeden jest słuchowcem, drugi wzrokowcem, jeden woli podręcznik a inny Internet, każdy potrzebuje bodźców odmiennych form kształcenia. Lekarze odpowiadali, że najczęściej czerpią wiedzę z Internetu, a większość wolałaby z konferencji naukowych, wykładów ekspertów. Wiedza o której Pani mówi jest łatwo dostępna, ale nie jest specjalistyczna. Dlatego wolimy konferencje. Ten obyczaj będzie się zmniejszał w nowej generacji, bo dla młodych Internet jest podstawowym źródłem informacji. Ale proszę pamiętać o demografii polskiej służby zdrowia. Lekarze to w dużym procencie ludzie zbliżający się do podeszłego wieku. Oni nie korzystają tak chętnie z Internetu, wolą usłyszeć wszystkie informacje na tradycyjnym szkoleniu.
To jest jednak trochę przerażające, że znacząca większość nie wie, jakie są dopuszczalne stężenia pyłów.
Racja, większość lekarzy tego nie wie. Sam ich jeszcze niedawno nie znałem, choć jestem pulmonologiem i wykładam na uczelni. Ekolodzy wiedzieli to dawno, a ja, lekarz nie. Mimo że działam w towarzystwie naukowym i edukuję studentów i lekarzy. Zacząłem się jednak zastanawiać, czy jestem wyjątkiem, czy może inni mają ten sam problem. Wśród badanych lekarzy aż 94 procent nie wiedziało, jakie są dopuszczalne przez WHO normy, a 95 nie znało norm polskich. Nie jest to spowodowane doborem badanej grupy. Myślę, że jeśli byśmy mieli zrobić test, nie znalazłoby się w całej Polsce nawet 10 procent lekarzy znających prawidłową odpowiedź na to pytanie. To potem rzutuje na kontakt z pacjentem – skoro lekarz nie wie, ile pyłu, benzo(a)pirenu czy innej substancji może być w powietrzu, nie jest w stanie interpretować medialnych doniesień na ten temat. Dlatego tak potrzebne są szkolenia.
Jest coś, co Pana zaskoczyło po przeprowadzeniu tych badań?
Skala problemu. Wiedziałem, że wiedza jest mała, ale nie że aż tak minimalna. Zaskoczyło mnie też poczucie lekarzy, że powinni wiedzieć więcej, ale nie mają skąd czerpać wiedzy, brakuje im odpowiednich form kształcenia.
Skoro już wiadomo, że lekarze chcą się kształcić, to planuje Pan jakieś dalsze kroki? Organizację szkoleń czy warsztatów?
Chcę coś takiego stworzyć – uruchomić pakiet edukacyjny, żeby wypełnić tę lukę i zaspokoić potrzebę. Chciałbym, żeby to ruszyło już w 2017 roku. Jesteśmy w fazie dyskusji i szukania partnerów. Wybór jest spory, bo przecież lekarzy szkoli Izba Lekarska, Centrum Kształcenia Podyplomowego, uczelnie medyczne itp. Tych instytucji jest dużo. Opracowujemy obecnie koncepcję. Edukacja, żeby była skuteczna, musi być dobrze zorganizowana. Takie szkolenie musi się zacząć od liderów, od ordynatorów i starszych lekarzy. Bo młodzi, jeśli mają inicjatywę i nowoczesną wiedzę, mogą nie przebić się z nią u swoich szefów. Dlatego szkolenie będzie dwustopniowe – najpierw dla liderów, a potem dla młodych lekarzy. Trzeba przekonać środowisko lekarskie, jak ważna medycznie to sprawa! Wie Pani, najgorsze jest to, że nawet jeśli już mamy wiedzę i przekazujemy jej pacjentom. W dużej mierze to wynik braku czasu dla chorego. Zbyt mało jest w Polce lekarzy i nie mogą oni realizować zadań.
Jak to?
Ostatnio były spore przekroczenia benzo(a)pirenu w Warszawie. Moi pacjenci znacznie gorzej się czuli, więc ja poświęcałem im czas, żeby wytłumaczyć, skąd to się bierze. Ale przez to przekraczałem czas przeznaczony na wizytę. Wytłumaczenie trwa dłużej niż tylko zbadanie i wypisanie recept. Kolejki się wydłużały, były pretensje, szczególnie ze strony kierownictwa przychodni. Brakuje nie tylko wiedzy, ale też czasu na edukację pacjentów. To powinno się zmienić.