Czy wulkany emitują więcej CO2 niż ludzie? Nie. Ale jest to jeden z najpopularniejszych mitów, który pojawia się w niemal każdej internetowej dyskusji dotyczącej zmian klimatu i globalnego ocieplenia. Wulkany rocznie emitują ok. 1/100 tego, co ludzie. Nawet największe erupcje wulkaniczne to zaledwie ułamek tego, co do atmosfery wypuszcza przemysł i auta.
Deep Carbon Observatory to program, który jest związany z amerykańską Narodową Akademią Nauk. Skupia naukowców z różnych dziedzin, którzy badają to, jak wygląda obieg węgla (pierwiastka) na Ziemi. W tym i to, ile węgla jest uwięzione pod ziemią. Są to najlepsi specjaliści w tej dziedzinie. Z okazji 10-lecia programu przygotowali serię artykułów poświęconych temu tematowi. W tym wulkanom.
Obserwatorium – to ciekawe – monitoruje na bieżąco emisje z dziewięciu wulkanów, w których zamontowano specjalne czujniki. Poza tym przygląda się na przykład temu, jak wiele węgla jest „uwięzione” w bakteriach i archeonach żyjących pod ziemią, w tym pod dnem mórz i oceanów.
Wulkany w rok emitują tyle CO2, co ludzie w 2,5 doby
Zgodnie z ich wyliczeniami – w 2019 roku opublikował je serwis naukowy EurekAlert – roczne emisje dwutlenku węgla do atmosfery z wulkanów mieszczą się w przedziale 280 do 360 milionów ton. To duża liczba. I mniej niż 1 proc. emisji, za które odpowiadają ludzie. W 2019 roku – za portalem Statista.com – emisje pochodzące ze spalania paliw kopalnych przekroczyły poziom 36 gigaton (miliardów ton). Do tego dołożyło się 6 gigaton związanych ze zmianami w użytkowaniu gruntów (wylesianiem, pożarami lasów, itp…). Oznacza to, że ludzie potrzebują obecnie zaledwie 2,5 dnia, by wyemitować do atmosfery tyle CO2, ile wszystkie wulkany świata wyrzucają w rok.
Szacuje się, że w spokojnym roku Etna emituje do atmosfery około miliona ton CO2.
To równowartość mniej więcej miliona podróży lotniczych na trasie Londyn – Nowy Jork. (Na pasażera, w obie strony.)
W niespokojnych liczby są jednak znacząco wyższe.
Wielkie wybuchy?
Rząd wielkości zmieniają tutaj wielkie wybuchy, ale też… nie tak znowu bardzo. W 1991 roku, kiedy uaktywnił się Pinatubo na Filipinach, doszło do jednego z największych wybuchów wulkanu w XX wieku. Ewakuowano 50 tysięcy osób, a ponad 800 ludzi straciło życie. Wybuch był tak silny, że Pinatubo stracił 260 metrów wysokości. Przed nim miał 1745 m nad poziomem morza, po nim – 1486 metrów. Pyły zostały wyrzucone na 40 kilometrów w górę i osiągnęły poziom stratosfery.
Szacunkowa emisja z tego wybuchu to 42 miliony ton dwutlenku węgla.
Aktualnie ludzie emitują tyle w około 8 godzin.
Ochłodzenie atmosfery
Co więcej naukowcy wskazują, że duże wybuchy wulkanów… ochładzają atmosferę. Dzieje się tak dlatego, że dwutlenek węgla nie jest jedynym gazem, który emitują. Innym jest dwutlenek siarki, który po dostaniu się do atmosfery zmienia się w aerozole odbijające promieniowanie słoneczne. Po wielkim wybuchu wulkanu wokół ziemi powstaje po prostu dodatkowa osłona przeciwsłoneczna.
Efektem jest obniżenie temperatury. Na przykład w 1815 roku wybuchła Tambora, która znajduje się w dzisiejszej Indonezji. W 1816 roku temperatury spadły na tyle, że przeszedł on do historii jako „rok bez lata”. A rolnicy mieli tak duże problemy, że półkula północna głodowała.
Pyły z wybuchu Pinatubo osiągnęły poziom kilkudziesięciu kilometrów. Obrazy satelitarne pokazują, jak chmura z wybuchu – jej grubość dochodziła do 200 metrów – kilkukrotnie okrążyła ziemię. Co ważniejsze wybuch wulkanu wyemitował też 17 milionów ton dwutlenku siarki. SO2 łącząc się z tym, co już było w atmosferze, stworzył warstwę przeciwsłoneczną, która – jak szacowano – odbijała nawet 10 procent promieniowania. Efektem było obniżenie temperatury.
Na półkuli północnej średnia temperatura spadła o 0,5 – 0,6 stopnia Celsjusza. Na południowej o około 0,4 stopnia Celsjusza. Wzrosła za to temperatura w stratosferze, gdzie powstała po wybuchu „chmura” wyłapywała promieniowanie słoneczne. Efekty wybuchu były widoczne przez trzy lata.
„Kopiowanie” wybuchów wulkanów
Efekty były tak duże, że wśród zwolenników walki ze zmianami klimatu z pomocą tzw. geoinżynierii, bardzo modny stał się pomysł „rozpylania aerozolów” w atmosferze. Odwołują się do niego ludzie, którzy argumentują, że nie trzeba ograniczać emisji CO2. A jedynie zapanować nad ich efektami z pomocą różnych inżynieryjnych rozwiązań.
Jednym z nich jest właśnie idea skopiowania wulkanicznej erupcji w atmosferze. I stworzenia – na przykład z pomocą samolotów – wokół Ziemi ochronnej warstwę przeciwsłonecznej. Taką ideę propagował na przykład Matt Ridley w „Racjonalnym optymiście”. Ale nie tylko on. To jeden z popularniejszych pomysłów tego rodzaju.
Jak więc widać, kiedy chodzi o walkę z walką ze zmianami klimatu, nie ma żadnych przeszkód, by tego samego argumentu używać na dwa różne sposoby. Które są sprzeczne, bo kiedy trzeba bronić jednego pomysłu, wulkany mają atmosferę ocieplać, a kiedy innego – ochładzać.
Fot. Shutterstock. Góra Etna.