Ogród społeczny jest miejską ostoją spokoju, pomaga wracać do dzikiej natury i sąsiedzkich przyjaźni, uczy pracy z ziemią. Niestety, nie wszyscy potrafimy to docenić, jak pokazuje przykład ogrodu Salwator w Krakowie, który spotkał się ostatnio z nasilonym wandalizmem. Ogólnodostępny, zielony teren zbiera obecnie środki na swoją odbudowę, by ponownie cieszyć się nim na wiosnę.
Ogród Społeczny Salwator jest oddolną inicjatywą, prowadzoną od 2019 roku. Kiedy jego założyciele pracowali nad koncepcją tego miejsca, uznali, że skoro działka jest nieodpłatnie udostępniana przez miasto, a teren rozległy i ma służyć wszystkim, nie będą go odgradzać. Po otwarciu zdarzały się więc jakieś incydenty, ale w niewielkiej skali – kradzież łopaty, jakiś napis na ławce, pojedyncze śmieci.
Z czasem, gdy zielona przestrzeń stawała się bardziej popularna i stanęły w nim kosze do segregacji, problem śmiecenia narastał. Pojemniki zapełniały się w dramatycznym tempie, co paradoksalnie wcale nie zniwelowało problemu śmieci na terenie samego ogrodu. Wolontariusze nie dawali rady ich wywozić. Zdecydowali się więc usunąć kosze i umieścić tabliczki z prośbą, żeby zabierać wszystkie odpady ze sobą. To pomogło, ale na chwilę. Ostatni sezon okazał się przełomowy, niekoniecznie w pozytywnym znaczeniu.
Popielniczka z wazonu i doniczki
– Gdy wcześniej pojawiały się śmieci, czy napisy, dawaliśmy z tym radę, uznając, że tego typu pojedyncze akty dewastacji nie niosą bardzo dużej szkodliwości. W ostatnim sezonie skala nas jednak przerosła. Każda nasza wizyta w ogrodzie zaczynała się od wynoszenia śmieci. W tym zbierania petów, które były gaszone wszędzie, np. w wazonach na kwiatki czy butelkach do podlewania roślin. W ognisku znajdowaliśmy deski z naszych mebli – opowiada w rozmowie ze SmogLabem pomysłodawczyni inicjatywy Zuzanna Heczko.
– Za każdym razem pojawiały się też nowe malunki, które nie tylko burzyły estetykę, ale już nawet praktyczną funkcję ogrodu; ściany szklarni pomazano do tego stopnia, że już nie przepuszczają światła. Podjęliśmy próby zmycia tego, kupiliśmy specjalne środki, ale uratowaliśmy tylko jeden fragment. Tymczasem, dwa dni później od naszego czyszczenia, pojawiły się na niej nowe napisy, w większej liczbie niż na samym początku – dodaje.
W ogrodzie pojawiły się więc tabliczki, sugerujące, jak zachowywać się w jego przestrzeni. – Ich treść nie była atakująca, wręcz zapraszająca do korzystania z ogrodu, ale przy zachowaniu pewnych standardów wspólnego bycia. Co co tak naprawdę możemy więcej zrobić, oprócz liczenia na dobrą wolę odwiedzających? Nie widzę innego, skutecznego rozwiązania niż przekonanie ludzi, że taka przestrzeń ma wspólną wartość – podkreśla Zuza.
Czytaj również: Zrzucili się na wspólny las w górach. Będzie chroniony i ogólnodostępny
„Ludziom można też zaufać”
A wartość to duża, bo tak jak w innych tego typu miejscach na terenie całego kraju, odbywają się pikniki mieszkańców, warsztaty ekologiczne i ogrodnicze, kręgi pieśni dla ziemi, święto bioróżnorodności, czy wspólne korzystanie z grządek i szklarni, które przynoszą zdrowe warzywa.
– Ludziom można też zaufać, bo gdy zakładaliśmy grządki, mieliśmy obawy, że wsadzimy mnóstwo energii w sadzenie, podlewanie, a ktoś przyjdzie i wszystko zbierze. A ten aspekt okazał się bezproblemowy! Sałaty, czy buraczki liściowe zostawały wręcz w takich ilościach, że nie mogliśmy ich przejeść – opowiada nasza rozmówczyni. – Przez ostatnie dwa lata mieliśmy granty na sadzonki i nasiona, więc tym bardziej mogliśmy dzielić się tymi dobrami z innymi. W nowym sezonie bierzemy też pod uwagę udostępnianie ogrodu dla indywidualnych, własnych grządek.
Wszystko robili sami, teraz potrzebują pomocy
Zanim jednak nowy sezon nastanie, ogród wymaga doprowadzenia go do porządku, dlatego w sieci ruszyła zbiórka środków na ten cel. Pieniądze są potrzebne na zakup nowego poliwęglanu do szklarni i nowych ławek. Zebrane fundusze mają pokryć również farby do odmalowania zdewastowanych elementów, tablic informacyjnych, środki czystości, itd. Jeśli zebrana kwota przewyższy podstawowe potrzeby, zainwestują w monitoring, system nawodnienia ogrodu i nowe rośliny.
– Wiem, że może wydarzyć się znowu to samo, ale chcemy zawalczyć o to miejsce i dać znać, że ktoś się nim opiekuje, o nie dba i nie chce, żeby była zawłaszczana w tak szkodzący sposób, który uprzykrza życie nie tylko zaangażowanym w ogród, ale też innym odwiedzającym – wyjaśnia Zuza.
Z ogrodem związana jest od zawsze, to ona pozyskała teren od Krakowa. Marzyła o tym, żeby uprawiać warzywa, zająć się ziemią, ale nie miała do tego własnego miejsca, oprócz balkonu. Znała inne krakowskie grody społeczne, ale wiedziała, że czarująca dzielnica Salwatoru zasługuje na swój własny. Poznała ludzi z podobnymi zainteresowaniami i udało się – dali miastu nową, zieloną przestrzeń. Jednocześnie pokazali, że niskim kosztem można wykorzystywać nieużytki i oddawać je mieszkańcom. Jak dziś wspomina, cały proces tworzenia tej przestrzeni toczył się bardzo naturalnie; nie było z góry założonego planu zagospodarowania ogrodu, ale obserwacja relacji wolontariuszy z nim – tam, gdzie najczęściej sami odpoczywali na kocu, dziś znajduje się miejsce rekreacji; tam, gdzie chodzili, powstały ścieżki.
Heczko podsumowuje: – Wsparcie zrzutki to jedno, ale zapraszamy do nas wszystkich, którzy mają ochotę w jakiś sposób dołączyć, bo w ten sposób, wspólnie, odzyskamy to miejsce do celów, któremu miało rzeczywiście służyć.
Czytaj również: Sąsiedzi wypożyczają rzeczy zamiast kupować nowe. Zyskuje środowisko
—
Zdjęcia: Ogród Społeczny Salwator / Facebook