Pożary, które trawią kanadyjskie lasy, już teraz są rekordowe, a to dopiero połowa sezonu. Zniszczyły duże połacie lasów i odcisnęły swoje piętno na zdrowiu ludzi. To nie wszystkie konsekwencje pożarów. Doprowadziły też do olbrzymiej emisji dwutlenku węgla do atmosfery, tym samym stając się dodatnim sprzężeniem zwrotnym ocieplającego się klimatu.
Pożary, za którymi stoi globalne ocieplenie
Ten wyjątkowo długi, uporczywy sezon pożarów lasów w Kanadzie został spowodowany przez zmiany klimatu. Kanada ze względu na swoje położenie geograficzne należy do państw i regionów świata z najszybciej zmieniającym się klimatem. W latach 1948-2022 średnia temperatura w Kanadzie wzrosła o 1,9oC. To blisko dwukrotnie więcej niż średnia globalna. Przyczyną tego stanu rzeczy jest oddziaływanie czapy polarnej Oceanu Arktycznego. Ta kurcząc się od lat, znacznie wpływa na roczne i sezonowe temperatury w Kanadzie, Alasce czy na Syberii.
Ciepłe i suche warunki, jakie panowały wiosną tego roku w Kanadzie, bardzo szybko stworzyły punkt zapalny dla dzikich pożarów. Tym bardziej że większość z tych pożarów nie została spowodowane przez bezpośrednią działalność człowieka, a uderzenia piorunów. „Sezon pożarów trwa teraz dłużej z powodu zmian klimatu. Wiosna nadchodzi kilka tygodni wcześniej, a jesień kilka tygodni później. Więcej jest czasu na pożary i wypalanie łąk”, powiedział Edward Struzik z Uniwersytetu Queen’s w Belfaście.
Według prowadzonych od ponad 50 lat obserwacji wynika, że sezon pożarów w Kanadzie znacznie się wydłużył. W ostatnich latach pożary zaczynają się średnio tydzień wcześniej i tydzień później się kończą. To oczywiście średnia wieloletnia. Każdy rok jest inny, bo są lata, kiedy jest chłodniej i wilgotniej. Średnio rzecz ujmując widać ostatnio, że początek sezonu nie zaczyna się w maju, a już w kwietniu. A to będzie wiązało się z konsekwencjami.
Czytaj także: Pożary w Kanadzie nową rzeczywistością. Z czasem będzie coraz gorzej
Zatrute powietrze
Jedną z nich jest jakość powietrza. Dymy z pożarów lasów w Kanadzie ogarnęły wiele miast w Ameryce Północnej. Dotarły m.in. nad Nowy Jork, czyniąc metropolię jedną z najbardziej zanieczyszczonych na świecie. Wskaźnik AQI kreślący stan jakości powietrza 7 czerwca osiągnął wartość 342. To bardzo wysoka wartość, stanowią poważne zagrożenie dla zdrowia „To może być pierwszy raz, kiedy doświadczyliśmy czegoś takiego na taką skalę”, powiedział burmistrz Nowego Jorku, Eric Adams. „Zmiany klimatu przyspieszają te warunki. Musimy nadal ograniczać emisje i poprawiać jakość powietrza oraz budować naszą odporność”.
Dymy z kanadyjskich pożarów dotarły nad zachodnią Europę. Głównie nad region Półwyspu Iberyjskiego, co było szczególnie widoczne pod koniec czerwca. Ich pływ na jakość powietrza był na szczęście dość niewielki. „Transport dymu na duże odległości, który obecnie monitorujemy, nie jest niczym niezwykłym i nie oczekuje się, że będzie miał znaczący wpływ na jakość powietrza w Europie”, poinformował Copernicus. Dym niesiony był na wysokości 1000 metrów, a po drodze ulegał rozproszeniu.
A jak taki poziom zanieczyszczeń w Nowym Jorku ma się do nas? Porównanie jest dość problematyczne. „Trudno to określić. Amerykanie posługują się swoim wskaźnikiem jakości powietrza AQI, czyli Air Quality Index. AQI sumuje wszystkie rodzaje zanieczyszczeń. My się takim wskaźnikiem nie posługujemy”, wyjaśnia Piotr Siergiej, prezes Polskiego Alarmu Smogowego. Jednak jak dodaje, podobna sytuacja choć zdarza się w polskich bardzo rzadko, to ma miejsce.
Gigantyczne emisje dwutlenku węgla
Ten sezon pożarów lasów w Kanadzie wciąż trwa i prędko się nie skończy. Nawet jeśli nadejdzie ochłodzenie i opady, będzie to sytuacja przejściowa. Poza tym, jak wyżej wspomniano, pożary wywołują burze, więc sytuacja co najmniej do końca sierpnia się nie zmieni. Do tej pory spłonęło blisko 9 mln ha lasów i zarośli, to rekord. Wraz z tymi spalonymi drzewami od atmosfery dostały się ogromne ilości CO2. Według europejskiej agencji monitorującej klimatu Copernicus w pierwszym półroczu 2023 kanadyjskie lasy wyemitowały rekordową ilość tego gazu. Dokładnie 160 mln ton. To mniej więcej połowa tego, co rocznie emituje cała Polska. Poprzedni rekord kanadyjskich pożarów padł w 2014 roku – 140 mln ton.
„Emisje z tych pożarów są obecnie największymi emisjami rocznymi dla Kanady w ciągu 21 lat naszego zbioru danych”, pisze w oświadczeniu Copernicus. Co ciekawe, do pierwszych dni maja emisje CO2 z kanadyjskich pożarów mieściły się w granicach średniej, radykalny wzrost nastąpił dopiero w maju, kiedy Kanadę ogarnęły fale upałów i przechodzące co jakiś czas gwałtowne burze.
Dodatnie sprzężenie zwrotne
Te emisje mogą wydawać się niewielkie na tle rekordowych 1,8 mld ton CO2, jakie zostały wyemitowane przez wszystkie pożary lasów na świecie w 2021 roku. Jednak sezon pożarów jeszcze się nie skończył. Do gry zaczyna też wchodzić Syberia, gdzie w Jakucji według oficjalnych danych płonie ponad 60 tys. ha terenu. Z każdym dniem, z godziny na godzinę sytuacja się tam pogarsza ze względu na utrzymujące się wysokie temperatury.
Prawdziwe emisje CO2 mogą okazać się jeszcze większe, bo tam gdzie występują pożary i fale upałów, dochodzi do wtórnej emisji związanej z nagrzewaniem się gruntu. Topnieje wieczna zmarzlina, która uwalnia do atmosfery metan – silny gaz cieplarniany. Ten średnio 25 razy silniejszy od CO2 gaz cieplarniany po kilku latach ulega rozkładowi, zamieniając się w CO2. Same zaś lasy borealne Kanady magazynują w sobie 200 mld ton węgla organicznego, co stanowi ekwiwalent kilkudziesięciu lat emisji CO2 do atmosfery przez człowieka. Pożary na Dalekiej Północy mogą stać się dodatnim sprzężeniem zwrotnym prowadzącym do niekontrolowanego dalszego ocieplenia klimatu.
–
Zdjęcie: Oxanaso/Shutterstock