Profesor Sir Bob Watson, wybitny klimatolog z Wielkiej Brytanii niedawno wyraził swoje zaniepokojenie co do zdolności globalnej inicjatywy, by zatrzymać postępujące ocieplenie klimatu. Watson ma na myśli bardzo nieodległą perspektywę na przekroczenie progu 1,5oC. Nie widzi on szans na uniknięcie przekroczenia tego progu.
Pesymizm naukowca
W wywiadzie dla BBC Bob Watson pod koniec lipca powiedział, że jest „pesymistą”. Jego w ostrzegawczym tonie słowa pojawiły się w sytuacji, kiedy Europa doświadczała rekordowej fali upałów. „Myślę, że większość ludzi obawia się, że jeśli zrezygnujemy z limitu półtora stopnia Celsjusza, którego moim zdaniem nie osiągniemy, to w rzeczywistości jestem bardzo pesymistycznie nastawiony do osiągnięcia nawet dwóch stopni, jeśli pozwolimy, aby cel stawał się coraz luźniejszy, coraz wyższy, rządy będą robić jeszcze mniej w przyszłości”.
Jak należy interpretować stwierdzenia prof. Watsona? Uważa on, że cel półtora stopnia jest już przegrany. Obecnie świat jest cieplejszy o 1,2oC, a wielkimi krokami zbliżamy się do świata cieplejszego o 1,5oC. Kilka miesięcy temu Światowa Organizacja Meteorologiczna stwierdziła, że szansa na tymczasowe przekroczenie progu 1,5°C stale rośnie od 2015 roku. WMO oceniła, że między w latach 2022-2026 istnieje 50 proc. szans na przekroczenie progu półtora stopnia. Tłumacząc dalszą część jego wypowiedzi, to nie powinno się w żadnym wypadku luzować celów klimatycznych. Powinno się wręcz maksymalizować cele, inaczej nie będzie politycznej woli działania.
Zasadność pesymizmu
Cel jest przegrany, tym bardziej że w lipcu kilkakrotnie dzienne globalne temperatury na Ziemi były o 1,5oC wyższe od średniej preindustrialnej. Były to chwilowe przekroczenia, ale to pokazuje, że zbliżamy się wielkimi krokami do tego progu. Mimo to wciąż jesteśmy w grze i wielu wzywa do działania. „Ekstremalna pogoda, która w lipcu dotknęła wiele milionów ludzi, jest niestety brutalną rzeczywistością zmian klimatu i przedsmakiem przyszłości”, powiedział sekretarz generalny WMO, prof. Petteri Taalas. „Konieczność ograniczenia emisji gazów cieplarnianych jest pilniejsza niż kiedykolwiek wcześniej. Działania na rzecz klimatu nie są luksusem, ale koniecznością”.
Watson stwierdził przy tym, że stanie się tak z pewnością, jeśli nie będą podejmowane żadne wysiłki na rzecz ograniczenia emisji CO2. W takiej sytuacji trudno jest mówić o szansach także co do dwóch stopni. Pesymizm Watsona bierze się przede wszystkim z tego, co dziś świat robi. A jak pokazuje ostatni raport Global Carbon Budget, nie robi nic. W ubiegłym roku światowe emisje CO2 nie spadły tak jak wcześniej w wyniku skutków pandemii koronawirusa. Wpuściliśmy do atmosfery kolejne 37 mld ton CO2. Ilość CO2 w atmosferze co roku bije nowe rekordy. Według pomiarów NOAA w czerwcu tego roku globalne stężenie CO2 wyniosło 423,68 ppp, to wzrost o 2,69 ppm w stosunku do poprzedniego roku.
Biorąc pod uwagę te dane, nietrudno nie zgodzić się z prof. Watsonem. Jego komentarz może się wydawać szczery do bólu. Został jednak poparty przez Nicholasa Sterna – brytyjskiego ekonomistę, który zajmuje się od lat kwestiami związanymi z globalnym ociepleniem. Stern jest prezesem Instytutu Badawczego Grantham. „Myślę, że półtora stopnia jest prawdopodobnie poza zasięgiem, nawet jeśli teraz szybko przyspieszymy, ale możemy go przywrócić, jeśli zaczniemy obniżać koszty ujemnych emisji i lepiej radzić sobie z ujemnymi emisjami. Ujemne emisje oznaczają bezpośrednie wychwytywanie dwutlenku węgla z powietrza”, stwierdził Stern.
Podążamy w złym kierunku
Faktycznie, z dzisiejszej perspektywy szanse na ograniczenie wzrostu globalnej temperatury poniżej 1,5oC są zerowe. I bardzo niepewne co do 2oC. Climate Action Tracker, który analizuje działania świata odnośnie ograniczenia wzrostu globalnej temperatury, pokazuje bardzo ponure dane. Najbardziej optymistyczny scenariusz, jak pokazuje poniższy wykres, oznacza wzrost globalnej temperatury o 1,8oC do końca tego wieku. Najbardziej optymistyczny scenariusz. Te bardziej realne pokazują wzrost o ponad 2oC ze średnią 2,7oC do końca tego wieku.
Niedawno instytucja ta doszła do dość ponurych wniosków odnośnie światowych planów energetycznych, które tylko pozornie wydają się ekologiczne. Chodzi o zamianę węgla na gaz, co z punktu widzenia praw fizyki jest w sumie wyborem między dżumą a cholerą. Przewiduje się duży wzrost w konsumpcji gazu ziemnego, co będzie oznaczało znaczny wzrost emisji związanych ze spalaniem gazu.
„Jesteśmy świadkami dużego nacisku na zwiększenie produkcji i zdolności importowych gazu kopalnego LNG na całym świecie – w Europie, Afryce, Ameryce Północnej, Azji i Australii – co może spowodować, że globalne emisje przekroczą niebezpieczne poziomy. Zwiększenie naszej zależności od gazu kopalnego nie może być nigdzie rozwiązaniem dzisiejszego kryzysu klimatycznego i energetycznego”, powiedział Bill Hare, dyrektor generalny Climate Analitics współpracującej Climate Action Tracker. Gaz nie jest bezpieczny, mimo mniejszej w stosunku do węgla emisji CO2. Przyczyną jest to, że spalenie gazu nie daje zanieczyszczeń stałych, nie ma aerozoli, nie ma smogu. Z tego powodu promienie słoneczne docierają do powierzchni Ziemi bez przeszkód. Przez lata efekt globalnego ocieplenia był maskowany, studzony przez aerozole. Teraz ten efekt zniknie, więc ocieplenie przyspieszy.
Na razie niewiele zrobiono
Świat nie podejmuje żadnych, zauważalnych działań na rzecz odejścia od wszystkich paliw kopalnych. Raczej skupia się na aktualnych problemach, jak zastąpienie rosyjskiego gazu innym „Podczas gdy rządy koncentrują się na kryzysie energetycznym, był to rok niewielkich działań na rzecz klimatu: prawie żadnych zaktualizowanych krajowych celów klimatycznych na 2030 rok i żadnego znaczącego wzrostu udziału w inicjatywach Glasgow (szczyt klimatyczny) dotyczących wycofywania węgla, czystych samochodów i metanu”, powiedział prof. Niklas Höhne z NewClimate Institute przy Climate Action Tracker. „A bez zdecydowanych działań do 2030 roku rządy nie mogły osiągnąć zerowego poziomu emisji netto”.
Watson powiedział, że dziś świat nie walczy z tym, by zapobiec dalszym postępom globalnego ocieplenia. „Najważniejszą kwestią jest to, że musimy teraz zredukować emisję gazów cieplarnianych, aby znaleźć się na ścieżce prowadzącej do osiągnięcia temperatury bliskiej półtora stopnia lub dwóch stopni. Musimy zredukować obecne emisje o co najmniej 50 proc. do 2030 roku. Problem polega na tym, że emisje wciąż rosną, a nie maleją”, stwierdził Watson. Tłumacząc słowa Watsona, nie możemy pozwolić na to, by świat ocieplił się o ponad 2oC.
Nowy szef IPCC mówi, by nie straszyć za nadto
Tymczasem Jim Skea, nowy szef IPCC mówi, by nie straszyć tak bardzo globalnym ociepleniem i przekroczeniem progu 1,5oC. Jak uważa, taka strategia niczemu nie służy. Pod koniec lipca w wywiadzie z niemiecką agencją prasową powiedział: „Jeśli stale przekazujesz wiadomość, że wszyscy jesteśmy skazani na wyginięcie, to paraliżuje ludzi i uniemożliwia im podjęcie niezbędnych kroków, aby opanować zmiany klimatyczne”. Według niego przekroczenie progu 1,5oC to nie wyrok. „Świat się nie skończy, jeśli ociepli się o więcej niż 1,5 stopnia”, powiedział Skea dla gazety Der Spiegel. „Będzie to jednak bardziej niebezpieczny świat”.
Z jednej strony należy mu przyznać rację, gdyż straszenie nie zawsze pomaga. To strategia, która może zniechęcić ludzi do działania. Jednak w przypadku zmian klimatycznych problemu nie wolno bagatelizować. Wystarczy popatrzeć, co działo się w tym roku w Europie. Jeszcze przed osiągnięciem trwałego ocieplenia o 1,5oC. Przykładem jest Hiszpania, gdzie tegoroczne fale upałów zabiły już prawie 1000 osób. Podobne liczby zgonów odnotowano w innych krajach. Tegoroczne upały w Europie, USA czy Chinach to też straty gospodarcze, i to bardzo poważne. Niemiecki ubezpieczyciel Allianz wyliczył, że fale ekstremalnych upałów na półkuli północnej mogą kosztować w tym roku światową gospodarkę 0,6 proc. PKB. Straty są oczywiście różne w poszczególnych państwach. We Francji to jedynie 0,1 proc. PKB, ale w Chinach to już 1,3 proc. Uśrednione 0,6 proc. PKB z powodu upałów to ogromna liczba.
- Czytaj także: Ekstremalne zjawiska pogodowe kosztują Polskę 9,5 mld zł rocznie. Intensywne opady coraz częstsze
Świat może się skończyć
Skea powiedział, że próg 1,5oC nie jest zagrożeniem egzystencjalnym, ale ludzie od temperatur już umierają. Tymczasem niedawne badanie opublikowane w Nature pokazuje zupełnie coś innego. Ocieplenie planety o 1,5oC wystarczy, by praktycznie całe międzyzwrotnikowe obszary Ziemi doświadczyły działania temperatur przekraczających granice przetrwania. Innymi słowy, ludzkie życie w tych najgorętszych szerokościach geograficznych Ziemi staje się już niemożliwe pod względem fizjologicznym. Oczywiście nie przez cały rok. Należy jednak zadać pytanie: Jak wyobrażasz sobie życie np. w Dubaju, gdzie przez kilka tygodni w roku nie będzie można wyjść na zewnątrz w ciągu dnia? To będzie w świecie cieplejszym o 1,5oC, który może nas czekać już w przyszłej dekadzie, a nie za 1000 lat.
–
Zdjęcie: Piyaset/Shutterstock