Greenwashing to temat, który coraz częściej pojawia się w przestrzeni publicznej w kontekście działań poszczególnych marek, czy też przedsiębiorstw. Czym właściwie jest to zjawisko, określane również jako „ekościema”? Co mówi na ten temat prawo i jakich zmian w tym zakresie możemy się spodziewać? Czy grozi nam greenhashing, wskazywany jako ciemna strona greenwashingu?
Greenwashing to kontrowersyjne zjawisko, o którym słyszymy w odniesieniu m.in. do działań marek odzieżowych, koncernów paliwowych i energetycznych, czy też gigantów spożywczych. Najczęściej to popularne określenie odnosi się do takich działań firm, które „wprowadzają klientów w błąd” lub nawet „rozpowszechniają dezinformację”, jeśli chodzi o ochronę środowiska bądź klimatu. Samo pojęcie wywodzi się natomiast od wybielania, tuszowania (ang. whitewashing), które w tym przypadku jawi się w barwach zielonych. A więc wykorzystuje problematykę klimatu lub środowiska, która jest ważna dla wielu osób.
Skoro zatem coraz więcej o tym się mówi, to przedsiębiorstwom opłaca się inwestować w działania prośrodowiskowe i proklimatyczne, które pochwalą później konsumentki i konsumenci wrażliwi na te kwestie. Problem pojawia się jednak wtedy, gdy decyzje nagłaśniane w kampaniach promocyjnych nie są aż tak bardzo przyjazne dla planety, jak próbuje nam się to zaprezentować. I gdy próbuje nam się wciskać kit, czyli „ekościemę”.
Co na ten temat mówi prawo?
Greenwashing a prawo unijne. „Przed nami duża rewolucja regulacyjna”
Temat ten pojawił się niedawno na konferencji klimatycznej PRECOP, która kolejny raz odbywała się w Katowicach. Więcej o jej przebiegu pisaliśmy TUTAJ. Podczas jednego z paneli dyskusyjnych – zatytułowanego „Greenwashing, transparentność, komunikacja” – mowa była o nadchodzących regulacjach unijnych, które doprecyzują niektóre kwestie związane z przejrzystością działań na rzecz środowiska i klimatu.
Wypowiadał się w tej kwestii m.in. Jarosław Grzegorz z Działu Zarządzania Ryzykiem Nadużyć EY. – Przed nami duża rewolucja regulacyjna, a mianowicie kilka dyrektyw [unijnych – przyp. red.]. Warto wspomnieć przede wszystkim o tzw. green claims-ach, czyli wszelkich oświadczeniach, które firmy będą składały – zwracał uwagę. – Każdego rodzaju oświadczenie o zrównoważoności działań, produkcji, produktów, będzie musiało mieć poparcie w twardych danych, certyfikatach, w dowodach, statystykach. Po to, żeby te określenia, jak „przyjazny”, „zrównoważony”, nie były nadużywane – podkreślał Grzegorz.
Oprócz o przygotowywanym dokumencie zwanym Green Claims Directive, podczas panelu mowa była m.in. o dyrektywie CSRD, czyli Corporate Sustainability Reporting Directive. Jak czytamy na stronach unijnych, dokument regulować będzie kwestię sprawozdawczości niefinansowej w zakresie zrównoważonego rozwoju przedsiębiorstw. Raportowanie dotyczy w tym kontekście m.in. oddziaływania środowiskowego i społecznego działalności. Obowiązek przygotowywania raportów, który ma być ujednolicony, dotyczyć będzie ok. 50 tys. firm w Unii Europejskiej. Nowe przepisy dla części spośród nich będą obowiązywać już w przyszłym roku.
„Ekościema”. Oskarżenia o greenwashing i sprawy sądowe
Nie jest jednak tak, że w obecnych warunkach prawnych jesteśmy całkowicie bezbronni wobec greenwashingu.
– Patrząc z perspektywy polskiej, takich typowych regulacji dotyczących przeciwdziałania greenwashing-owi nie ma, ale są inne, które mają zastosowanie. Mam tu na myśli ustawę o ochronie konkurencji i konsumentów, ustawę o przeciwdziałaniu nieuczciwym praktykom rynkowym. Z tych instrumentów prezes UOKiK-u coraz chętniej korzysta – mówił Jarosław Grzegorz z EY podczas PRECOP. – Gdy zajrzymy w szczegóły, to się okaże, że firmy, które łamią postanowienia tych regulacji, mogą liczyć się z karami. Dla firm to jest do 10 proc. obrotów. Dla menadżerów, zaangażowanych w takie praktyki, kara do 2 mln złotych, a w przypadku instytucji finansowych 5 mln złotych – zwracał uwagę.
– Mamy jeszcze ustawę o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji. W tym przypadku z kolei organizacje pozarządowe starają się wykorzystywać jej postanowienia – mówił Grzegorz, zadając przy tym pytanie o skuteczność obowiązujących przepisów.
Między innymi w kwestii spraw sądowych, dotyczących greenwashing-u, wypowiadała się mec. Kamila Drzewicka, prawniczka z Fundacji ClientEarth – Prawnicy dla Ziemi.
– Dodatkowo obserwujemy dużą falę postępowań sądowych przeciw greenwashingowi, które są prowadzone przez organizacje konsumenckie i organizacje ekologiczne – mówiła mec. Drzewicka, wspominając o sprawach wytoczonych w Europie przez ClientEarth. Przypomnijmy: W Polsce Fundacja ClientEarth – Prawnicy dla Ziemi złożyła m.in. pozew przeciw jednemu z dystrybutorów produktu węglowego nazywanego „ekogroszkiem”. Żądano wówczas m.in. zmiany nazwy produktu.
Greenhashing, czyli obawy o świadomość społeczną
W toku panelu dyskusyjnego pojawiło się również pojęcie greenhashing (dosł. ang. „zielone wyciszanie”), na które uwagę zwracała Agnieszka Bacińska, prezeska zarządu Walk PR.
Czym jest greenhashing? Zjawisko w dyskusjach od kilku lat wskazywane jest jako zagrożenie płynące z piętnowania greenwashingu. Popularne definicje problemu sprowadzają się najczęściej do tego, że firmy chcące działać na rzecz środowiska i klimatu miałyby obawiać się oskarżeń o greenwashing. Czyli o to, że wciskana nam jest „ekościema”.
Wobec tego istnieć miałoby ryzyko, że przedsiębiorstwa wprowadzając rozwiązania rzeczywiście korzystne dla klimatu i środowiska, będą wolały ich nie komunikować otwarcie. To z kolei miałoby działać niekorzystnie na świadomość społeczną, jeśli chodzi o korzystne zmiany zachodzące w firmach. Możemy sobie również wyobrazić, że takich pozytywnych działań byłoby po prostu mniej, głównie w zakresie narzuconym przez prawo.
Zwraca się też uwagę, że otwarte mówienie o działaniach prośrodowiskowych i proklimatycznych może inspirować kolejne firmy do pozytywnej aktywności. Dlatego akcentuje się m.in. potrzebę przejrzystości. I wspomnianego już odpowiedniego raportowania, jeśli chodzi o korzystny wpływ na środowisko i klimat.
_
Zdjęcie: Dennis Wegewijs / Shutterstock.com