Są dwie szkoły karania za wykroczenia.
Jedna z nich, nazwijmy ją tutaj „szkołą polską”, polega na tym, że państwo z góry zakłada się, iż każdy narusza społeczne zaufanie, więc kontrolować trzeba dużo, ale kiedy się kogoś złapie, to nie widzi w tym większego problemu i bardzo często kończy się na prztyczku w nos.
Druga, powiedzmy „anglosaska”, opiera się o założenie, że kontrolować trzeba jak najmniej, bo ludzie z zasady są godni zaufania i wszystkim żyje się lepiej, gdy państwo nieustannie nie zaznacza swojej obecności, ale kiedy tego zaufania nadużyją – to musi boleć.
Trudno o lepszy przykład niż palenie śmieci.
U nas kontroli jest dużo, ale kary są tak niskie, że nie pokrywają nawet kosztów sprawdzenia, co było w piecu. Krakowska Straż Miejska chwaliła się nie tak dawno, że w lutym bieżącego roku przeprowadziła 839 kontroli spalania odpadów w piecach. Efektem były 44 mandaty na kwotę 7150 złotych. Niespełna 200 złotych za wykroczenie. Okazuje się więc, że palenie śmieci – i to tylko jeżeli ktoś da się złapać, a nie każdy się daje – kosztuje u nas w praktyce mniej niż jazda na gapę tramwajem. Kiedy sprawy są kierowane do sądu – kończy się zwykle bardzo podobnie.
Nie ma się też czego bać, bo niespełna 200-złotowy mandat raczej nikogo nie puści z torbami.
Anglosasi podchodzą do sprawy inaczej. Ufają, że obywatel jest z zasady uczciwy. A w każdym razie pielęgnują przekonanie, że kiedy takie zaufanie jest, to społeczeństwo działa lepiej. Starają się więc kontrolować jak najmniej i bez potrzeby ludziom nie przeszkadzać. Jednocześnie mają świadomość, że żeby system oparty na zaufaniu mógł działać, potrzebne są dotkliwe kary dla tych, którzy go nadużywają. Na przykład zasiłki społeczne na Wyspach wyłudza się łatwo, bo zamiast zaświadczeń wystarczają oświadczenia, ale złapani na tym procederze regularnie lądują za kratami.
Jak ktoś chce, to zrobić – zastanowi się dwa razy.
Sygnał, który się w ten sposób wysyła, jest taki: ufamy ci, więc dopóki jesteś w porządku, nie chcemy ci utrudniać życia. Ale jeżeli choć raz nadużyjesz zaufania, to zrobimy wszystko, żebyś wiedział, że to się nie opłaca. I posłużył jako przykład dla innych, którzy chcieliby pójść w twoje ślady.Pomyśl więc, czy ci się to opłaca. Widać to także w tym, jak karze się tych, którzy palą śmieci. Kara to nawet 5 tys. funtów.
I nie jest to czcza pogróżka. Wyroków jest sporo, a grzywny bolesne. Do tego uzupełniane dodatkowymi zakazami, które pozwala nakładać angielski system prawny. To tak zwane zakazy zachowań antyspołecznych lub kryminalnych, które sędziom – pod groźbą „odwieszenia” kary – pozwalają określać, czego komuś nie wolno robić. W praktyce może to oznaczać na przykład często stosowany zakaz noszenia bluz z kapturem, który często stosuje się wobec młodocianych bandytów. Lub zakaz przebywania w określonych miejscach, określonym towarzystwie, posiadania rzeczy, wykonywania zawodów.
Za przykład może posłużyć 53-letni robotnik budowlany Bernard Molloy z Somerset, którego w ubiegłym roku złapano na tym, że w ustronne miejsce pod miastem wywoził poremontowe śmieci i je tam palił. Wyrok, który usłyszał to 150 godz. prac społecznych i pokrycie 2,5 tys. funtów kosztów dochodzenia. Ale nie tylko, bo sąd dołożył od siebie kilka zakazów. Uznano na przykład, że 53-latek przez pięć lat nie może przewozić śmieci samochodem, ani odbierać ich z domów. Zakazano mu nawet jazdy samochodem, który przewozi śmieci i odwiedzania miejsca, gdzie je wywoził.
Dla człowieka, który z tego żył – kara musiała być bolesna.
Podobne historie można mnożyć. A bywa i tak, że palących śmieci skazuje się za nękanie sąsiadów.
Anglia nie jest wyjątkiem.
W sąsiedniej Irlandii za palenie śmieci grozi kara 3 tys. euro grzywny lub 12 miesięcy więzienia.
Kary podobne do naszych są za to w Indiach.
Tam od niedawna za palenie śmieci można zapłacić 300 złotych kary.
Fot. Images Money/Flickr.