Małgorzata Szymczyk-Karnasiewicz i jej nastoletnia córka Zofia od 2017 roku, w nietypowy sposób podróżują po Europie. Wszystko odbywa się na dwóch kółkach i ma na celu zachęcanie społeczeństwa do uprawiania turystyki rowerowej. Pokonały już 3,5 tysiąca km i właśnie kolejny raz ruszają w podróż, która liczy aż tysiąc kilometrów.
Maciej Fijak, SmogLab.pl: Skąd Wasz pomysł na takie wycieczki, nie łatwiej wsiąść w pociąg czy samolot i po prostu odpocząć w wakacje? Ponad dwa tygodnie na rowerze brzmi jak mordęga.
Zosia: Jasne, że łatwiej, ale czy taki oczywisty i masowy sposób podróżowania byłby dla nas ciekawy? Zdecydowanie nie! Raczej szukamy nieoczywistych miejsc i dbamy o wyjątkowość naszych wypraw. Jednocześnie staramy się też promować lokalne i międzynarodowe szlaki. Doceniamy i testujemy twórców takich rowerowych możliwości. Jeden szlak można przejechać na wiele sposobów, więc kluczem do sukcesu jest po prostu dowiedzieć się o jego istnieniu.
Gosia: Przede wszystkim, jak tłumaczę ludziom w pracy, to zaczynam od tego, że jeżdżę z córką na wyprawy. Same wszystko ogarniamy – nie wyręczamy się biurem podróży. Zaczynamy od wytypowania trasy, ba czasem miotamy się i potrzebujemy, żeby los nam pomógł albo ktoś za nas zdecydował. Rok temu artystka Katarzyna Laskus-Stwora zaprosiła nas do Jacni wieś na Roztoczu z największą liczbą słonecznych dni w roku. Przedstawiałyśmy tam prezentację pt. “Kadry nieoczywiste. Nowa Huta” dla fotografek z Autorskiego Studium Fotografii – świetna kobieca ekipa! No i postanowiłyśmy, że z Roztocza wrócimy rowerami szlakiem Green Velo, a dokładnie od Zamościa do Przemyśla. Taka samoorganizacja nie jest jakimś wyczynem, w sieci dostępne są ślady GPX, z pomocą przychodzą mapy, a na Google Maps jest opcja zapisania własnej trasy z wybranymi miejscami – to daje więcej satysfakcji niż korzystanie z gotowych ofert. Wszystko jest w zasięgu ręki – trzeba tylko chcieć.
Tekst jest częścią naszego nowego cyklu „Żyć wolniej”, w którym przyglądamy się idei „slow life”, polskiej kulturze pracy, alternatywnym formom edukacji i spędzania wolnego czasu. Pokazujemy miejsca, które opierają się tradycyjnym procesom, rozmawiamy z ekspertami i ludźmi, którzy postanowili zwolnić i iść wbrew głównemu nurtowi. Wszystkie teksty będzie można znaleźć pod TYM LINKIEM. Cykl we współpracy z Fundacją Better Future.
3,5 tys. kilometrów za nimi
Dużo osób mijacie na szlaku? Turystyka rowerowa, taka długodystansowa, chyba wciąż nie jest najpopularniejszą formą turystyki.
Gosia: Jak próbuję sobie przypomnieć ile osób minęłyśmy po drodze, to statystyki nie są oszałamiające. Dziwię się, że przy polepszające się stale infrastrukturze rowerowej wciąż z rzadka spotykamy kobiety uprawiające turystykę rowerową. Liczę, że nasze relacje i “propaganda” w social mediach wywróci do góry nogami ten stan i na szlakach coraz liczniej będzie można spotkać podróżniczki.
Jakie trasy zrobiłyście dotąd, czym jest EuroVelo i jak wygląda taka podróż pod kątem przygotowania fizycznego – pewnie nie każdy da radę pokonać taką odległość z marszu?
Gosia: Na potrzeby opisu akcji zrzutkowej przygotowałyśmy małe podsumowanie i wyszło nam, że podczas sześciu wypraw rowerowych wykręciłyśmy jakieś trzy i pół tysiąca kilometrów. I naprawdę były to wyprawy, do których niespecjalnie robiłyśmy przygotowania – zwłaszcza przy tych pierwszych.
A pierwsza wspólna wyprawa to 2017 rok. Chciałam odwiedzić wujostwo w Szczecinie i niebanalnie pojechać nad Bałtyk. Niebanalnie tzn. na rowerze, zwykłej miejskiej holenderce z czterema biegami. I daliśmy radę – i ja i rower. To był ten czas, gdy odważyłam się pomyśleć, że trzeba wybrać się na rowerze poza Polską. Zosia w ciągu kilku dni ustaliła etapy podróży: najpierw pociągiem z Krakowa do Wrocławia, potem do Żarów, a potem już do samego Bałtyku szlakiem wzdłuż Nysy Łużyckiej i Odry po niemieckiej stronie. Po drodze stwierdziła, że na kilka godzin wpadniemy na Woodstock do Kostrzyna nad Odrą. Powierzyć młodej prawie dorosłej osobie całą wyprawę, to jakieś szaleństwo i odwaga zarazem. Ale trzeba uwierzyć w siły i mieć gotowość do porażek, do zmęczenia I do nieprzewidywalnych sytuacji na trasie. To nadawało I nadaje ciągle sens naszym wspólnym wyprawom rowerowym.
A co z tym przygotowaniem fizycznym i logistycznym?
Zosia: Z każdą wyprawą na pewno jest nam łatwiej pod względem przygotowania logistycznego. Lepiej zaplanowana trasa, odpowiednio krótkie lub dłuższe odcinki, sakwy zapakowane w bardziej przemyślany i minimalistyczny sposób. Znamy swoje nawyki i potrzeby podróżnicze, więc przewidujemy dużo sytuacji. Natomiast możliwości sprzętowo-fizyczne są na pewno bardzo pomocnymi wspomagaczami. Dają możliwość pokonania więcej kilometrów, dotarcia w bardziej odległe miejsca. Jednak nie są to elementy, które powinny powstrzymać przed wyruszeniem w drogę. Warto popatrzeć na to z takiej perspektywy, że nie ma trasy nie do przejechania, jedynie czasem może to zająć naprawdę sporo czasu i kosztować sporo wysiłku <śmiech>.
Gosia: Do Wiednia na pewno nie wybrałabym się kolejny raz na czterobiegowym miejskim rowerze, a z drugiej strony cieszę się z każdego przebytego kilometra szlaku. Rok po pierwszej wyprawie pokonałyśmy 400 km szlaku Green Velo na trasie Białystok-Augustów-Gołdap-Elbląg. Później w 2019 było to prawie 800 kilometrów szlaku Greenways od Krakowa, przez Morawy do Wiednia i Budapesztu. Kolejnego lata wybrałyśmy się na EuroVelo – z naszej rodzinnej Nowej Huty w Krakowie przez Katowice do Drezna, a skończyłyśmy we Wrocławiu. Po tym były jeszcze dwie wyprawy, a jeszcze kolejną właśnie zaczynamy.
„Podróżujemy po całej Europie zachęcając kobiety do uprawiania turystyki rowerowej”
Rozumiem, że korzystacie z ogólnodostępnych i wytyczonych szlaków, nie wymyślacie koła na nowo.
Gosia: Tak! Bardzo sensownie ktoś pomyślał o tej sieci szlaków Eurovelo. W sumie można porównać to do bułki z masłem: wsiadasz i jedziesz, bo masz bezpieczną drogę, świetnie przy tym oznakowaną, opisaną, z miejscami przyjaznymi dla rowerzystów i rowerzystek, ze sklepami i kawiarniami serwującymi rowerową lemoniadę – w takim świecie dobrze się czujemy. A jak wracamy do kraju, to ten zachwyt maleje… Na pytanie o to kiedy wreszcie zostanie wybudowana Wiślana Trasa Rowerowa, co roku szukamy odpowiedzi. Turystyka rowerowa nadal postrzegana jest jako dziedzina gorszego sortu. Jest sporo do zmiany w głowach właścicieli agroturystyk, żeby pokochali jednonocnych klientów i to się powolutku zmienia. Ostatnio nocowałyśmy w Kogutowie przy szlaku WTR i VeloDunajec – to zresztą nasze odkrycie sezonu. Bardzo polecamy tę miejscówkę! Miejsce absolutnie lubiące i szanujące dwukołowych turystów z sakwami.
Czy cała akcja ma niesie za sobą jakieś przesłanie, czy po prostu chcecie pokazać, że można ciekawie spędzić wakacje w nieszablonowy sposób. A może takie wycieczki są popularne? Ile osób spotykacie na rowerowym szlaku?
Gosia: Podróżujemy szlakami sieci EuroVelo, zachęcając kobiety do uprawiania turystyki rowerowej i wzmacniając je w pokonywaniu długich tras na rowerze. Przy tym opowiadamy, piszemy, obnażamy całą prawdę o podróżowaniu, bo nie jesteśmy idealne, a sama podróż bywa nieprzewidywalna.
Pamiętam jak to było z noclegami w 2018 r. Wyruszyłyśmy na Green Velo i bardzo szybko zorientowałyśmy się, że szlak fragmentami jest idiotycznie poprowadzony, polami gdzie oprócz zboża nie ma nic. To nas mocno wkurzyło, bo zamiast jechać asfaltówką, to szlak pokierował nas na piach. To była dziwna wyprawa bez zarezerwowanych noclegów, więc jak ruszałyśmy rano, to nie wiedziałyśmy, gdzie będziemy nocować! I ja się wycwaniłam i po trasie robiłam foty reklamujących się agroturystyk, kwater. I tak się stało, że jak podjechałyśmy morderczym podjazdem pod górę w Dubiennikach, to padłyśmy na boisku szkolnym i nie miałyśmy sił na dalsze pedałowanie. I nagle się zorientowałam, że ten adres z reklamy to właśnie Dubienniki! Zadzwoniłam i po kilku minutach miałyśmy kwaterę, ba całe mieszkanie w bloku z możliwością zrobienia prania i usmażenia naleśników, o których marzyłyśmy przez cały odcinek. A jeszcze gospodarz okazał się wielce uprzejmy i dokręcał śrubki przy rowerach, napompował koła.
W Skandynawii spanie pod chmurką
No właśnie – jak ta logistyka wygląda, gdzie śpicie podczas swoich wycieczek i czy Wasze rowerowe podróże inspirują innych?
Gosia: Wybieramy na ogół prywatne kwatery, choć nie stronimy od schronisk młodzieżowych zwłaszcza tych, przyjaznych rowerzystom ze specjalnym miejscem do przechowania rowerów. Korzystałyśmy też z couchsurfingu, bardzo rzadko z aplikacji do noclegów. Od tego roku mamy namiot. Okazało się, że na EuroVelo 10 w Danii i jest ogromna liczba miejsc do spania pod chmurką. To wyboru są też „sheltery”, czyli szałasy, w których można zatrzymać się na jedną noc zupełnie za darmo – na mapie oszałamiająca liczba zachęca do turystyki pieszej i rowerowe – zobaczcie sami, jest nawet specjalna strona.
O naszej filozofii i doświadczeniach opowiadamy na różnych wydarzeniach. Są spotkania w Ośrodku Kultury Norwida w Krakowie, wydarzenia w ramach Festiwalu Odpowiedzialnego Podróżowania, czasem interesują się tym lokalne media, ale też nietypowe magazyny jak ameyrkański „Cyclista Zine”. Wszystkie nasze przygody można śledzić na Instagramie, gdzie nazwałyśmy się, bez zaskoczenia: Gosia i Zosia na rowerach, (@BikesPhotoTrip).
Nasza aktywność aktywistyczna i fotograficzna nie zanika na szlaku, tzn. nie staramy się być nieaktywne, jeśli coś nas denerwuje np. godziny otwarcia punktu info – piszemy do Urzędu Gminy, albo jak są uszkodzone znaki informacyjne – zgłaszamy urzędnikom. Od takiego aktywizmu nie odpoczywamy nawet na szlaku, owszem nie mamy czasu tyle co zwykle, więc reakcje niejako muszą być przyspieszone. Nie przejeżdżamy obojętnie obok starego wyrzuconego telewizora czy sterty puszek po browarze – fotografujemy i zgłaszamy. A z tego zbioru Zosia zbudowała opowieść o śmieciach w ramach projektu „Odpadamy”. Inne duchologiczne kadry weszły do serii prac „Abberacje”.
Czy można Wam jakoś pomóc w tegorocznej wyprawie i gdzie szukać informacji z poszczególnych etapów Waszej podróży?
Zosia: Czas podczas wyprawy rowerowej kręci się w zawrotnym tempie. Będziemy się starać publikować na bieżąco relację w mediach społecznościowych. Czyli na naszym Instagramie @bikesphototrip. Zrobiłyśmy też zrzutkę, jeśli ktoś chciałby nas wesprzeć w ten sposób, ale ona też jest nietypowa. Zaczęłyśmy od zaprojektowania wlepki. A ponieważ uwielbiamy i znamy od lat krakowską artystkę Gosię Spasiewicz-Bulas, której charakterystyczne projekty zawsze nam się szalenie podobały, to poprosiłyśmy ją o wsparcie. Efekt nas bardzo zaskoczył, a piękną wlepkę można od nas dostać wspierając właśnie naszą wyprawę. Druga rzecz, którą rozdajemy osobom wspierającym to foto-pocztówki w technologii fotografii natychmiastowej. W podróży robimy foty aparatem i odręcznie wypisujemy pozdrowienia. Zdecydowanie taka pamiątka jest cenniejsza niż magnesik od sztancy!
To na koniec jeszcze zapytam – ile dętek bierzecie na wymianę?
Zosia: Dosłownie zero!
Gosia: Za to zabieramy zestaw do łatania dziur! Oraz dużą dawkę dobrej energii i bycia w solidarności ze spotkanymi na szlakach. Ta solidarność przejawia się w pomocy w nagłych sytuacjach: koniecznych naprawach, wspólnym pokonywaniu trudnych odcinków szlaków, przekazywaniu sobie informacji o noclegach w miejscach przyjaznych rowerzystom, czy po prostu pomocy przy wsiadaniu i wysiadaniu z pociągu, przy montowaniu rowerów na hakach w przedziałach z miejscami dla rowerów.
Widzimy jednocześnie wielu samotnie przemierzających szlaki. I my to szanujemy. Lubimy jednocześnie spotkania w drodze. Kobiety zdecydowanie rzadziej podróżują samotnie, jak my w duecie, znam tylko jeden przypadek mamy i córki, które odważają się wyruszyć pomimo różnicy pokoleniowej w trasę na rowerach. Chętnie nawiązujemy kontakt z innymi podróżnymi. W pociągu, na przeprawie, na postoju, na plaży. Jak ktoś chce może z nami kawałek przejechać, dobrze jest wtedy odpocząć od siebie i pobyć w innym gronie, posłuchać historii innych. Obie lubimy słuchać i obie lubimy opowiadać. Z tym że ja lubię słuchać, jak Zosia opowiada naszą historię <śmiech>.
Zosia: A teraz wracamy do pakowania – po trasie EuroVelo 10 zamierzamy zostawić swój ślad i przesłanie. Do zobaczenia!