Niedawno ruszyły spotkania informacyjne programu „Czyste powietrze”, który jak się zdaje, i jak można podczas nich usłyszeć, ma być jednym ze sztandarowych projektów rządu. W środę spotkanie odbyło się w Łapanowie i pokazało duże zainteresowanie programem oraz pierwsze problemy, które trzeba jak najszybciej rozwiązać, jeżeli program ma przynieść obiecywane efekty.
W Łapanowie frekwencja dopisała, co widać na poniższym obrazku:
Zaczęło się optymistycznym akcentem, bo pierwsza z trzech części nadesłanej z ministerstwa prezentacji, była poświęcona szkodliwości smogu. „Wszystko wiemy. Od razu do konkretów”, powiedzieli ludzie. Co ucieszyło nie tylko dlatego, że znaczy, że wiedza trafiła już pod strzechy, ale też dlatego, że oznaczało, iż człowiek dotrze do domu całe pół godziny wcześniej. A to przecież zawsze cieszy. Dzięki temu udało się zresztą jeszcze zatrzymać na Wielickiej w Krakowie i zrobić zdjęcie placu zabaw, które od dawna chciałem zrobić, tylko nie miałem do tego okazji. Plac zabaw wygląda tak:
Wracając jednak do Łapanowa – dawka wiedzy, którą przekazano uczestnikom była taka jak frekwencja, czyli całkiem spora, mimo że opowiadana w zastępstwie. W zastępstwie, bo osobie, która teoretycznie powinna prowadzić spotkanie, ministerstwo – taki pech, którego nikt nie mógłby się spodziewać – wyznaczyło w tym samym czasie dwa takie spotkania. To się zresztą tutaj zdarza ponoć dość często, bo były obietnice i czas goni, a jak człowiek pracuje szybko, to często coś nie wyjdzie.
Wiem o tym doskonale po sobie. A że trudno być w dwóch miejscach jednocześnie, to do Łapanowa musiał przyjechać kto inny, niż miał przyjechać. Co – wraz z nieskrywanym brakiem wiary w możliwość obsłużenia wniosków z przeznaczonymi do tego „na dziś” zasobami kadrowymi – pokazuje pierwszy z istotnych problemów. Brak zadbania o możliwości operacyjne, czyli po prostu ludzi do pracy. Obecnie bowiem jest tak, że wart ponad 100 mld złotych program wrzucono do istniejącej instytucji. Ta najpewniej sobie z tym w końcu poradzi, ale wygląda, że nie bez dodatkowych kadr.
Tym razem nie było to jednak problemem, bo pan prowadzący „w zastępstwie” potrafił sobie zjednać sympatię ludzi. A to mówiąc, że o polityce nie będzie mówił, bo jest w marynarce i musiałby ją zdjąć, czego nie chce robić. A to chwaląc się, że czytać nie lubi, bo to strata czasu. Wiedzę przekazywał więc sprawnie. Wiedza dotyczyła głównie progów, od których można liczyć na różne dotacje i pożyczki, tego co można za nie zrobić i w jaki sposób kontaktować się z urzędem. Oraz tego, że nie można wziąć dotacji na OZE, bo na OZE – inaczej niż na piece węglowe – dają tylko pożyczki. Prezentacja, powtarzana na wszystkich spotkaniach, jest zresztą oparta o broszurę dostępna w internecie – TUTAJ. Ta broszuro-ulotka jest rozdawana w czasie spotkań na papierze i wydrukowana wygląda tak:
Spotkanie przebiegało dokładnie tak, jak zwykle przebiegają takie spotkania, co łatwo sobie wyobrazić. Z tym może wyjątkiem, że raz się ożywiło. A na nogi postawiły wszystkich pieniądze, bo co innego.
Prowadzący: Jak byłem dzieckiem to tu nad zalew do was przyjeżdzałem.
Sala: To pan się nawdychał.
To tak humorystycznie odnośnie powietrza. Suma summarum zostaniemy do tego zmuszeni, ale proszę mi wierzyć, że jeżeli się zainwestuje w dom. Wiem, bo sześć lat temu ociepliłem, czy ociepliliśmy, bo u teściów mieszkam, dom. I wszystko leci na gazie od ogrzewania przez gotowanie do wody w łazience. W największych mrozach, które były między listopadem i końcem stycznia, to za trzy miesiące opłat za gaz mieliśmy 1100 złotych.
Miesięcznie?
Za trzy miesiące.
Niemożliwe.
1100 złotych.
Kubatura domu jaka?
300 m2.
1100 za 3 miesiące? Nie wierzę.
Ja płacę rachunki i trzy razy sprawdziłem. Też nie wierzyłem. Ale do czego zmierzam: docieplony fundament, docieplony budynek dwudziestką styropianem…
…aaa dwudziestką. (…) Wie pan teraz są inne czasy, my mamy stare domy.
Teść zaczął budować w 1981 roku. A wprowadził w 2010. System gospodarczy.
30 lat budował dom? To się pięknie wyczyścił.
W czasie spotkania wyszła jeszcze jedna poważna luka w programie, która jest jednak do załatania. Otóż jest tak, że system jest zbudowany z dwóch elementów: dotacji i niskooprocentowanej pożyczki. Wysokość jednej i drugiej zależy od progów dochodowych, ale jak dotacja ma być duża, to progi są raczej niskie – np. 600, 800 i 1000 złotych na osobę w rodzinie. I teraz jeżeli ktoś chce skorzystać z jednego i drugiego, co w intencji autorów programu miało – jak przynajmniej sądzę – pomóc najuboższym wyremontować dom bez konieczności wykładania znacznych własnych oszczędności, co ma w założeniu całkiem sporo sensu, to nie jest w stanie tego zrobić. Pożyczki będą bowiem wymagać udowodnienia zdolności kredytowej, która wymaga jakich takich dochodów. A uzyskanie dotacji będzie wymagać udowodnienia, że dochody ma się niskie. W wersji 90 proc. dotacji do 10 proc. pożyczki ma to być maksymalnie 600 złotych na osobę w rodzinie. W kolejnych niewiele więcej.
Łatwym do przewidzenia efektem będzie więc to, że osoby bez oszczędności, a więc spora część tej grupy, na którą szczególną uwagę miał zwracać program „Czyste powietrze”, realnie nie będą w stanie z niego skorzystać. Lub chcąc to zrobić, będą musiały pożyczać pieniądze u lichwiarza, a nie tego raczej chce rząd. Kiedyś podobnie skonstruowano system kredytów studenckich i to zdecydowanie nie działało, odcinając od wsparcia zdecydowaną większość studentów, bo nie da się przecież jednocześnie i to w tej samej instytucji udowadniać, że dochody ma się niskie i wysokie.
Zwykle problemy tego rodzaju rozwiązują systemy poręczeń państwowych. Tych jednak, przynajmniej tak wynikało z wiedzy przekazywanej podczas spotkania, nie przewidziano. O co będę jednak jeszcze dopytywał, bo – myślę sobie – w sztandarowym programie rządu na pewno nie ma miejsca na takie luki i jeżeli tego nie przewidziano dotąd, to na pewno zostanie poprawione.
Tym bardziej, że rzeczy do poprawienia jest tam jeszcze całkiem sporo.