W 2024 roku po raz pierwszy w historii huragan pojawił się już na przełomie czerwca i lipca. Naukowcy są zaskoczeni. Twierdzą, że może mieć to związek z tym, że wydłuża się sezon huraganów atlantyckich w coraz cieplejszym świecie.
Klimatolodzy już od ponad pół wieku alarmują decydentów politycznych, że duży wpływ na formowanie się ekstremalnie dużych huraganów ma przemysłowa działalność człowieka, od około 170 lat oparta w dużej mierze na spalaniu paliw kopalnych.
Szereg długoletnich badań klimatologicznych potwierdza jednoznacznie, że globalne ocieplenie faktycznie nie zwiększa liczby huraganów. To jedna strona medalu. Druga pokazuje, że będą one coraz dłuższe i intensywniejsze. Ich sezon będzie zaczynać się wcześniej, a kończyć później. Dzwonkiem alarmowym za każdym razem powinien być zwiastun nadejścia każdej La Niñii. Bo to właśnie wtedy są bardzo prawdopodobne w danym sezonie huraganowym monstra kategorii 5, tkie jak Katrina, Andrew, Ian czy Beryl.
Ponadprzeciętny sezon huraganów
Prognozy NOAA w Centrum Prognoz Klimatu (CPC), przynależnym do Narodowej Służby Pogodowej (NWS), przewidują 2024 r. jako rok z ponadprzeciętnym sezonem huraganowym na Atlantyku (od 1 czerwca do 30 listopada).
– Jeśli wczesna prognoza Narodowego Centrum Huraganów, opublikowana 23 maja, okaże się prawidłowa, do końca listopada na północnym Atlantyku może wystąpić od 17 do 25 imiennych burz. Czyli od 8 do 13 huraganów i od 4 do 7 dużych huraganów – powiedziała Jhordanne Jones, doktorantka na Uniwersytecie Purdue. Mniejsze i średnie huragany są kategorii 1 i 2. A duże są kategorii 3, 4 oraz 5, czyli najwyższej jak dotąd wśród huraganów atlantyckich.
Gdy burze zaczynają się formować, bardzo mocno spada ciśnienie wewnątrz obszaru, które nazywa się okiem cyklonu. Charakteryzuje się ono tym, że wewnątrz niego wiatr słabnie. Wręcz staje się cichy. A atmosfera otaczająca takie cyklony musi wtedy stać się silnie wilgotna. Jednocześnie temperatura wody musi przekroczyć 27 st. C.
Ostatecznie, aby mógł uformować się dany huragan, musi być wysoka zawartość ciepła oceanu (OHC). Oznacza to, że musi być wysoka całkowita ilość ciepła zmagazynowana w oceanach. Ma ona głównie miejsce podczas występowania La Niñii, gdy oceany silnie nagrzewają się. I im więcej „paliwa” w postaci ciepła jest dostarczane do atmosfery i wody powierzchniowej na głębokość do około 45 metrów w oku cyklonu, tym większe jest prawdopodobieństwo, że depresja tropikalna może przekształcić się w potencjalną burzę, a potem w huragan.
Depresja tropikalna powstaje, gdy danemu obszarowi niskiego ciśnienia towarzyszą burze, tworzące kołowy przepływ wiatru z maksymalnie utrzymującym się wiatrem poniżej 60 kilometrów na godzinę (60 km/h).
Monstrualny cyklon zaskoczył wszystkich. Także naukowców
Zdziwieni są wszyscy. Naukowcy, mieszkańcy oraz władze poszkodowanych wysp karaibskich. Nikt nie spodziewał się, że taki monstrualny cyklon pojawi się już na początku lipca. Wraz z końcem czerwca uformowała się depresja tropikalna Beryl. Wiatr wiał wtedy z prędkością ponad 56 km/h. Nikt z ekspertów naukowych ani decydentów politycznych nie był przygotowany na to, co się miało wkrótce wydarzyć.
Szybko jednak uformowała się silna burza tropikalna o prędkości ponad 112 km/h, by w ciągu kolejnej doby mógł zrodzić się mały huragan Beryl. Rozwinął on wówczas prędkość do ponad 120 km/h. I to był przełomowy moment w historii sezonów huraganowych, gdyż jeszcze nigdy w czerwcu nie powstał żaden huragan. Następna doba nie przyniosła zmian w prędkości cyklonu, ale przybrał on na sile.
W ostatnim dniu czerwca powstał huragan kategorii 4 z prędkością 209 km/h. 1 lipca znacząco zwiększył on swoją prędkość do ponad 241 km/h. A 2 lipca padł rekord prędkości tego cyklonu. Ponad 265 km/h. Beryl wówczas zyskała status 5 kategorii. Był to pierwszy w historii pomiarów bardzo duży cyklon atlantycki zanotowany w pierwszych dniach lipca.
Gdyby ostrzeżenia meteorologiczne przyszły kilka dni wcześniej, można byłoby uniknąć wielu ofiar. Jednak nikt się nie spodziewał, że o tak wczesnej porze roku wystąpi tak silny i ekstremalny cyklon.
- Czytaj także: Niespotykany wcześniej huragan zrównał rajską wyspę z ziemią. Beryl szaleje na Karaibach
Sezon najsilniejszych huraganów prawdopodobnie zaczyna się wydłużać. W tym roku rozpoczął się wcześniej
Jak wiadomo było dotąd, najpotężniejsze huragany pojawiały się przynajmniej od drugiej połowy sierpnia do końca pierwszej połowy września. Przed i po tym okresie huragany także się pojawiają, jednak są znacznie słabsze.
Największym zaskoczeniem dla naukowców na początku lipca było to, że w ciągu doby Beryl rozwinęła się z typowej burzy tropikalnej w jeden z najpotężniejszych huraganów w historii. Badacze zwrócili uwagę, że intensywność tej ogromnej burzy była wyjątkowo wysoka i cały czas rosła do tego stopnia jak w szczycie sezonowym huraganów. A wcześniej nigdy się to nie zdarzało.
Okazuje się jednak, że takie monstrualne cyklony jak Beryl zaczynają tworzyć się znacznie wcześniej. I to daleko przed właściwym szczytem sezonu huraganowego. Ma na to głównie wpływ coraz silniejsze nagrzewanie się oceanów.
– Beryl to burza bardziej typowa dla szczytu sezonu huraganów niż dla czerwca, a jej szybkie nasilenie i siła prawdopodobnie wynikają z niezwykle ciepłej wody – powiedział Brian Tang, profesor nauk atmosferycznych na Uniwersytecie w Albany.
Oznacza to jedno: sezon huraganów w coraz cieplejszym świecie się wydłuża. Wspomniana Jones zauważyła, że znaczącą rolę w wydłużaniu się sezonu huraganowego może odgrywać oscylacja oceaniczno-atmosferyczna La Niña: – La Niña może wskazywać na wcześniejszy początek sezonu, jak również jego dłuższy okres, ponieważ La Niña – wraz z ciepłym Atlantykiem – utrzymuje przyjazne dla huraganów środowisko wcześniej i dłużej w ciągu roku.
Dlaczego huragany podczas El Niño są słabsze i jest ich mniej niż podczas La Niñii?
Podczas obecności El Niño, w górnych warstwach atmosfery występuje silniejszy wiatr zachodni nad tropikalnym Atlantykiem w fazie neutralnej. A już wyraźnie są one większe niż podczas trwania La Niñii. Charakteryzuje się to ścinaniem przez wiatr szczytów formujących się depresji i burz tropikalnych oraz huraganów. Czyli mamy do czynienia z tak zwanym wysokim pionowym ścinaniem wiatru.
Z kolei podczas występowania La Niñii, w tychże górnych warstwach atmosfery wiatr zachodni wyraźnie jest słabszy niż w fazie neutralnej.W tym przypadku przyczyną jest rozszerzenie obszaru niskiego pionowego ścinania wiatru, bardzo dogodnego do formowania się depresji i burz tropikalnych oraz huraganów. Zarówno mniejszych i średnich, jak i dużych, ekstremalnie wielkich.
Profesor Tang od lat zajmuje się badaniami huraganów. Zwrócił uwagę, że zawartość ciepła oceanu, wilgotna atmosfera otaczająca burzę oraz ścinanie wiatru to są kluczowe czynniki do formowania się huraganu. W serwisie the Conversation stwierdził: – Gdy występuje ta kombinacja czynników, huragan może efektywniej wykorzystać energię. Energię, którą zbiera z oceanu, aby napędzać swój wiatr, zamiast musieć walczyć z suchszym, chłodniejszym powietrzem wtłaczanym z okolic burzy. Proces ten nazywa się wentylacją. Jednocześnie następuje wzrost wciągania powietrza do środka, co szybko zwiększa siłę wiru, podobnie jak łyżwiarz figurowy przyciąga ramiona do środka, aby uzyskać obrót. Szybka intensyfikacja jest podobna do łyżwiarza figurowego przyciągającego oba ramiona szybko i blisko ciała.
Huragany z 2017 r. były wyjątkowo zabójcze. Czy podobna historia może nas czekać w tym roku?
W 2017 r. sezon huraganowy był do tej pory najbardziej ekstremalny. A miał on miejsce właśnie podczas trwania La Niñii i przyniósł z sobą trzy potężne huragany: Harvey, Irma i Maria. Cyklony, które w strefie Karaibów, Meksyku i południowych stanów USA szybko po sobie następowały, siały dookoła spustoszenie i śmierć. Ludzie nie nadążali by się obronić przed tak ekstremalnie silnymi huraganami.
– Istnieją również dowody na to, że huragany poruszają się wolniej i coraz bardziej prawdopodobne jest, że całkowicie zatrzymają się w pobliżu wybrzeża, co doprowadzi do większych powodzi, ponieważ więcej deszczu spadnie na jedno miejsce. To był jeden z powodów, dla których huragan Harvey, który uderzył w Teksas i Luizjanę w 2017 r., był tak niszczycielski – mówią Ben Clarke z Uniwersytetu Oksfordzkiego i Friederike Otto z Królewskiego College w Londynie.
Badaczka adaptacji do zmian klimatu Anitha Karthik z Uniwersytetu Edynburskiego im. Napiera nazwała to zjawisko skupiskiem burz: – Trio śmiercionośnych huraganów (Harvey, Irma i Maria), które uderzyły w Atlantyk w szybkiej kolejności tego lata, dosłownie nie dało ludziom chwili wytchnienia.
Następstwo silnych huraganów jeden pod drugim to trend nie tak częsty w dynamice tych cyklonów, ale w coraz cieplejszym świecie jego powtarzalność jest coraz bardziej prawdopodobna, na co zwraca uwagę Karthik.
Świat nauki czekają nowe badania dynamiki huraganów
Obecnie naukowcy bardzo poważnie się obawiają, że taka kaskada huraganów kategorii 4 i 5 jak w 2017 r., może nastąpić i teraz. Zastanawiają się, co na przełomie czerwca i lipca w tym roku mogło spowodować pojawienie się tak dużego huraganu na tropikalnym Atlantyku. Czy od teraz sezon huraganów będzie zaczynać się coraz wcześniej i coraz później kończyć? Czy to oznacza, że najsilniejsze cyklony mogą od teraz pojawić się o wiele wcześniej niż podczas aktywności huraganów od sierpnia do października oraz w szczytowym okresie wrześniowym?
Na te pytania eksperci od huraganów wciąż szukają odpowiedzi.
–
–
Zdjęcie tytułowe: elRoce/Shutterstock