Małopolski Chełmek powstał jako idealne miasto kapitalizmu. Tak zaplanował go Tomasz Bata – czeski przedsiębiorca i wizjoner. Założyciel jednej z największych międzynarodowych korporacji swoich czasów. Jego historię można postawić na równi z tymi, które opowiadamy o Gdyni i Centralnym Okręgu Przemysłowym. A mimo to prawie nikt jej nie zna. Zapraszamy na rozmowę z Waldemarem Rudykiem, który kieruje Miejskim Ośrodkiem Kultury, Sportu i Rekreacji w Chełmku.
Dlaczego warto opowiedzieć historię Chełmka?
To jest historia uniwersalna, historia rodzenia się na naszych ziemiach nowoczesności i modernizmu. To co rozpoczęło się tutaj w latach 30. XX wieku za sprawą Tomasza Baty, jest opowieścią o nieprawdopodobnych zmianach, które się wtedy dokonywały w Europie.
Ogólne stwierdzenia. Nowoczesność. Modernizm. Chełmek. Poproszę konkretniej. Co to oznacza, że polska nowoczesność rodziła się w Chełmku?
Oznacza to, że wybuchła tu nowoczesność i uboga galicyjska miejscowość nagle zaczęła kwitnąć. Tak bardzo, że jej mieszkańcy po zaledwie kilku latach pracy w fabryce Polskiej Spółki Obuwia Bata, zaczęli budować nowe domy, stali się nowoczesnymi pracownikami, którzy działają w międzynarodowym systemie organizacji pracy. Zmienili sposób myślenia i życia.
Myślę, że jak ktoś słyszy o rodzeniu się polskiej nowoczesności w dwudziestoleciu międzywojennym i ma jakiekolwiek pojęcie, to pomyśli o Gdyni i COP-ie. A nie o Chełmku.
To jest tak naprawdę nasza wina, że my tej luki nie potrafiliśmy wypełnić i ta opowieść o Chełmku nie istnieje w ogólnej świadomości. Za rzadko i za mało dobitnie o tym mówimy.
Mnie to przed kilkunastu laty uświadomił „Gotland” Mariusza Szczygła, który był książką ważną dla polskiego czytelnika i opowiadał czeską historię Tomasza Baty. I w tej książce nie padło ani jedno słowo na temat Chełmka. Osobiście słyszałem oburzenie mieszkańców Chełmka, byłych pracowników fabryki, jak ten Szczygieł mógł tak napisać i o nas zapomnieć.
Udało nam się go zaprosić na przepiękne, bezcenne spotkanie. I podczas niego zadano mu z wyrzutem pytanie, jak mógł pisać o Bacie i nas pominąć. On wytłumaczył się tak, że ponieważ Google dopiero startowało w budowaniu swojej potęgi, to otworzył serwis Polskiej Agencji Prasowej i w nim szukał informacji. A tam na temat Chełmka, Baty było zaledwie kilka zdań.
Pisano tylko, że czeski przemysłowiec, wyzyskiwacz ludu pracującego, etc., etc….
I to mi dało do myślenia, że jeżeli my sami nie odkopiemy tej historii i po nią nie sięgniemy, nie sięgniemy do źródeł, to trudno oczekiwać, żeby ktoś z Warszawy, Krakowa lub Gdańska wykonał za nas tę pracę. Zaczęliśmy więc gromadzić i systematyzować tę wiedzę.
„Bata przyniósł fordyzm do II Rzeczpospolitej”
Powiedziałeś, że jest to kwestia luki w świadomości. Świadomości, a nie treści. Chełmek to jest historia na miarę Gdyni lub miasteczek Centralnego Okręgu Przemysłowego?
Bardzo podobna.
Dlaczego? Co jest tu aż tak ważnego?
Choćby struktura powstania jest podobna. W szczerym polu powstaje nagle coś, co nie tylko jest budowane w iście amerykańskim tempie, ale do tego na aktualnych, najnowszych i najlepszych wzorcach znanych przez ówczesny świat. Już samo to jest cenne i ciekawe.
Ale przecież nie tylko to. Tutaj po raz pierwszy na ziemiach polskich szyto buty w systemie fabrycznym, który Tomasz Bata podpatrzył u Henry’ego Forda i zmodyfikował na potrzeby produkcji butów. I budując fabrykę w Chełmku przyniósł ten fordyzm do II Rzeczpospolitej.
I to chyba nie tylko do fabryki?
Bata różnił się od rzeszy fabrykantów tym, że skupiał się nie tylko na linii produkcyjnej. Postrzegał produkcję całościowo i wiedział, że żeby dobrze i efektywnie pracować to trzeba dobrze i solidnie żyć. Do tego żyć według reguł, które wytyczał sam Bata. Budował więc nie tylko fabryki, ale też związane z nimi miasta, w których urządzał ludziom cały świat.
Dla nas to może być szokujące, ale takie były lata trzydzieste. Jednym z elementów tego świata była troska o tężyznę fizyczną i sport, więc w Chełmku zbudował na przykład korty tenisowe dla pracowników. W batowskim świecie nie mogło być też patologii. Jak ktoś był taką patologią, to musiał jego świat opuścić. Uważał, że najlepiej jakby ludzie z napojów spożywali tylko mleko oraz źródlaną wodę i pijaństwo było bardzo źle widziane. Można było stracić przez nie pracę, a z pracą mieszkanie i trzeba było się wynieść. I to daleko.
A pijaństwo trudno było ukryć, bo domy pracowników było widać ze strategicznie zlokalizowanego domu dyrektora.
Dziś może nas to szokować, ale wtedy? Chełmek był dobrym miejscem do życia. Lepszym od galicyjskiej wsi. A też Bata wspierał to, by ludzie się organizowali. Podpowiadał, jak to robić. Zaraz po fabryce powstała więc też choćby Liga Morska. Liczne koła i stowarzyszenia. Ludzie czuli oddech nadchodzącej wojny, więc i to ich jednoczyło. Zorganizowano na przykład zbiórkę wśród pracowników, za którą kupiono dla wojska samolot.
Samolot dla wojska
Takich akcji było w dwudziestoleciu dużo.
Jednak nie każda firma miała ponad 400 oddziałów w kraju, które do tego zaangażowała. I nie w każdej zakładowa gazeta urządzała kierownikom wyzwania we wpłatach. A u nas było tak, że na przykład kierownik działu gumy wpłacił powiedzmy 100 złotych. Informował o tym „Echo Chełmka”, który był pierwszą tak dużą zakładową gazetą w Polsce, dodając, że tenże pracownik wezwał jednego ze swoich kolegów, żeby dorzucił tyle samo lub więcej.
Pieniądze zebrano. Kupiono RWD-13. I w 1938 roku przekazano go wojsku.
Budowano tu po prostu coś, co dziś nazywamy społeczeństwem obywatelskim
Robiono to wynajmując Luxtorpedę?
KS Chełmek miał kiedyś ważny mecz w Tarnowie. Bata postanowił, że wyśle na niego pracowników i – jak to Bata – zrobił to z przytupem. Luxtorpeda nawet dziś fascynuje miłośników techniki, a wtedy to był jej cud. Została więc wynajęta przez klub by zawieźć na mecz zawodników oraz kibiców. Do tego obwieszono ją reklamami fabryki i butów Baty.
Jechali przez Kraków, więc pociąg zrobił sensację. To było takie połączenie budowania wspólnoty i poczucia prestiżu dla mieszkańców Chełmka z nowoczesną reklamą. Zresztą takich akcji było więcej, bo na przykład wysyłał pracowników nad morze, do Gdyni, w pociągach obwieszonych reklamami butów „gdynek”, które produkowano w Chełmku.
„W gdynkach do Gdyni” – pisał na tych reklamach.
Takie wycieczki robotnicze jak w PRL.
Pracownicze nie robotnicze, bo w Chełmku nie wolno było używać słowa robotnik.
To Bata chyba nie lubił lewicy.
W swoim rodzinnym Zlinie, gdzie został burmistrzem, był budynek, w którym mieściła się siedziba partii komunistycznej. I on stał przy bardzo kolizyjnym skrzyżowaniu. Ciągle były tam wypadki. Bata wykupił go, kazał go zburzyć, a na jego miejscu zrobił bezkolizyjne rondo i ogłosił, że jak są komuniści to są wypadki, a jak nie ma komunistów, to jest elegancko.
To udokumentowany fakt.
Pozostawiając tam pasaż nazwany „burzymy zło przeszłości”.
On był świetny, jak chodzi o marketing. Był pionierem. Założył studio telewizyjne, żeby produkować filmy pełnometrażowe, po których ludzie wychodzili z kina chcąc kupić buty Baty.
W Chełmku miał zbudować całe miasto? A jest tylko jedno osiedle?
Plany przerwała wojna. Chełmek stracił na niej coś, co mogło powstać, a nie powstało. Zachowały się jednak plany koncepcji urbanistycznej na kilkaset domów. Dla mieszkańców Chełmka to jest wręcz abstrakcyjne. Wszystko miało być modernistycznym miastem ogrodem, w którym żyliby pracownicy fabryki. Ale powstało jedynie 16 domów.
Batowcy zbudowali polski przemysł
Jednak modernizacja się nie skończyła. Stała się po prostu socjalistyczna.
Fabryka pracowała nawet w czasie wojny, bo buty były potrzebne niemieckiemu wojsku. Cały przestój związany z przechodzącymi frontami trwał może z sześć dni. Także po wojnie zakłady bardzo szybko wróciły do pracy, a majątek firmy spłacił i przejął rząd polski.
Ile z czasów batowskich zostało w powojennym Chełmku?
Modernizm socjalistyczny był podobny do tego kapitalistycznego. Nie chciano nazwiska, bo w nowym świecie było ono symbolem kapitalisty, który wyzyskiwał wszystkich. Ale z jego systemu wzięto dużo. Choćby przedszkola przy fabryce i tego rodzaju rzeczy. Także organizację pracy, rozwiązania systemowe, organizację sprzedaży i zbytu. To było dobrze zrobione, więc nikt nie chciał tego zmieniać. Po prostu starano się to przefarbować.
Wykorzystano też tzw. kapitał ludzki. I to nie tylko w Chełmku, bo cały przemysł obuwniczy w PRL tak naprawdę wywodzi się z tego miejsca, w którym jesteśmy. Polegało to na tym, że pracownicy z Chełmka jechali na delegację, organizowali wszystko i uruchamiali produkcję według wzorów stosowanych w fabryce tego najgorszego kapitalistycznego wyzyskiwacza.
Wypracowanych i sprawdzonych w Chełmku. Korzystając z wiedzy i doświadczenia chełmeckiej kadry, utworzono Centralne Laboratorium Przemysłu Obuwniczego.
Chyba na PRL się nie skończyło. Kalwaryjskie zagłębie obuwnicze jest blisko. Też jest „stąd”?
To ostatni akord tej historii.
Musiały być jednak jakieś różnice w zarządzaniu między złym kapitalistą i partią?
Jak przywołujemy batowskie dziedzictwo, to pojawiają się głosy krytyczne, że mówimy tylko o Bacie, a jest to też dorobek PRL-u. Ludzie mówią, że oni budowali tę historię. I to jest prawda. To była kontynuacja, ale wytwarzano nowe systemy produkcji. Tam cały czas był twórczy wkład ludzi z kolejnych pokoleń, którzy szukali rozwiązań i radzili sobie w systemie, w którym nie wszystko było zbyt fajne. Na przykład warunki pracy robotników bywały bardzo ciężkie. Na przykład w wydziale gumowni panował potworny upał i hałas.
A w lata 90. ubiegłego wieku, jak weszliście? Mnie niesamowicie uderza ten chiński market, który obecnie wita na dworcu gości przyjeżdżających do stolicy polskich butów.
Czuło się taką presję, że nie jest wesoło. Ludzie wiedzieli, że zakład przeżywał falę trudności.
Szyli dla najlepszych marek, ale padli
Może musiał upaść, bo był to siermiężny socjalizm, który nie pasował do nowych czasów?
Jest oczywiście nawet taki wiersz Szymborskiej, w którym jest o tym, że „w tych butach z Chełmka” do opery. I oczywiście takie buty „z metra” były robione, bo taki był rynek socjalistyczny. Rzadko wymagano finezji, byle było dużo i jakoś na nogę wchodziło.
Ale ten sam Chełmek produkował ogromne ilości butów dla całego świata, które później – pod obcą banderą – trafiały do sklepów oznaczone metkami naprawdę zacnych firm. Takich jak choćby Salamander. To musiał być porządny i dobrze zrobiony produkt.
Byli tu także naprawdę świetni fachowcy, którzy jeździli po świecie i podpatrywali. Ja zacząłem pracować w 1987 roku. Moim kierownikiem był Władysław Matyja, fantastyczna postać. To był człowiek o nieprawdopodobnej energii, sile i witalności. W poniedziałek wracał z Kanady, w środę był już w Australii. To byli ludzie, którzy byli na bieżąco ze wszystkim, co się działo. Widzieli, co się dzieje w Paryżu, co się dzieje w Kanadzie, mieli kontakt z całym światem.
Musiało być trudno, kiedy to wszystko padało.
Logiczny i przewidywalny dla ludzi świat nagle się zawalił. Wcześniej trzeba było ciężko pracować, ale świat miał początek, środek i koniec. I w którymś momencie to przestało się składać. Dziś wiemy, jak to się skończyło, a wtedy nie wiedział tego przecież nikt.
Do tego okazuje się dziś, że te wszystkie czynniki rządowe, też nie za bardzo wiedziały, co robią i były to po prostu takie improwizacje prowadzone na żywym organizmie. Natomiast ja mogę dywagować, a ludzie, którzy byli w środku tego, mogą już chcieć o tym opowiadać.
I powiedzą o tym ciekawiej oraz więcej.
„Tę historię widać w ludziach”
Mam nadzieję, że będzie okazja do takiej rozmowy. A jak długo trwała taka społeczna pamięć Baty? Nie o nim, bo jego komuniści wymazywali. Ale choćby w kulturze firmy?
Długo. To było widać na przykład w ludziach, którzy skończyli zorganizowaną przez niego szkołę zawodową w Zlinie.W tej uczono zresztą nie tylko zawodu, ale też ogłady oraz języków. Dla jej absolwentów było to formujące doświadczenie i jeszcze dekady później nosili się i zachowywali jak oficerowie, a umiejętności organizacyjne mieli bardzo duże.
Byli też niesamowicie konkretni.
Czuć to jeszcze w Chełmku?
Pojawia się pamięć wtórna. Ludzie 30, 40-letni, którzy nagle zaczynają się tym interesować i to odkrywać. Sięgają do historii rodziców, rzeczy zasłyszanych. Jest to dla nich ważne, bo każdy szuka tożsamości. Chce rozumieć skąd jest.
Kiedy jest to Chełmek, to ma niezłą historię do opowiadania.
I te historię widać nawet w ludziach. Do dziś jest tak, że jak jadę na zakupy, to można poznać, który kupujący buty jest z Chełmka. Inni biorą, jak im się podoba. Nasi specjaliści, którzy pamiętają pracę w fabryce, z politowaniem oglądają jak takie coś jest zrobione. A w tym jak oglądają od razu można poznać fachowca. Nawet w tym widać naszą historię.
Jest w Chełmku wyjątkowa kultura.
Kultura techniczna.
- Czytaj także reportaż o Chełmku: Był stolicą polskich butów. Dziś wita chińskim marketem
***
Waldemar Rudyk – Artysta sztuk wizualnych, animator kultury. Absolwent Wydziału Pedagogiczno-Artystycznego Filii Uniwersytetu Śląskiego w Cieszynie. Kieruje Miejskim Ośrodkiem Kultury, Sportu i Rekreacji w Chełmku. Wraz z zespołem animatorów jest autorem i realizatorem projektów łączących działania społeczne, artystyczne, kulturowe z lokalnym dziedzictwem. Uczestniczył w ponad trzystu wystawach zbiorowych, akcjach i działaniach artystycznych w kraju i za granicą.
Zdjęcie w nagłówku: Narodowe Archiwum Cyfrowe.