Lada moment wybory w USA. Ich wynik wpłynie na dalsze losy świata, także na przyszłość klimatyczną Ziemi, ponieważ USA są drugim największym emitentem gazów cieplarnianych na świecie. Stany mają też wpływ na to, jak kształtuje się światowa gospodarka. Stawka jest więc ogromna. Donald Trump niewiele robi sobie z powagi klimatycznej sytuacji i nie inaczej jest w przypadku jego kandydata na wiceprezydenta, J. D. Vance’a. Ten jest negacjonistą klimatycznym, według którego nauka o klimacie, to „dziwna nauka”.
Wybory w USA a wpływ na klimat
Dla wielu z nas zeszłoroczne wybory były najważniejszymi od 1989 roku, co odzwierciedliła duża frekwencja. Podobna sytuacja zapowiada się w USA, przynajmniej w kilku stanach. Listopadowe wybory są ważne nie tylko dla samych Amerykanów, ale i dla nas, bo chodzi m.in. o dalszą pomoc militarną dla Ukrainy. Od tego, kto zostanie lokatorem Białego Domu, będzie zależała też światowa polityka. Także ta klimatyczna.
USA, jak już na wstępie wspomnieliśmy, to drugi największy emitent gazów cieplarnianych. Jeśli więc emisje nie będą tam spadać, jak dotychczas, przełoży się to na globalny klimat. Gazy cieplarniane nie znają bowiem granic. W 2023 roku USA wypuściły do atmosfery blisko 5 mld ton dwutlenku węgla. Znacznie mniej niż Chiny, ale prawie dwa razy więcej niż cała UE. To jednak nie wszystko. USA są wyznacznikiem światowych zmian. Kraj ten nadaje ton w światowej gospodarce, w trendach gospodarczych. USA wpływają na cały świat. Tak więc, jeśli Stany nie będą podążały ścieżką ku neutralności klimatycznej, to inne państwa też będą z tym zwlekać.
Szanse na objęcie stanowiska prezydenta USA są wyrównane. Nie ma pewności, kto je wygra. Czy będzie to Kamala Harris, czy Donald Trump? Wiemy za to, że oboje drastycznie różnią się w poglądach na temat globalnego ocieplenia. Harris jest za odchodzeniem od paliw kopalnych, Trump wręcz przeciwnie. Były prezydent poprzez swoje działania może spowolnić zmiany w USA, co wpłynie na cały świat. Takie samo podejście ma niestety też kandydat na wiceprezydenta, J.D. Vance.
Debata w cieniu huraganu i globalnego ocieplenia
Ponad milion Amerykanów, którzy doświadczyli uderzenia huraganu Helene nie miało dostępu do prądu jeszcze na początku października. Nie mieli więc możliwości, by obejrzeć debatę kandydatów na wiceprezydenta, która odbyła się 1 października. Szacuje się, że 3,5 mln osób utraciło co najmniej na kilka godzin dostęp do energii elektrycznej. Zginęło co najmniej 231 osób. Ci, którzy widzieli debatę, mogli się dowiedzieć o poglądach Vance’a, bo padło pytanie w kwestii niezwykle destrukcyjnego huraganu Helene.
– Naukowcy twierdzą, że zmiany klimatyczne sprawiają, że te huragany są większe, silniejsze i bardziej śmiercionośne z powodu historycznych opadów deszczu – mówiła prowadząca debatę Norah O’Donnell, dziennikarka z telewizji CBS.
– Senatorze Vance, według sondażu CBS News, siedmiu na dziesięciu Amerykanów i ponad 60 proc. Republikanów w wieku poniżej 45 lat opowiada się za podjęciem przez USA kroków w celu ograniczenia zmian klimatycznych. Senatorze, jaką odpowiedzialność miałaby administracja Trumpa za próbę ograniczenia wpływu zmian klimatycznych? – pytała się O’Donnell.
J.D Vance okoniem wobec nauki o klimacie
Huragan Helene nie zrobił jednak wrażenia na republikańskim kandydacie na wiceprezydenta. Vance odpowiedział, nazywając dziesięciolecia badań nad zmianami klimatu „dziwną nauką”, jednocześnie błędnie odnosząc się do tych badań.
– Jednak jedną z rzeczy, o których zauważyłem, że niektórzy z naszych demokratycznych przyjaciół dużo mówią, że jest obawa o emisje dwutlenku węgla. Ta idea, że emisje dwutlenku węgla napędzają wszystkie zmiany klimatyczne. Cóż, powiedzmy, że to prawda, tylko dla dobra argumentu, że nie kłócimy się o dziwną naukę. Po prostu powiedzmy, że to prawda – odpowiedział Vance.
Oczywiście Republikanin, podobnie jak sam Donald Trump uważa, że to nieprawda, że nauka się myli, więc nazywa ją dziwną. Vance jest negacjonistą klimatycznym. Kim jest negacjonista klimatyczny? To człowiek, który otwarcie zaprzecza naukowym faktom dotyczącym globalnego ocieplenia, szczególnie jego antropogeniczności, czyli pochodzeniu związanego z działalnością człowieka.
Jaka jest jego recepta na politykę? Więcej paliw kopalnych. „Gaz ziemny. Musimy w niego więcej inwestować” – powiedział Vance, nie przyznając, że metan odgrywa obok CO2 ogromną rolę w napędzaniu efektu cieplarnianego. Później dodał: „Jak mawia Donald Trump, <wierć, kochanie, wierć>” (ang. drill baby drill – to nawiązanie do hasła wyborczego partii republikańskiej, które powraca regularnie od 2008 roku. Oznacza politykę wspierającą wydobycie paliw kopalnych).
Warto zauważyć, że Vance od paru lat jest wspierany przez Petera Thiela. Thiel, to amerykański miliarder, który przyczynił się do politycznego sukcesu Vance’a. Przekazał ponad 15 mln dolarów na kampanię Republikanów do Senatu w 2022 roku. Co więcej, Thiel to współtwórca technologii płatniczej Pay Pal, którą stworzył wraz z… Elonem Muskiem, wspierającym otwarcie Donalda Trumpa.
Vance o „bezdzietnych kociarach”
Vance przyjął poglądy Thiela, ale nie jest aż tak ostry w swoich wypowiedziach, jak Trump. Choć nie zawsze. Niedawno Vance w wywiadzie dla The New York Times został po raz kolejny skonfrontowany ze swoimi seksistowskimi komentarzami z 2021 roku. Przypomnijmy, że Kamalę Harris i inne kobiety w USA nazwał „bezdzietnymi kociarami”. Jego wypowiedź została ostatnio przypomniana i spotkała się ze stanowczą reakcją popierającą Harris piosenkarki Taylor Swift, którą tylko na Instagramie śledzi prawie 300 mln osób. Wpis wspierający kandydatkę Demokratów zakończyła ironicznym podpisem: „bezdzietna kociara”, nawiązując do słów Vance’a.
Choć sam kandydat na wiceprezydenta przyznał, że jego wypowiedź była nie na miejscu, to i tak powiedział to, czego nie powinien był mówić. Stwierdził, że jego kraj stał się „niemal patologicznie antydziecięcy”. Dodał, że nieposiadanie dzieci z powodu obaw dotyczących zmian klimatycznych jest „dziwaczne”. Vance nazwał tę tzw. „patologiczną frustrację związaną z dziećmi” „bardzo ponurą” i zasugerował, że branie pod uwagę globalnego ocieplenia przy podejmowaniu decyzji o posiadaniu dzieci jest przejawem „socjopatii”.
– Myślę, że czasami widać to w rozmowach politycznych, kiedy ludzie mówią, że może nie powinniśmy mieć dzieci z powodu zmian klimatycznych. Myślę, że to bardzo obłąkany pomysł: pomysł, że nie powinieneś mieć rodziny z powodu obaw związanych ze zmianami klimatycznymi – mówił w wywiadzie Vance.
„Bezdzietne kociary” nawet na biedniejszym globalnym południu
Tymczasem sprawa jest jak najbardziej poważna, bo nie dotyczy tylko USA, ale praktycznie całego świata, który nazywamy cywilizowanym. Świadomość kryzysu klimatycznego i tzw. lęku klimatycznego to współczesny problem natury psychologicznej w rozwiniętej części świata. Jednak nie tylko.
– Zaczęłam wyobrażać sobie moje miasto i uniwersytet pod wodą. Zacząłem mieć kryzysy lękowe, do tego stopnia, że myślałem o rezygnacji z własnego życia, ponieważ nie wiedziałam, jak sobie z tym wszystkim poradzić – wyznaje 23-letnia Julia Borges z Brazylii.
– Nie mogę postrzegać siebie jako osoby odpowiedzialnej za życie innej istoty ludzkiej, za stworzenie nowego życia, które stałoby się kolejnym obciążeniem dla planety, która jest już tak przeciążona – dodała Borges.
Do tego oczywiście dochodzi lęk o los dzieci, które za kilkanaście lat wejdą w dorosłość, i będą mierzyć się ze skutkami globalnego ocieplenia. Vance i Trump tego nie rozumieją.
–
Zdjęcie tytułowe: shutterstock/lev radin