Wodę oszczędzać warto, a nawet trzeba. Nie tylko dlatego, że tak jest taniej. Nie tylko dlatego, że tak jest lepiej dla środowiska. Przede wszystkim dlatego, że po prostu zaczyna jej brakować.
Rachunki za wodę zwykle nie dorównują tym za energię elektryczną. Jednak przeciekający kran lub codzienne kąpiele w wannie wypełnionej po brzegi mogą znacząco odbić się na domowym budżecie. Ale jest ważniejszy powód, by oszczędzać wodę: zaczyna jej brakować. Dlatego ograniczanie jej zużycia staje się nieuchronną koniecznością.
Słodkiej wody ubywa
Z doniesieniami, że zasobów wody na świecie zaczyna brakować, spotykamy się coraz częściej. Budzą one zrozumiały opór. No bo jak to? Przecież oceany nie odparowują do kosmosu, a obieg H2O w przyrodzie ma charakter zamknięty. Problem w tym, że woda morska lub oceaniczna nie ma zastosowania w gospodarstwach domowych, a jej odsalanie to wciąż proces drogi i energochłonny.
Nasze przetrwanie zależy więc od wody słodkiej, której zasoby stanowią jedynie 3 proc. wszystkich wód na Ziemi. W dodatku 77 proc. tych zapasów uwięzionych jest w lodowcach. Tylko 1 proc. z tej „puli” przypada na rzeki i jeziora, a 22 proc. obejmuje wody podziemne. Z tych pierwszych korzystają głównie duże miasta, z tych drugich – mniejsze miasta i wsie. Źródła podziemne są wprawdzie nieustannie uzupełniane przez opady, ale proces ten ulega spowolnieniu. Wpływa na to wzrost światowej populacji i rozpędzona gospodarka – jej zasilanie wymaga coraz intensywniejszej eksploatacji zasobów wodnych.
Polski problem z H2O
Problem z dostępem do wody w największym stopniu dotyczy krajów Afryki i Azji, jednak dotyka również Europy. Na południu naszego kontynentu postępuje proces stepowienia terenów. Mamy z nim do czynienia również w niektórych częściach centralnej Polski. To właśnie tam występują największe deficyty wody. Choć wydawałoby się, że położenie geograficzne nam sprzyja – w końcu strefa umiarkowana kojarzy się z obfitymi opadami – to jednak faktyczny stan rzeczy nie daje podstaw do optymizmu.
Na jednego mieszkańca naszego kraju przypada trzykrotnie mniej wody niż na statystycznego Europejczyka. Deficyt wody odczuwa co piąta gmina nad Wisłą. W dodatku problemem jest nie tylko ilość, ale również jakość wód. Z badań przeprowadzonych przez Fundację na rzecz Rozwoju Polskiego Rolnictwa wynika, że w jednej trzeciej gmin występuje problem zanieczyszczenia wód powierzchniowych, spowodowany nieszczelnymi szambami, brakiem kanalizacji i nielegalnym odprowadzaniem ścieków.
Można twierdzić, że zjawisko – jak zwykle – jest złożone i ma charakter systemowy. Można też spróbować przyczynić się do jego ograniczenia: przez rozsądne gospodarowanie wodą i zmniejszenie jej zużycia. Oto kilka pomysłów na to, jak to zrobić.
Metoda oszczędzania wody? – naprawa kranu!
Jeśli przecieka. A jeśli przecieka – może z niego wypływać nawet kilkanaście litrów wody dziennie. W skali roku straty sumują się więc do kilku tysięcy litrów H2O.
Naprawa kranu to najprostsza metoda oszczędzania wody, związana z wymianą uszczelki. W rzadszych przypadkach niezbędna może okazać się wymiana całej baterii. Do usterki nie trzeba od razu wzywać hydraulika. Pierwsze kroki można skierować do sklepu instalacyjnego i tam zasięgnąć porady, a następnie rozwiązać problem metodą zrób-to-sam.
Zakręć kran…
To bardziej oczywiste niż „napraw kran” i z całą pewnością nie wymaga pomocy specjalisty. Wystarczy zwykła przytomność umysłu: woda nie powinna się lać, gdy jej nie potrzebujemy. Na przykład podczas szczotkowania zębów albo szorowania garnka.
Zaopatrz się w perlator
To rozwiązanie z kategorii „genialne w swej prostocie”. Perlator to nakładka na kran, zawierająca sitko. Urządzenie służy do rozpraszania strumienia wody i jego napowietrzania. Pozwala to na ograniczenie zużycia kranówki nawet o 60 proc. Teoretycznie, zamiast stosować perlator, można po prostu puszczać mniejszy strumień wody. Trudno jednak pamiętać o tym za każdym razem, gdy odkręcamy kran. Poza tym perlator ma jeszcze jedną przewagę nad tym rozwiązaniem: zwiększa optycznie strumień wody, przez co wydaje nam się, że płynie jej więcej. Dzięki temu nie pojawia się ochota, by odkręcić kran „na maksa”. Rozproszony strumień ułatwia również mycie – się lub naczyń.
Prysznic zamiast kąpieli
Nie wszyscy zgodzą się na taki kompromis, ale warto go rozważyć. To oszczędność wody, ale i czasu – w tych czasach towaru wybitnie deficytowego. Gorąca kąpiel w wannie pełnej wody to z pewnością miłe doświadczenie, ale warto urozmaicać je szybszą formą „ablucji”. Tym bardziej że prysznic jest równie skuteczny w utrzymywaniu higieny ciała.
W jaki sposób można oszczędzać wodę? – myjąc oszczędnie naczynia
Podobno pod tym względem najlepiej sprawdzają się zmywarki. Przekonują o tym nie tylko producenci sprzętu, ale również jego właściciele. Według analizy zamieszczonej na popularnym blogu „oszczędnościowym” zużycie wody przez zmywarkę jest niemal czterokrotnie mniejsze niż podczas mycia ręcznego. Jeśli jednak nie chcemy lub nie mamy możliwości inwestowania w ten niezbyt tani sprzęt, wystarczy, że zmienimy sposób zmywania metodą tradycyjną.
Zamiast kranu odkręconego „na ful”, wystarczy wąski strumień wody. Niegłupim pomysłem jest również korzystanie z korka: naczynia można myć w „stojącej” wodzie, a pod bieżącą jedynie je spłukiwać. Jeszce jedna wskazówka: czas mycia tłustych garnków możemy skrócić, korzystając z ręcznika papierowego. Olej (lub smalec) łatwiej wsiąka w papier niż w gąbkę.
Załaduj do pełna
Dotyczy zarówno zmywarki, jak i bębna w pralce. Wrzucanie kilku fatałaszków do przepierki to znakomity sposób na marnotrawstwo wody. Dobrym pomysłem jest również korzystanie z krótkich cyklów prania.
Zwykle nasze tekstylia nie są zanieczyszczone do tego stopnia, by wymagały półtoragodzinnej „sterylizacji”. Nie warto również przesadzać z częstotliwością prania. Spodnie, bluzy lub inne niebieliźniane elementy odzieży nie wymagają „detoksykacji” co kilka dni.
Oszczędzaj spłuczkę
Można oszczędzać wodę nie tylko w kranie, ale również w toalecie. Pomagają w tym m.in. zbiorniki z podwójnym systemem spłukiwania. Są one zaopatrzone w dwa przyciski, z których jeden umożliwia opróżnienie rezerwuaru jedynie do połowy. Wymiana zbiornika na bardziej ekologiczny nie jest zapewne pomysłem do realizacji „na jutro”, warto jednak uwzględnić tę kwestię, np. planując wyposażenie nowego mieszkania.
Foto: Joe Pell/Flickr