Aktualnie mamy w Polsce wszystkie możliwe rodzaje suszy. Sytuację najlepiej widać na Wiśle w stolicy, gdzie wartki nurt rzeki zmienił się w spokojny strumień osiągając historycznie niski poziom – 12 centymetrów. Stan królowej polskich rzek, a raczej to, co z niej zostało, to nie jedyny problem, jaki wiąże się z suszą. Najbardziej cierpią rolnicy, co niedługo odczujemy w naszych portfelach. Sytuację na krótko i jedynie nieznacznie poprawią intensywne opady, które aktualnie przechodzą przez Polskę.
Fatalnej sytuacji hydrologicznej latem mogliśmy się spodziewać, gdy kończyła się zima, która „zimą” została tylko z nazwy. Nie było bowiem śniegu, dominował deszcz przy dodatnich temperaturach. Śnieg zimą jest krytycznie potrzebny, bo zabezpiecza wszystkie rodzaje zasobów wodnych – jeziora, rzeki, wody gruntowe i podziemne.
Po ciepłej zimie przyszła wiosna, która też pozostawiała wiele do życzenia z punktu widzenia wysychającej Polski. Marzec był ciepły i suchy, podobnie zresztą jak kwiecień. Te dwa wiosenne miesiące wraz z bezśnieżną zimą były wstępem do tego, co widzimy teraz: skrajna susza, która może być w tym roku rekordowa.
Jeżeli ktoś liczy na to, że sytuację poprawią nawałnice przechodzące nad Polską, to niestety także tutaj nie ma dobrych informacji.
– Ponownie przekonamy się, jak szybko potężna woda opadowa potrafi spłynąć wyprostowanymi rzekami, pogłębionymi kanałami i gęstą siecią rowów melioracyjnych z miejsc, w których byłaby najbardziej potrzebna, w pobliże siedzib ludzkich, gdzie spowoduje ogromne straty i zniszczenia, by niedługo potem znowu wróciła susza. Upór, z jakim instytucje odpowiadające za gospodarkę wodą w Polsce trwają przy rozumieniu przyrody typowym dla epoki Stalina budzi zdumienie – napisał w mediach społecznościowych prof. Michał Żmihorski z PAN, członek Państwowej Rady Ochrony Przyrody.
Gdzie się podziała Wisła?
Wróćmy jednak nad warszawską Wisłę.
Maj nieco podratował sytuację, bo był zimny. Potem przyszedł czerwiec, którego początek napawał optymizm. To jednak już przeszłość, bo druga połowa czerwca była ciepła i skąpa w opady. Wcześniejsze niedostatki w opadach, brak śniegu (szczególnie w górach) wraz z pierwszymi letnimi upałami – zrobiły swoje. Do tego jeszcze wiatr. Czerwiec był dość wietrznym miesiącem. Efekt widać na zdjęciu:

Dane pomiarowe IMiGW z 6 lipca na Bulwarach Wiślanych, a więc w centrum miasta pokazały dziś absolutny rekord – 12 cm. Poprzedni rekord miał miejsce rok temu – na początku września odnotowano 20 cm.
Powyższe zdjęcie pokazuje Wisłę na wysokości Żerania (północne przedmieścia Warszawy). Na zdjęciu widać, jak łachy ogarniają coraz większy obszar koryta rzeki. Jeśli susza będzie postępować, a wiele na to wskazuje, to Wisła ulegnie swego rodzaju fragmentacji. Stanie się niemal rzeką okresową, czymś, co zwykle widuje się w krajach o suchym klimacie.
Dramatyczną sytuację rzeki pogarsza wydobywanie z niej piasku. Aktywiści z warszawskiego stowarzyszenia Miasto Jest Nasze wystosowali w tej sprawie petycję do prezydenta stolicy.
– Prosimy o niewydawanie zgód na inwestycje szkodzące rzece i mogące doprowadzić do dalszego opadania wody na warszawskim odcinku: kopalnie piasku w Wawrze i Wilanowie oraz planowany przez PGNIG Termika próg wodny na Siekierkach – czytamy w dokumencie. Powołują się przy tym na stanowisko ekspertów Koalicji Ratujmy Rzeki, według których „te inwestycje doprowadzą do dalszej erozji dna na warszawskim odcinku Wisły. Kopalnie piasku, które właśnie starają się o przedłużenie swojej działalności, przyczyniają się do opadania lustra wody w rzece. Jeżeli będą działać dalej, ten efekt będzie się pogłębiać. Jeżeli dodatkowo powstanie planowany próg wodny, o którego budowę stara się PGNIG Termika, dojdzie do dalszej erozji dna na warszawskim odcinku”.
Ta susza jest wyjątkowa
Jednak Wisła w Warszawie to nie do końca pełny obraz tego, co dzieje się w Polsce. A dzieje się źle.
W przeszłości też były susze i to większe niż tegoroczna. I to w czasach, kiedy nie mieliśmy globalnego ocieplenia, ani nawet Rewolucji Przemysłowej, która zapoczątkowała proces antropogenicznej zmiany klimatu. O częstym braku deszczu w XVIII w. pisał ksiądz Rzączyński. „W 1708 roku, w czasie lata i jesieni ledwo kilka razy deszcz padał, z tej przyczyny w polach orać nie można było, a przez to i zasiewów jesiennych uskutecznić”.
Z koeli w 1984 roku według analiz klimatologów w Polsce spadło tylko 350 mm deszczu, to 58 proc. średniej wieloletniej.
Jednak obecna susza jest wyjątkowa i może być absolutnym rekordem. – Tegoroczna sytuacja hydrologiczna jest o tyle wyjątkowa, że to kolejny rok suszy, który w dodatku rozpoczął się suchą zimą i wiosną. Majowe ochłodzenie pomogło ograniczyć straty wody poprzez mniejsze parowanie, ale w przeważającej części kraju opady i tak były poniżej normy wieloletniej. To wszystko razem powoduje, że susza, szczególnie hydrologiczna i hydrogeologiczna rozwinęły się wcześniej – mówi zapytany przez SmogLab dr Sebastian Szklarek, ekohydrolog z Europejskiego Regionalnego Centrum Ekohydrologii Polskiej Akademii Nauk.
Co będzie dalej?
– Jak będą wyglądały kolejne miesiące? Na to nie ma zero-jedynkowej odpowiedzi. Natomiast można określić, że jest bardzo prawdopodobne, że susza będzie się dalej pogłębiać i rzeczywiście w wielu miejscach będziemy pewnie bić rekordy – odpowiada dr Szklarek.
Te naprawdę mogą być nieuniknione biorąc pod uwagę czasy, w jakich żyjemy. Jak już ustaliliśmy susze sprzed wieków, to nie to samo, co dziś. Dawniej się zdarzały, ale nie były częścią trendu wpisującego się w coraz gorętszy świat. Od 2015 roku mamy serię suchych lat – to efekt zmiany klimatu.
– Ta pewność prognozy wynika z obserwowanych trendów. Rosnące średnie temperatury zwiększające parowanie czy wydłużające się okresy bez opadów przerywane burzami – to nie rozwiązuje problemu suszy. Nie można stwierdzić, że na 100 proc. będą rekordy suszy, ale szansa że będzie inaczej jest mała – przestrzega naukowiec.
Porażające skutki suszy w całej Polsce. „Poniżej minimum okresowego”
Popatrzmy na szerszy obrazek. Mamy początek lipca, a sytuacja już teraz wygląda źle i faktycznie należy się liczyć, że ta susza może być niechlubnym rekordem. Widać to na przykładzie całości naszych rzek, nie tylko Wisły na warszawskim odcinku.

Poziom wód w prawie wszystkich polskich rzekach jest niski. Ta sytuacja pozostaje podobna do tej z maja, ale doszedł nowy kolor – brązowy, oznaczający „poniżej minimum okresowego”. To oznacza, że na danym odcinku rzeki poziom wody w rzece spadł poniżej ustalonej dolnej granicy charakterystycznej dla danego okresu roku. To sytuacja już skrajna. Trzy czwarte stacji pomiarowych pokazuje stany niskie.
Według IMiGW liczba stacji hydrologicznych z przepływami mniejszymi od średniego niskiego przepływu z wielolecia (SNQ) przekroczyła obecnie 300, a jeszcze w połowie maja było to niespełna 90. Przypomnijmy, że SNQ jest oznaczeniem dla wszystkich odcinków rzek, gdzie wody jest mało na tle średniej. To przekłada się przede wszystkim na wysokość stanu wody. Na podstawie tego wyznacznika IMGiW wydaje ostrzeżenia dotyczące suszy.
Żyjemy na jałowej ziemi. Mamy wszystkie możliwe rodzaje suszy
Inny, równie porażający obraz polskiej suszy na początku lipca, to gleby. Mamy dziś wszystkie możliwe rodzaje suszy. Hydrologiczną jeśli chodzi o rzeki, atmosferyczną jeśli chodzi o opady. Mamy też suszę rolniczą zwaną też glebową. Pokazuje to poniższy zestaw map IMiGW:

W prawie całej Polsce ziemia jest sucha. Mniej niż 30 proc. wody w glebie, co oznacza, że jest bardzo sucho. Tam, gdzie nie ma warstwy roślinnej, czyli np. na drogach gruntowych, jest mnóstwo kurzu. Sucho jest nawet metr pod powierzchnią ziemi, co pokazuje druga mapa (po prawej stronie)
To będzie oznaczało poważne skutki dla rolnictwa w Polsce.
– Co do konsekwencji to od lat największe są dla rolnictwa, więc przy bardzo intensywnej suszy część plonów może być niższa, a te uprawy, które uda się nawodnić wodą z innych źródeł będą zapewne droższe – stwierdził dr Szklarek.
Będzie więc drogo na sklepowych półkach za kilka miesięcy.
Ale to nie wszystko, bo jak mówi ekohydrolog „inne konsekwencje suszy są w Polsce niemierzalne w obecnym momencie, bo nikt nie zbiera danych o innych skutkach suszy jak ograniczenie żeglugi, zatężenie zanieczyszczeń, mniejsza wydajność chłodzenia elektrowni, niższa produkcja energii w elektrowniach wodnych i inne”.
Do tych innych należy zaliczyć też pożary lasów i łąk, w tym tych, które teoretycznie nie powinny się palić, jak w Biebrzańskim Parku Narodowym. Wywołane przez suszę i ludzką nieostrożność lub celowe podpalenia pożary niszczą ekosystemy, od których jesteśmy zależni.