Główny kandydat na burmistrza Nowego Jorku deklaruje, że po wygranej utworzy sieć publicznych sklepów spożywczych. Na ten sam krok zdecydowały się już władze Bułgarii. „Takie miejsca mogą być niezwykle pomocne również w czasach poważnych kryzysów i zagrożeń” – mówi dla SmogLabu dr Paulina Sobiesiak-Penszko.
Zohran Mamdani kilka tygodni temu wygrał prawybory wśród Demokratów na kandydata Nowego Jorku. Na pokonanym polu zostawił Andrewa Cuomo – byłego gubernatora stanu Nowy Jork, który zrezygnował ze stanowiska w 2021 r. na skutek oskarżeń o molestowanie seksualne.
Mamdani wygrał, choć zaczynał kampanię z poparciem na poziomie 1 proc., a Cuomo mógł liczyć na wsparcie wielkiego biznesu i miał dziesiątki milionów dolarów na kampanię.
Komentatorzy oceniają, że może to być przełom dla progresywnej polityki w USA. Na liście Mamdaniego znajdują się bowiem m.in. takie postulaty, jak bezpłatna jazda autobusami, bezpłatna opieka zdrowotna dla dzieci, zamrożenie cen czynszów i utworzenie sieci ulic wolnych od ruchu samochodowego. Pieniądze na te i inne cele mają zaś pochodzić z większego opodatkowania korporacji i najbogatszych.
Wśród postulatów głównego kandydata na burmistrza Nowego Jorku znajdują się też i te dotyczące żywności.
Publiczne sklepy w Nowym Jorku?
„Gdziekolwiek się udam, słyszę, jak nowojorczycy rozmawiają o horrendalnych cenach artykułów spożywczych” mówi Mamdani cytowany przez „New York Times”. Z tego powodu proponuje „śmiały i wykonalny plan”.
Tym planem jest utworzenie sieci miejskich, niedrogich sklepów spożywczych – po jednym w każdej z pięciu dzielnic miasta. „Według Mamdaniego miasto mogłoby pomóc w opłacaniu czynszu i kosztów operacyjnych sklepów, opodatkowując bogatych. Sklepy nie będą dążyć do generowania zysku, co umożliwi im sprzedaż żywności po cenach hurtowych”- relacjonuje „The Atlantic”. I zwraca uwagę, że w marcowym sondażu Climate and Community Institute rozwiązanie to poparło dwie trzecie nowojorczyków, w tym 54 proc. Republikanów.
W tym wieku kilka miast i miasteczek w USA próbowało już podobnych rozwiązań. Niektóre z takich sklepów zniknęły już z rynku, inne funkcjonują do dziś. Zazwyczaj powodem ich utworzenia była jednak nie wysoka cena żywności, lecz brak jakichkolwiek sklepów spożywczych na przestrzeni kilometrów. Eksperyment z Nowego Jorku byłby więc zdecydowanie największym w skali Stanów Zjednoczonych.
Ale nie jedynym na świecie.
Bułgaria zaczyna jesienią
Najbardziej aktualnym przykładem jest Bułgaria. Jak informuje Euractiv, w marcu bułgarski parlament poparł utworzenie państwowej sieci sklepów w najbiedniejszych regionach kraju, która sprzedawać będą produkty spożywcze z ograniczoną marżą. „Sklepy dla Ludzi” („Magazin za Horata) zostaną zlokalizowane w budynkach państwowych urzędów pocztowych w małych miejscowościach, gdzie osoby starsze otrzymują emerytury.
„Utworzenie państwowej sieci sklepów spożywczych z kontrolowanym pochodzeniem i cenami to najważniejszy krok, jaki państwo musi podjąć, aby ograniczyć spekulacje sprzedawców, sieci i karteli, wesprzeć siłę nabywczą ludzi oraz zapewnić im dostęp do wysokiej jakości i niedrogich produktów spożywczych, nawet w najmniejszych miejscowościach” – komentuje grupa parlamentarna DPS-Nowy Początek, która wyszła z inicjatywą.
Sklepy będą sprzedawać produkty z maksymalną marżą 10 proc. Priorytet nadany będzie produktom bułgarskich producentów. Pierwsza taka placówka ma zostać otwarta już we wrześniu tego roku w Płowdiwie.
Sklepy społeczne już funkcjonują
Innymi rodzajami wsparcia w czasach coraz trudniejszego wiązania końca z końcem są przybierające różne formy sklepy społeczne. We Francji działa około 400 Épiceries solidaires – socjalnych sklepów, w której osoby w trudnej sytuacji ekonomicznej mogą kupować żywność i artykuły podstawowe za 10–20 proc. ceny rynkowej. Co roku korzysta z nich ok. 120 tys. osób.
Z kolei z niemieckiej inicjatywy „Die Tafel” („Tablica”) korzysta regularnie nawet 1,5 mln osób. To ogólnokrajowa sieć organizacji charytatywnych zbierających produkty, które nie mogą być sprzedane, bo np. zbliża się data ważności albo nadwyżki w magazynie są zbyt duże. Potrzebujący mogą kupić takie produkty za symboliczną opłatę.
Zresztą inicjatyw takich nie trzeba szukać zagranicą. W Polsce w bardzo podobny sposób działa 31 Banków Żywności. Banki te pozyskują m.in. żywność o krótkim terminie przydatności i wadliwie opakowaną, których wartość i jakość odżywcza nie budzi zastrzeżeń. Trafia ona do magazynów, a następnie lokalnych organizacji partnerskich, których jest ponad 3 tys. Dzięki temu tylko w 2024 r. objęły one pomocą ponad milion osób, które mogły otrzymać żywność bezpłatnie lub za symboliczną opłatą.
W kilku miastach w Polsce (m.in. Tychach, Katowicach i Ostrowie Wielkopolskim) działają też sklepy socjalne „Spichlerz”. Osoby w trudnej sytuacji finansowej mogą kupić w nich produkty spożywcze o wartości rynkowej za mniej niż połowę ceny. Żeby móc zrobić zakupy, należy pokazać odpowiednie zaświadczenie z gminy lub wydane przez fundację Wolne Miejsce, która prowadzi sklepy.
Ceny żywności będą rosnąć
Tego typu inicjatywy nie tylko obniżają koszty życia. Są też sposobem na wspieranie lokalności i regionalnego rolnictwa oraz skracanie łańcucha dostaw. To wszystko zwiększa zaś bezpieczeństwo żywnościowe, co w czasach mnożących się kryzysów staje się coraz pilniejszym wyzwaniem.
Według dr Pauliny Sobiesiak-Penszko, która od 2018 r. bada temat transformacji rolnictwa i systemów żywnościowych, sposobów na zwiększanie bezpieczeństwa żywnościowego jest wiele. Ważniejsza od samej formuły jest więc sama idea oraz to, co doprowadza do jej powstania. Czyli rosnąca świadomość z problemów stojącymi zarówno przed tymi, którzy żywność kupują, jak i tymi, którzy ją wytwarzają.
„Ceny żywności rosną i będą rosnąć, nierówności społeczne również. Taka będzie konsekwencja coraz większej niestabilności na świecie” – mówi Sobiesiak-Penszko dla SmogLabu.
Oddolne inicjatywy ratunkiem
Jej zdaniem trudno mówić o jednym rozwiązaniu, które będzie pasowało wszędzie. Każdy region czy każda gmina w Polsce ma bowiem swoją własną specyfikę. Częścią wspólną jest jednak „sieciowanie”.
„Sklepy społeczne, Banki Żywności, publiczne sklepy spożywcze czy inne formy wspierania bezpieczeństwa żywnościowego działają dzięki temu, że wytworzyły odpowiednią infrastrukturę, kontakty, procedury. Oznacza to, że mogą być niezwykle pomocne nie tylko w czasach względnie bezpiecznych, lecz również w czasach poważnych kryzysów i zagrożeń” –mówi Sobiesiak-Penszko.
I dodaje, że choć w sytuacji kryzysowej puszki z jedzeniem może rozdzielać wojsko, to jednak warto liczyć też lokalne wspólnoty. „Im więcej sieci dystrybucji i wsparcia zostanie uruchomionych oddolnie, tym lepiej społeczności przygotują się na różne wyzwania, których po prostu nie unikniemy” – uważa ekspertka.
Współzałożycielka Instytutu Strategii Żywnościowych „Grunt” przywołuje przy tym przykład Polskiego Alarmu Smogowego. „To, że w Polsce zwrócono uwagę na problem smogu, jest efektem oddolnego zaangażowania osób z Krakowa. Uruchomiło ono lawinę działań, która doprowadziła do tego, że na końcu tematem smogu musieli w końcu zająć się decydenci na poziomie centralnym. Teraz potrzebujemy podobnego społecznego poruszenia w przypadku naszej żywności” – podsumowuje Sobiesiak-Penszko.
Zdjęcie tytułowe: shutterstock/marekusz