Pani Julia postanowiła skorzystać z rządowego programu Czyste Powietrze, wobec czego stara się o kilkanaście tysięcy dotacji oraz pożyczkę w wysokości 30 tysięcy złotych. Nie spodziewała się jednak, że pożyczka – wydawałoby się, że w świecie pożyczek nieszczególnie wielka – przysporzy jej tylu trudności. Stos dokumentów, których wymaga od niej WFOŚiGW, staje się coraz większy, a rozstrzygnięcia na horyzoncie… nie widać.
Pani Julia to Julia Kryszewska, nasza Czytelniczka, niegdyś działająca w Podhalańskim Alarmie Smogowym. Ponieważ buduje dom dla swojej rodziny i siebie, postanowiła skorzystać ze wsparcia w ramach rządowego programu Czyste Powietrze. Z dotacji oraz kredytu. I to właśnie z powodu chęci skorzystania z możliwości wzięcia pożyczki, sytuacja urosła do granic absurdu. Stos dokumentów, których wymaga od niej krakowski WFOŚiGW, liczy już około 60 stron. Należy jednak podkreślić, że nadal nie jest kompletny.
Fotografia dokumentów trafiła do nas kilka dni temu, a po publikacji w mediach społecznościowych wywołała spore zainteresowanie. Sprawdźmy więc, czego wymaga się od Pani Julii.
O jakie wsparcie dokładnie się ubiegasz?
Ubiegam się o dotację w ramach rządowego programu Czyste Powietrze. Całość inwestycji zamyka się w kwocie 75 tysięcy złotych. Ubiegamy się o 42 tys. złotych, z czego 12 tysięcy to dotacja, a 30 tysięcy to pożyczka. Wynika to stąd, że nasze dochody nie kwalifikują nas na większą kwotę dotacji, jesteśmy w tym najwyższym progu.
Z czego wynika fakt, że wymaga się od Ciebie aż tylu dokumentów?
Dom buduję razem z partnerem, ale o pożyczkę staram się sama. Nie mamy ślubu, mamy pełną rozdzielność majątkową i ustaliliśmy, że ja to wezmę na siebie. To nasza biznesowa sprawa, tak się podzieliliśmy. Dla urzędu jest to jednak kuriozalna sytuacja: ‘inwestycja jest wspólna, więc dlaczego tylko Pani ubiega się o kredyt? Jak to?’ Musiałam więc wykazać nie tylko dochody swoje, ale i partnera. A że oboje jesteśmy przedsiębiorcami…
Musiałam dostarczyć KPiR-kę [księgę przychodów i rozchodów – SM] z całego bieżącego roku, swoją i partnera, czyli dwie, wszystkie oświadczenia podwójnie (i nie ważne, że o pożyczkę staram się tylko ja, ponieważ gospodarstwo posiadam wspólnie z moim nieślubnym partnerem), PIT jednej i drugiej działalności, potwierdzenia przelewów ( kwoty podatku PIT5 i PIT 28 do Urzędu Skarbowego). Zrobił się więc z tego plik ponad 60 stron. Wszystko po to, by ocenić zdolność kredytową dla pożyczki w wysokości 30 tysięcy złotych. Nie 600 tysięcy, tylko 30.
Nie brzmi przyjaźnie…
Z pierwszego maila dowiedziałam się , że wymaga się ode mnie dostarczenia dodatkowych dokumentów, tam wskazano mi na 12 załączników, ale jeśli chcę zrezygnować z pożyczki, to wystarczy wypełnić jeden załącznik, jeden coś tam, aneks do wniosku i do widzenia. Więc oni jakby zachęcają ludzi, żeby rezygnować z wniosku o pożyczkę. Bez sensu.
Wiesz, chodzi mi o to przede wszystkim, że procedura która powinna być maksymalnie prosta, dostępna dla każdego Kowalskiego jest tak skomplikowana. Niby wprowadza się ułatwienie, że dokumenty można składać elektronicznie, ale… tylko gdy ma się podpis elektroniczny, najtrudniejszą dla obywatela opcję. Zwykły e-PUAP nie wystarczy.
Tyle walczyliśmy o czyste powietrze, działaliśmy w Podhalańskim Alarmie Smogowym, a tu coś takiego. Stoimy na etapie weryfikacji zdolności kredytowej od 4 miesięcy i nie wiem, ile to potrwa dalej.
Zdjęcie nadesłane przez Czytelniczkę.