W Belgii i Niemczech w ciągu najbliższych kilku lat planuje się zamknięcie wszystkich tamtejszych elektrowni jądrowych. Wyłączenie tych niskoemisyjnych źródeł energii elektrycznej opóźni proces dekarbonizacji.
Według Eurostatu w zeszłym roku w 28 krajach Unii elektrownie jądrowe (EJ) wyprodukowały 25.5 % energii elektrycznej, wiatrowe 12.2%, zaś fotowoltaiczne 4%. Największy udział mają wciąż konwencjonalne elektrownie cieplne opalane węglem, biomasą, gazem ziemnym lub ropą naftową – 45.9%.
Choć udział wiatru i słońca w produkcji energii elektrycznej w UE wzrósł w porównaniu z 2017 (kiedy wynosił odpowiednio 11.4% i 3.8% ) to wciąż te dwa odnawialne źródła energii dostarczają zaledwie 63.5% energii wyprodukowanej przez elektrownie atomowe. (1,2)
W dodatku „atom” to sterowalne źródło energii, pracujące z równą wydajnością niezależnie od warunków pogodowych.
Nieco inaczej tę różnicę między atomem, wiatrem i słońcem ujął Laszlo Varro, główny ekonomista Międzynarodowej Agencji Energetycznej (MAE, ang. International Energy Agency, IEA). Varro stwierdził:
„Bardzo mile widziana dawka kontaktu z rzeczywistością. W zeszłym roku Europa [tu chyba właśnie w znaczeniu: Unia Europejska – przyp. JJ] wyprodukowała o 60% więcej niskoemisyjnej energii z atomu niż łącznie z energetyki wiatrowej i słonecznej. (3) Przy obecnym tempie zastępowania atomu wiatrem i słońcem (zamiast użycia tych samych źródeł odnawialnych do zastępowania paliw kopalnych) cofniemy proces dekarbonizacji o około dwie dekady. To czas, na którego stratę nie możemy sobie pozwolić.”
No właśnie. Niewątpliwą zaletą elektrowni jądrowych jest to, że nie emitują dwutlenku węgla (CO2), patrz przypis (4). Ma to zasadnicze znaczenie w czasach tak ostrego kryzysu klimatycznego, z jakim obecnie mamy do czynienia. W tej sytuacji brak emisji gazów cieplarnianych zdaniem bardzo wielu rozsądnych osób z nawiązką rekompensuje wszelkie wady energetyki jądrowej. Nawet przez osoby podchodzące do energetyki jądrowej sceptycznie powinna być ona traktowana jako dużo, dużo mniejsze zło w porównaniu z energetyką opartą na paliwach kopalnych czy biomasie.
Warto tu przypomnieć, że nasi zachodni sąsiedzi z uporem godnym lepszej sprawy stopniowo zamykają swoje sprawne i bezpieczne elektrownie atomowe. (Niemcy nie są zagrożone bardzo silnymi trzęsieniami ziemi ani falą tsunami.) Na przykład pod koniec grudnia ma być wyłączony ostatni blok (o mocy 1468 MW) położonej w południowo-zachodniej części RFN elektrowni jądrowej Philippsburg.
Również Belgia w ciągu najbliższych kilku lat planuje zamknięcie wszystkich swoich elektrowni jądrowych.
Oczywiście, natura nie znosi próżni – wyłączony „atom” musi być czymś zastąpiony. W przypadku Niemiec niestety raczej nie będą to tylko i wyłącznie odnawialne źródła energii (OZE), ale także węgiel i/lub gaz. Każdy wyłączony reaktor oznacza więc dodatkowe emisje gazów cieplarnianych, przede wszystkim dwutlenku węgla ale też i metanu.
Jak zauważa Adam Rajewski, gdyby wspomniany blok EJ Philippsburg pracował jak pierwotnie planowano jeszcze przez 13 lat, dostarczyłby w tym czasie dodatkowo ok. 130 TWh (terawatogodzin) energii elektrycznej nie emitując przy tym żadnych gazów cieplarnianych.
Gdyby więc zamiast bloku jądrowego EJ Philippsburg wyłączyć bloki węglowe o tej samej łącznej mocy, można by było uniknąć emisji około 120 mln ton dwutlenku węgla. Czyli ponad 1/3 rocznej polskiej emisji CO2. A było by co wyłączać, bo elektrowni węglowych jest jeszcze w Niemczech wiele – część z nich ma działać aż do końca 2038 roku.
Od siebie dodam, że w przypadku zastąpienia bloku EJ Philippsburg przez blok (lub bloki) gazowe, emisja CO2 będzie z grubsza dwukrotnie niższa niż w przypadku bloków węglowych, ale „za to” na konto elektrowni opalanej gazem ziemnym należało by doliczyć wycieki gazu związane z jego wydobyciem i transportem. Zwłaszcza że gaz używany w Niemczech pochodzi z Rosji, a rosyjska infrastruktura gazowa najprawdopodobniej szczególnie mocno „cieknie”. A jak wiemy, gaz ziemny składa się przede wszystkim z metanu – drugiego po CO2 najważniejszego gazu cieplarnianego. Przez wycieki gazu ziemnego może więc być tak, że elektrownia gazowa w perspektywie dekady, dwóch jest jeszcze bardziej destrukcyjna dla klimatu niż elektrownia na węgiel kamienny lub brunatny.
Postscriptum
Wiele osób zajmujących się klimatem cieszy fakt, że emisje z niemieckiej energetyki spadły w pierwszej połowie tego roku o około 20 mln ton CO2. Jest to m. in. wynik spadku produkcji prądu z węgla brunatnego (o 14 TWh) i węgla kamiennego (o 8 TWh) przy jednoczesnym wzroście produkcji prądu z gazu ziemnego (o 3 TWh).
Tak, jest się z czego cieszyć. Podobnie jak można się cieszyć z rozwoju OZE u naszych zachodnich sąsiadów. Pomyślmy jednak o ileż bardziej udało by się Niemcom zredukować emisje CO2 gdyby – tak jak sugerują choćby Varro i Rajewski – zamiast elektrowni jądrowych wyłączali elektrownie na paliwa kopalne.
Przypisy
(1) W odniesieniu do rzeczowników „elektrownia” i „energia” przymiotniki „atomowa” i „jądrowa” można stosować wymiennie.
(2) Jeśli po stronie OZE policzymy też hydroenergetykę (11.8% udziału w 2018 i 10.4% w 2017), to i tak okaże się że te trzy źródła odnawialne łącznie wygenerowały w 28 krajach UE w roku 2018 tylko nieznacznie więcej energii elektrycznej niż atom. Wychodzi więc na to, że energetyka jądrowa generuje w UE ok. połowy niskoemisyjnej energii elektrycznej!
Niestety, hydroenergetyka nie jest pozbawiona wad. Nie dość że wymaga zalania nieraz znacznych terenów (a więc też przesiedlenia mieszkających tam ludzi), to również na wiele innych sposobów negatywnie wpływa na środowisko.
(3) Jeśli dobrze rozumiem, tok rozumowania Varro był następujący: różnica w ilości energii elektrycznej wyprodukowanej „z atomu” i łącznie z wiatru i słońca to (25.5 -16.2)% = 9.3%, zaś 9.3% to ok. 0.6 z energii elektrycznej wyprodukowanej łącznie z wiatru i słońca (16.2%).
Bardziej precyzyjnie: jeśli procent energii elektrycznej wyprodukowanej w UE w 2018 przez elektrownie atomowe oznaczymy A, analogiczną wielkość w przypadku elektrowni wiatrowych przez W, a słonecznych przez S, to mamy (A – (W+S))/(W+S) = 0.574 ≈ 0.6.
(4) Emisje CO2 i innych gazów cieplarnianych związane są rzecz jasna z budową elektrowni jądrowej, a także między innymi z wydobyciem, obróbką i transportem paliwa jądrowego. Niemniej jednak „ślad węglowy” jednostki energii elektrycznej wyprodukowanej przez energetykę jądrową jest podobny jak w przypadku energetyki wiatrowej, i dwa rzędy wielkości mniejszy niż w przypadku energii elektrycznej wyprodukowanej z paliw kopalnych.
Zdjęcie: Shutterstock/yotily