Podczas gdy mieszkańcy stolicy Chile zostają w domach, by ograniczyć rozprzestrzenianie się koronawirusa, na ulicach coraz częściej pojawiają się dzikie pumy. Naukowcy donoszą natomiast, że powszechne ograniczenie wychodzenia na zewnątrz uczyniły nasze miasta… cichszymi. Sejsmolodzy odnotowują mniejszy poziom wibracji otoczenia niż przed wprowadzeniem ograniczeń związanych z pandemią.
Do tej pory służby złapały już trzy ciekawskie zwierzęta, które wywołały zaniepokojenie u mieszkańców Santiago de Chile. Pierwsze z nich trafiło do Narodowego Zoo Chile, którego pracownicy zajęli się wystraszonym kotem i pod osłoną nocy wypuścili w pobliżu naturalnego środowiska. Jak podkreślają komentatorzy, przyczyn wędrówek zwierząt należy szukać w „ucichnięciu” miasta podczas pandemii koronawirusa.
„[Zwierzęta] wyczuwają mniej hałasu i szukają nowych miejsc, w których mogłyby znaleźć pożywienie. Niektóre gubią się i pojawiają w miastach” – powiedział Horacio Bórquez, dyrektor krajowej agencji ds. zwierząt i rolnictwa w Chile, cytowany przez BBC.
Naukowcy z NASA zwracają natomiast uwagę na suszę dotykającą region, w którym znajduje się stolica Chile. Utrudniony dostęp do wody i mniejsza liczba zwierząt, na które polują pumy, mogą skłaniać je do tego, by wykorzystać okazję i szukać pożywienia na nowych terenach. Według danych przytaczanych przez agencję w ciągu ostatniej dekady spadło o 30 proc. mniej opadów niż wynosi norma dla regionu.
„Uważamy, że tak długa susza jest wynikiem połączenia naturalnej zmienności – wynikających z fazy oscylacji pacyficznej – oraz spowodowanych przez człowieka zmian klimatu” – podkreśla René D. Garreaud, naukowiec z Uniwersytetu Chile, cytowany w komunikacie NASA.
Koronawirus wyciszył miasta
Zmniejszenie hałasu zauważają nie tylko mieszkańcy i dzikie zwierzęta, które pojawiają się w miastach. Odnotowują je także sejsmolodzy. Spadek drgań wynika najprawdopodobniej ze znaczącego ograniczenia ruchu pojazdów – samochodów, autobusów czy pociągów – a także innych, codziennych aktywności ludzi.
Zmianę odnotowali m.in. sejsmolodzy z Królewskiego Obserwatorium Belgii. Poinformowali na Twitterze, że drgania o częstotliwościach od 1 do 20 herców (charakterystyczne dla działań ludzkich) są znacząco niższe odkąd belgijski rząd wprowadził ograniczenia, mające przeciwdziałać rozprzestrzenianiu się koronawirusa.
Podobnymi wykresami podzielili się również naukowcy rejestrujący aktywność sejsmiczną w Los Angeles.
_
Zdjęcie: Shutterstock/Agami Photo Agency