Zamiast do “normalnej” pracy, Marcin Lanc codziennie rano szedł do lasu, żeby go posprzątać. Założył, że jeśli internauci wesprą jego zrzutkę, będzie w ten sposób mógł zarabiać na życie i kupić wymarzonego vana. Pomysł i idea tak się ludziom spodobała, że wczoraj udało mu się zebrać wystarczającą kwotę. Pomogli m.in. czytelnicy SmogLabu!
W sumie Marcin zebrał 8 910 złotych z planowanych 7500 i wyniósł z lasu około 8000 litrów śmieci. Postanowił, że sprzątanie lasów będzie stałym punktem jego podróży w przyszłym vanie. Jak mówi, uwalnianie natury od śmieci jest wszędzie tak samo ważne i dobre, bez względu na miejsce.
– Dostałem od ludzi tyle dobra, że muszę konsekwentnie trzymać się tej idei, ono nie może się zmarnować. Będzie to moja codzienna, poranna czynność. Tak jak ludzie wstają wcześniej, żeby ćwiczyć jogę, czy medytować, ja będę wstawał wcześniej, żeby sprzątać las – wyjaśnia w rozmowie ze SmogLabem.
– Gdy zaczynałem tę zrzutkę bałem się, że nie będę miał pieniędzy na czynsz. Teraz mam szansę na wymarzony mobilny dom, zaprasza mnie telewizja śniadaniowa, a ludzie w lesie zaczepiają i pytają, czy to ja jestem tym od sprzątania lasu. Trochę mnie to przerasta i najłatwiej byłoby się schować w cień, ale wiem, że krzewienie świadomości o czystych lasach jest ważniejsze ode mnie – mówi nam Marcin po zakończeniu swojej zrzutki.
Skala problemu przerosła chęci
Jednak najbardziej przerosło Marcina to, co spotkał w lesie na krakowskim Zakrzówku. Mimo że sprzątał tamtejszą okolicę każdego dnia, od pięciu do ośmiu godzin, teren wciąż jest pełen odpadów.
– W trakcie działania zorientowałem się, że posprzątanie tego terenu to praca dla kilkudziesięciu osób na kilka miesięcy. Codziennie jestem tak padnięty, że nie wystarcza mi sił na inne zajęcia, powróciła mi też kontuzja. Dziś w lesie znalazłem odczynniki chemiczne i załamałem ręce – skąd one się tam wzięły?! Albo stertę śmieci zakopaną pół metra pod ziemią, składającą się z niemieckich produktów z lat 90. Ktoś miał wtedy na nie pieniądze, ale na wywóz śmieci już nie znalazł – opowiada.
– Nie uda mi się posprzątać Zakrzówka, choć w to wierzyłem, ale mam nadzieję, że pokazałem duży problem systemowy i kulturowy naszego społeczeństwa. Wiele ludzi wie, że istnieję, właściciele lasu także, więc akcja wzbudziła jakąś refleksję – dodaje.
29-latek nie chce wnikać w politykę dotyczącą tego terenu. Jak się dowiedział, ma tam powstać park, więc do czasu rozpoczęcia prac w tym kierunku, las jest pozostawiony sam sobie. – Dla mnie to nie zmienia faktu, że natura powinna dostać trochę oddechu. Bez względu na to, kto jest właścicielem i co tam jest planowane dalej, natura niczemu nie zawiniła – zaznacza.
Tak jak pisaliśmy w poprzednim tekście, oprócz marzenia o vanie, Marcin ma jeszcze jedno życzenie – chciałby, aby każdy, kto idzie w plener, brał ze sobą worek na śmieci; “żeby zrzuta na worek była tak samo modna, jak na jednorazowego grilla”.
Z kolei w swoim podziękowaniu za zbiórkę pisze, że idea sprzątania to niejedyna, jaką chciałby się podzielić za pomocą całej akcji:
“Podjąłem się sprzątania lasu oraz stworzenia zrzutki, ponieważ korona wywróciła moje życie. Mam nadzieję, że do ludzi dotrze nie tylko idea sprzątania natury, ale również adaptacji do trudnych warunków. Nie możemy się poddawać, musimy iść do przodu z uśmiechem na twarzy i szukać możliwości. Wierzę, że jeżeli reprezentujesz dobro, to dobro Cię znajdzie”.
__
Zdjęcie: Opowieść o rozwoju/YouTube