W czasach zbyt częstego przycinania trawników, koszenia oszałamiających łąk, betonowania każdego zielonego skrawka w mieście, Kasper Jakubowski – autor książki „Czwarta przyroda” – opowiada nam o potencjale przyrody, która odradza się i rozwija nawet na najbardziej zniszczonych przez człowieka terenach. W wielu miejscach w Europie miejską dzikość natury udało się nie tylko ochronić, ale też wykorzystać dla mieszkańców.
Karolina Gawlik: W szeroko komentowanym filmie „David Attenborough: Życie na planecie” punktem wyjścia jest stwierdzenie, że dzika przyroda zawsze sobie poradzi bez człowieka. A czy człowiek w mieście przeżyje bez dzikiej przyrody?
Samo to, że dzika przyroda w mieście zdołała się do nas zaadaptować, już jest fascynujące, bo zostawiliśmy jej naprawdę mało miejsca. Większości kojarzy się ona z majestatycznymi parkami narodowymi, podczas gdy pojęcie dzikości wskazuje na coś innego – wielość gatunków i fakt, że przyroda rozwija się samoistnie. A takie miejsca można śmiało odkrywać w miastach.
Coraz częściej szukamy kontaktu z przyrodą, chcemy wzmacniać te więzi i mamy taką szansę także w miejskiej przyrodzie. W XXI wieku, kiedy ludzka ingerencja dotarła już niemal w każdy zakątek, ma ona ogromną wartość. Pytanie, kiedy ta ingerencja jest pozytywna, a kiedy negatywna. Wybitny badacz Edward Wilson mówi, że XXI wiek będzie wielkim okresem renaturyzacji, czyli odbudowy zniszczonego środowiska. Na przykładzie Londynu widać, że zniszczona przyroda może się sama odbudować, ale my możemy jej w tym pomóc i wprowadzać ją na nowo do miast.
Sposób na pyły i wyspy ciepła, atrakcja w lockdownie
Dlaczego tak jej potrzebujemy?
Pokazała to świetnie między innymi pandemia i badania dra Timona McPhearsona z nowojorskiego Urban Systems Lab. Wykazał on, że w czasach poważnego społecznego niepokoju, dużych kryzysów gospodarczych, ludzie na nowo szukają terenów zielonych i kontaktu z naturą; uprawiają ziemię, wracają do ogrodnictwa, odkrywają swoją najbliższą okolicę. W trudnych czasach, a takie niewątpliwie mamy teraz, wzrasta znaczenie przyrody. Dlatego fakt, że nieużytek lub użytek ekologiczny jest niedaleko domu, łatwo dostępny, na co dzień, staje się jeszcze ważniejszy – bo widzimy, jak bardzo tego potrzebujemy. Było widać, że kiedy w trakcie wiosennego lockdownu zamknięto parki i lasy, ludzie wyruszyli na odkrywanie przyrody w mieście, która kiedyś świeciła pustkami.
Społeczna potrzeba to jedno, a jak to wygląda z punktu widzenia ekosystemu?
Badania pokazują, że dzikie lub pół dzikie tereny w mieście przynoszą konkretne korzyści ekologiczne – wychwytują duże ilości pyłów, absorbują dwutlenek węgla, co ma duże znaczenie w dobie kryzysu klimatycznego. Mają korzystny wpływ na mikroklimat okolicy, w której się znajdują, obniżając jej temperaturę.
Jest jeszcze jeden, często niedoceniany aspekt – bardzo dużo osób, które wypełniło naszą ankietę przy okazji tej publikacji, stwierdziło, że nieużytki to dla nich szansa na spotkanie dzikich zwierząt. Ludzie doceniają, że mogą je zaobserwować blisko miejsca swojego zamieszkania. W książce “Kiedy wzywa nas dzicz” autor wylicza, jak duże są korzyści dla naszego zdrowia, dzięki ujrzeniu dzięcioła, czy sarny podczas spaceru w przyrodzie.
Ciekawe, że ludzie zaczęli odkrywać te miejsca podczas lockdownu, bo według jednej z definicji, nieużytek ekologiczny to coś ’jałowego nieuporządkowanego, opustoszałego, zarośniętego’. Brzmi mało zachęcająco.
Anglicy nadali mu inną nazwę, która jest nieprzetłumaczalna, ale bardzo adekwatna – ‘open mosaic habitats’. Zawiera się w tym wiele znaczeń, m.in. że to tereny otwarte na nowe nazwy oraz bardzo interesujące przyrodniczo, bo stanowią mozaikę różnorodnych siedlisk. Wydaje mi się, że musimy zacząć inaczej opowiadać o tych nieurządzonych terenach. Dlatego lubię pojęcie “czwartej natury”, nowej kategorii przyrody w mieście, którą możemy odkrywać, eksplorować, naukowo badać. Ciekawy przykład takiej metamorfozy mamy w Krakowie – na Zakrzówku – gdzie nieużytek poprzemysłowy w części został objęty ochroną jako użytek ekologiczny.
Natura, która niczego nie udaje
Jak wytłumaczyłbyś komuś, czym jest nieużytek ekologiczny?
Nieużytki, czy nieformalne parki, to tereny, które utraciły swoje społeczno – gospodarcze znaczenia i zostały wtórnie oddane przyrodzie – ona pojawiła się tam sama i rozwija się w sposób niezamierzony przez człowieka. To bardzo różne tereny – powojskowe, poeksploatacyjne, nieczynne torowiska, tereny porolne. Tereny zdziczałe wskutek zaniedbania lub braku zagospodarowania.
Czy dzikie odstrasza? W jaki sposób takie miejsca mogą być jednocześnie bezpieczne i „ładne” bez utraty swojej dzikości?
Architektura krajobrazu ma prymat urządzonych sztucznie przestrzeni, zaprojektowanych zgodnie z wizją architekta; przyroda jest dostosowana do jego wizji, często przy wykorzystaniu bardzo kosztownych zabiegów. Mnie natomiast interesowało, jak urządzać takie tereny, żeby pozostały dzikie, a jednocześnie były bezpiecznie i dostępne dla mieszkańców. W tej publikacji opisuję 17 takich terenów w Europie – parków zakładanych głównie pod koniec lat 90, które w części wyglądają jak parki miejskie, ale prezentują się też całkiem dziko. Tworzy się tam ścieżki edukacyjne i ekologiczne.
Parki ekologiczne polegają na tym, że są częściowo udostępnione, ale ich głównym motywem jest powracająca przyroda, także odtwarzana przez człowieka. To trend m.in. w Berlinie, gdzie przyroda jest zostawiona sama sobie w miejscu rozebranego muru, czy torowisk. Tereny te dziczeją, ale są chronione i eksponowane. A jest co eksponować, bo to natura inna, dzika, tajemnicza; taka, która niczego nie udaje. Co ważne, nie wymaga też zabiegów pielęgnacyjnych.
Jakie są twoje ulubione przykłady wykorzystania dzikiej przyrody?
Jeden z ulubionych to londyńskie Wetland Centre – teren zbiorników przemysłowych, które zrenaturyzowano, by w ich miejscu wprowadzić mozaikę siedlisk podmokłych, związanych z Wielką Brytanią. Wielka Brytania to kraj intensywnego rolnictwa, więc mokradła poza miastami w większości zniknęły. Londyńczycy wzięli więc sprawę w swoje ręce i w tym nieużytku stworzyli park tematyczny o bagnach.
Metamorfoza silnie zanieczyszczonego nieużytku w park, gdzie udostępnia się bagna, eksponuje i podkreśla się ich znaczenie, jest dla mnie fascynująca. Park świetnie edukuje mieszkańców o tym, jakie bagna mają korzyści, jak czyszczą wodę, jak je można wykorzystać we własnym domu. Teren jest dostosowany dla seniorów i osób niepełnosprawnych. Przyroda wspaniale tam wróciła.
Ten przykład daje nadzieję – może nie jesteśmy w stanie odbudować wszystkich części zniszczonych przez nas ekosystemów, ale kiedy jest odpowiednia wola polityczna, zrozumienie problemów, pomysł i środki możemy robić dla przyrody rzeczy niezwykłe.
Sporo piszesz o parkach na dawnych torowiskach.
Pod tym względem modelem jest dla mnie leśny park natury Schöneberger Südgelände w Berlinie, stworzony po 70 latach na nieczynnych torowiskach. Teren udało się uchronić przed zabudowaniem, dzięki czemu dziś można obserwować tam piękno zmieniającej się dzikiej przyrody. To przykład, jak ważne jest, by pozwolić jej dziać się samej, rozwijać według własnej logiki. Zwiedzanie umożliwiają kładki, a dodatkowo poproszono artystów, żeby zainstalowali tam swoje dzieła. Pomysł, żeby artyści poprzez sztukę pomogli zrozumieć ludziom przyrodę, której wartość wcale nie jest oczywista, bardzo mnie ujął. Bo to nie tylko chaszcze i samosiejki, jak się często uważa.
Jak się okazuje, można wykorzystać nawet wysypisko odpadów…
Owszem, to przykład z Liverpoolu! Na dawnym wysypisku śmieci wykorzystano wzgórze jako nowy kopiec w krajobrazie miasta. Rozciąga się z niego piękny widok na Liverpool, powstało więc kilka punktów widokowych oraz ścieżka fotograficzna. Widzimy więc, że park czwartej natury nie oznacza, że nie ma pomysłu na zagospodarowanie miejsca, wręcz przeciwnie. Co ciekawe, teren pod punkty widokowe trzeba kosić, a niektóre cenne gatunki potrzebują koszenia, żeby przetrwać – wygrywają zatem obie strony: zarówno zwiedzający, jak i natura.
Jaki jest trend w Polsce dotyczący oryginalnych przekształceń?
Do niedawna brakowało “know-how” jak wykorzystać ten potencjał. Teraz mamy go coraz więcej.
Niestety, w mniejszych gminach rewitalizacja nadal przypomina bardziej dewitalizację, bo tworzenie nowych parków polega na wycinaniu wszystkiego i sadzeniu nowego według jakiegoś projektu. Na szczęście to się powoli zmienia.
Dobrym przykładem jest polityka warszawskiego zarządu zieleni – zwłaszcza to, co się dzieje przy Parku Fosa i Stoki Cytadeli. Prowadzone są tam eksperymenty zrównoważonego rozwoju: jest fosa z rzeką, martwe drewno, nie ma koszenia; obserwuje się reakcje wody i mieszkające obok organizmy. Powstały również mikro korytarze ekologiczne dla migrujących płazów, czy sztuczne schronienia z gruzu wkopywane w ziemię. Udane eksperymenty są inspiracją do działań w kolejnych parkach. Trend powoli zmienia się też w Krakowie; przy Parku Reduta mamy pierwszą w Polsce ścieżkę martwego drewna, gdzie edukujemy mieszkańców o jego istotnej roli.
W Polsce brakuje przede wszystkim jasnej polityki wykorzystania nieczynnych kamieniołomów – jak je udostępnić ludziom, ale jednocześnie nie przeinwestować; jak uchronić dzikość, ale zadbać o bezpieczeństwo mieszkańców. Stąd też spór o zagospodarowanie Zakrzówka czy Libanu w Krakowie. Pod wpływem nacisku aktywistów miasto wycofało się z pierwszego projektu, bo projekt rewitalizacji kamieniołomu kompletnie nie wpasował się w wartość tamtejszej przyrody, którą należy chronić.
Piszesz, że niejednokrotnie miejski nieużytek jest projektem bardziej obiecującym niż objęte ochroną obszary poza miastem. Dlaczego?
Nieużytki często nie mają całego zestawu zasad, które trzeba przestrzegać, poruszając się po nich. Ich wartość warunkuje też ich dostępność – to pewien paradoks, że zajęcia terenowe dla dzieciaków z cyklu życiowego płazów, organizujemy właśnie w kamieniołomie, a nie w dziewiczym terenie. Poza tym, chroniąc nieużytki miejskie, możemy odciążyć bardziej naturalne tereny poza miastami. Ojcowski Park Narodowy pod Krakowem jest wręcz zadeptywany w weekendy, a istnieje potencjał, by dziką przyrodą w mieście zatrzymać w nim ludzi. Wystarczy tylko dobry pomysł i umiejętność jego opowiedzenia.
**
Dr inż. Kasper Jakubowski jest architektem krajobrazu, edukatorem, aktywistą miejskim, a także współzałożycielem i prezesem Fundacji Dzieci w Naturę. Autor tekstów na temat przyrody miasta i nieużytków, proekologicznych nurtów w projektowaniu i nowoczesnej edukacji ekologicznej. Przez kilka lat podróżował po miastach i odkrywał je od ich “dzikiej”, przyrodniczej strony. Studiował rozwiązania renaturyzacji ekosystemów miejskich (ich odbudowy i przywracania utraconych funkcji), udostępnienia mieszkańcom przyrody, edukacji ekologicznej i kształtowania pawilonów o takiej funkcji. Eksplorował “czwartą przyrodę” w Czarnobylu i opuszczonym mieście Prypeć rozwijającą się po 30 latach od katastrofy.
__
Zdjęcie: Londyński Wormwood Scrubs Park / Shutterstock