Ponad tysiąc zabitych, 740 tys. przesiedlonych – to dotychczasowy bilans tegorocznych powodzi w Afryce Subsaharyjskiej. W Czadzie, Nigrze, Nigerii oraz w Sudanie żywioł dotknął miliony.
Afryka doświadcza historycznych powodzi, które zmusiły setki tysięcy ludzi do opuszczenia swoich domów. To największa wielka woda od 30 lat. Bez wątpienia nasilił ją ocieplający się klimat. Podczas gdy kraje takie jak Czad czy Niger są zalewane, mieszkańcy Kenii, a dokładnie Nairobi, mają pomysł, jak łagodzić skutki takich zdarzeń. Chodzi o… hodowanie much. W czym rzecz?
Miliony ludzi doświadczyły powodzi w Afryce
Najświeższe szacunki ONZ mówią już o ponad 5 mln poszkodowanych. Najbardziej ucierpiały Czad, Niger i Nigeria, gdzie mieszka ponad 80 proc. ludności dotkniętej katastrofą. Oprócz ofiar śmiertelnych, zniszczonych zostało setki tysięcy domów, szkół i placówek służby zdrowia. Woda zalała tysiące hektarów upraw. Bezpieczeństwo żywnościowe regionu, w którym ludzie żyją na zupełnie innym poziomie niż my, stoi pod znakiem zapytania. To poważny kryzys humanitarny.
– Na całym świecie częstsze i bardziej ekstremalne zjawiska pogodowe – od przedłużających się okresów suszy po ulewne deszcze i powodzie, zagrażają społecznościom (…). W Afryce Zachodniej i Środkowej najnowsza katastrofa naturalna nadchodzi, gdy kraje całego regionu cierpią również z powodu innych kryzysów humanitarnych – napisała w oświadczeniu Samantha Power, administratorka Amerykańskiej Agencji ds. Rozwoju Międzynarodowego.
To, co od kilku miesięcy dzieje się w Afryce, jest według naukowców ewidentnym efektem ocieplającego się klimatu. Mimo że deszcze są w tamtej części świata normą, skala powodzi i opadów normę tę znacznie przewyższa. W sierpniu i we wrześniu nie padało tylko przez 5 dni. Kolejnym przykrym efektem tego stanu rzeczy jest masowy rozwój malarii.
- Czytaj także: Nie tylko Polska. Żywioł w Afryce zabił już 465 osób
Muchy orężem w walce z powodziami
Tymczasem w stolicy Kenii, gdzie powodzie też co jakiś czas występują i bywają niszczycielskie, społeczeństwo stara się do nich przygotować. Robi to w dość niekonwencjonalny sposób. Jakie „narzędzia” chce wykorzystać? Są nimi muchy…
Na pierwszy rzut oka może się to wydawać kompletnym absurdem, ale jest rzeczywistością. W Mukuru, jednej z dzielnic Nairobi, te owady są hodowane w zaskakującym celu. Mają bowiem łagodzić skutki powodzi na zurbanizowanych terenach.
Gdy wchodzi się do fermy much, od początku czuć fetor. Rzut oka na pobliską plastikową tackę ujawnia dlaczego: kępy larw wiją się wokół rozkładających się bioodpadów. W obiekcie przypominającym szklarnię hoduje się gatunek znany jako czarna mucha żołnierska. Chodzi o Hermetia illucens – powszechnie występujący gatunek muchy, który w ostatnich latach jest hodowany. Ma służyć głównie jako alternatywne źródło białka i tłuszczu w obliczu perspektywy kryzysu żywnościowego oraz klimatycznego.
Tu jednak nie chodzi o jedzenie, ale o zjadanie odpadów, bo nie tylko betonoza, ale i zatkane rury kanalizacyjne stanowią problem związany z intensywnymi opadami deszczu nad miastami.
– Te muchy to żołnierze w gospodarce odpadami – mówi David Kinyanjui, 43-letni operator eksperymentalnej fermy w Nairobi.
- Czytaj także: Owady mogą znacznie ograniczyć marnowanie żywności
W miastach nie ma jak odprowadzać wody, gdy systemy kanalizacyjne są niedrożne. A betonoza, rzecz jasna, tylko to pogarsza. Skala powodzi może być wtedy większa. I to o wiele, jeśli odpływy będą zatkane przez gromadzące się tam bioodpady. Z 2,5 tys. ton odpadów generowanych codziennie przez Nairobi, tylko jedna trzecia jest zbierana w celu właściwej utylizacji. W Mukuru, gdzie codziennie około pół miliona ludzi gotuje, sprząta, śpi i pracuje, w ogóle nie ma regularnego odbioru odpadów.
Rowy odwadniające to afrykańskie miasto przypominają wystawkę, w której dominują różne przedmioty, jak np. torebki z resztkami jedzenia.
– Za każdym razem, gdy pada deszcz, śmieci stają się obciążeniem. W maju, gdy katastrofalne opady deszczu uderzyły w dzielnicę, powódź była niemal wszędzie – wspomina Kinyanjui, wskazując na problem, jakim są odpady.
Nairobi nie stać na nowoczesną infrastrukturę kanalizacyjną. Muchy są tańsze
Kraje takie jak Kenia są w stanie finansować rozwoju infrastruktury przeciwpowodziowej, jak robią to rządy bogatej północy. Przykładowo Nowy Jork musi w najbliższych latach przeznaczyć około 1 mld dolarów na modernizację systemu odprowadzania wód. Społeczeństwo Nairobi ucieka się do alternatywnych rozwiązań. Stąd werbowanie czarnych much żołnierskich do walki z odpadami w Mukuru. To projekt finansowany przez holenderskie Global Center on Adaptation. Organizacja sfinansowała utworzenie 10 ferm much w stolicy Kenii. Muchy mają zjadać odpady organiczne, by zmniejszyć objętość całości opadów. To pozwoli na zredukowanie skutków powodzi w mieście.
– Tego rodzaju innowacyjne rozwiązanie jest naprawdę, naprawdę atrakcyjne. Nie sądzę, abyśmy kiedykolwiek znaleźli się w miejscu, w którym będziemy mogli powiedzieć, że nie potrzebujemy więcej szarej infrastruktury – argumentuje Lisa Dale, specjalistka ds. adaptacji do zmian klimatu na Uniwersytecie Columbia.
Jak bardzo muchy pomogą w łagodzeniu skutków powodzi?
Czarne muchy żołnierskie, występujące na wszystkich kontynentach z wyjątkiem Antarktydy, odgrywają coraz większą rolę w gospodarce odpadami w całej Afryce. Badania już dawno dowiodły, że w odpowiednich warunkach muchy te mogą przetwarzać odpady organiczne szybciej niż konwencjonalne kompostowanie. Teraz naukowcy zaczynają rozumieć dodatkową korzyść w postaci ochrony przeciwpowodziowej w miastach. W tym celu eksperyment Mukuru może stanowić nieocenione studium przypadku dla miast w innych częściach świata, aby ocenić skuteczność i określić potencjalne ograniczenia.
W Mukuru działają obecnie 4 fermy much. Każda z nich oznacza koszt blisko 7 tys. dolarów. Sporo, jak na tamtejsze warunki, ale o rząd wielkości mniej niż w przypadku tradycyjnych inwestycji. Jeśli wszystkie fermy ruszą (w tym osiem będących już na dobrej drodze), muchy będą mogły przetwarzać aż 72 tony opadów miesięcznie. To oczywiście mało na tle całości, ale dalszy rozwój projektu pozwoli na eliminację problemu, chociażby częściowo.
Pewnego sierpniowego popołudnia 25-letnia Janet Mutungi, smażyła ziemniaki na swoim stoisku z jedzeniem. Wtedy odwiedził ją operator fermy much. Przekazała mu torbę pełną obierków, które, jak twierdzi, wyrzuciłaby do rowu melioracyjnego, gdyby ów pracownik fermy nie złożył jej wizyty. Nasuwa się pytanie, w jakim stopniu redukcja odpadów przez muchy przełoży się na mniejszą skalę powodzi. Istnieją jednak wczesne oznaki pozytywnych zmian. Jest to m.in. fakt, że zamiast wyrzucać odpady żywnościowe gdzie popadnie, mieszkańcy oddają je hodowcom much. Nietypowe rozwiązanie eliminujących opady żywnościowe z kanalizacji to oczywiście tylko jeden ze sposobów walki ze skutkami katastrof pogodowych. Ta metoda nie będzie wystarczająca, jeśli ulewy i powodzie będą się nasilać.
–
Zdjęcie tytułowe: Milje Ivan/Shutterstock