Statystki pokazują, że 32 proc. dzieci w wieku 2-19 lat w USA ma nadwagę lub otyłość. Naukowcy z University od Southern California chcieli znaleźć przyczynę tego zjawiska. Według ich obliczeń wpływ na BMI (body mass index – stosunek masy ciała do wzrostu) najmłodszych może mieć zanieczyszczenie powietrza. Pytanie tylko, czy gdyby nie było smogu, ale nadal byłyby frytki, cola i hamburgery, sytuacja jakkolwiek by się zmieniła?
Przyjrzyjmy się bliżej temu, co przeanalizowali amerykańscy naukowcy.
Swoje założenie oparli o badania 2010 roku, które kontrolowało grupę dzieci z Południowej Karoliny przez 18 lat. W podsumowaniu tych badań czytamy: „W przypadku ruchu w promieniu 150 m od domu dziecka zaobserwowano znaczące pozytywne skojarzenia z osiągniętym BMI dla obu płci w wieku 18 lat”. Teraz przebadano 2318 dzieci z 45 szkół w 13 miastach. Były rocznie ważone i mierzone, przez cztery lata. Dodatkowo rodzice zostali poproszeni o wypełnienie kwestionariusza, w którym pytano o palenie w czasie ciąży, astmę u dziecka, sporty jakie uprawia, wiek, pochodzenie etniczne, przedwczesny poród. Do tych wszystkich danych dołączono adres zamieszkania rodziców podczas ciąży i adres, pod którym wychowuje się dziecko. Jednocześnie sprawdzono ruch na tych drogach i średnie stężenia pochodzących z transportu tlenków azotu.
W obliczeniach wzięto pod uwagę zmiany BMI w tracie czterech lat kontroli i BMI osiągnięte w wieku 10 lat. Dzięki tym wszystkim pomiarom wykazano, że w wieku 10 lat dzieci mieszkające przy ruchliwych drogach są średnio o kilogram cięższe niż ich rówieśnicy mieszkający w spokojniejszej okolicy.
-Przestrzegamy rodziców, żeby zwracali uwagę, gdzie spędzają czas ich dzieci – a szczególnie, żeby nie pozwalali im przebywać zbyt często przy ruchliwych drogach – mówiła prowadząca badania Jeniffer Kim w rozmowie z „The Guardian”. – Pierwsze lata życia to czas szybkiego rozwoju ciała dziecka i mają znaczący wpływ na jego przyszłość – dodała.
Wciąż jednak nie wykazano, w jaki sposób wdychane zanieczyszczenia wpływają na komórki tłuszczowe.
Wcześniej inni naukowcy zbadali jednak (i to nie raz), jak na komórki tłuszczowe wpływa dieta amerykańskich dzieci. Tłusta, słodka, niezbilansowana. Oparta na hamburgerach (540 kcal i 28 g tłuszczu w jednym Big Macu) i frytkach (duża porcja to 510 kcal, 24 g tłuszczu).
Szacuje się, że 42 proc. dzieci w USA regularnie żywi się fast foodami. Dzieciaki z tej grupy tyją rocznie o prawie 3 kg więcej niż powinny.
Dobrze, że bada się, co jeszcze może nam zrobić smog. Ale nie zapominajmy, co robią nam frytki. Dlatego walkę z otyłością lepiej zacząć od diety niż od przeprowadzki do lasu.
Szczegóły na temat badania można znaleźć TUTAJ.
Zdjęcie: pixabay
Udostępnij
Amerykańscy naukowcy uważają, że smog powoduje otyłość. My uważamy, że bardziej winne są frytki
19.11.2018
Katarzyna Kojzar
Pisze o klimacie, środowisku, a czasami – dla odmiany – o kulturze. Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. Jej teksty ukazują się też m.in. w OKO.press i Wirtualnej Polsce.
Udostępnij