Metale ciężkie, dioksyny i wielopierścieniowe węglowodory aromatyczne. Wszystko to może znajdować się w terenach wokół krakowskiego kombinatu w Nowej Hucie. Mieszkańcy od lat walczą o sprawdzenie poziomu zanieczyszczenia w ich okolicy. Już cztery razy próbowali wykonać badania, jednak do tej pory na drodze stawali urzędnicy. W tym roku ich pomysł odrzucono ponownie, jednak w sprawę zaangażował się prezydent Krakowa. Okazuje się, że w międzyczasie sześciokrotnie wzrosła cena badań, co sprawia, że prawdopodobnie mieszkańcy znów nie dowiedzą się, czy ziemia wokół zakładu zawiera np. metale ciężkie.
O badanie terenów poprzemysłowych Kombinatu, ale też tych wokół niego mieszkańcy, radni i naukowcy starają się od lat. Pomysł transparentnych badań narodził się po tym, jak udowodniono, że na składowiskach huty znajdowały się m.in. metale ciężkie i to w znacznych ilościach. Przypomnijmy, że według ówczesnego zastępcy Małopolskiego Wojewódzkiego Inspektora Ochrony Środowiska Ryszarda Listwana zapewniał, że „nie ma tam metali ciężkich”.
Szybko okazało się, że obszar zanieczyszczenia nie tylko metalami ciężkimi, m.in. cynkiem, kadmem, ołowiem i rtęcią, ale też wielopierścieniowymi węglowodorami aromatycznymi (WWA), czy nawet dioksynami, może być znacznie większy.
Mieszkańcy z niepokojem spoglądają na przykłady podobnych zakładów za naszymi granicami. Niechlubnym przykładem może być Huta Ilva w Taranto na południu Włoch, która emitowała blisko 9 proc. sumy dioksyn w całej Unii Europejskiej, a w jej sąsiedztwie odnotowano wysokie wskaźniki zachorowań na raka oraz rzadkich genetycznych chorób dzieci. Aby zabezpieczyć mieszkańców wokół tego zakładu władze wprowadziły strefę ograniczonego użytkowania o promieniu 20 km, w której zakazano działalności rolniczej i hodowlanej.
„Co z tą hutą?”. Od 150 tys. zł do miliona
Aby ostatecznie sprawdzić poziom zanieczyszczenia gruntów, mieszkańcy kolejny raz złożyli projekt do budżetu obywatelskiego. Miał kosztować ponad 150 tysięcy złotych. Dzisiaj na stronie Budżetu Obywatelskiego czytamy, że kwota ta wzrosła do prawie 1 mln zł. Urzędnicy twierdzą, że jest to zasadne, ale nie potrafią określić, kto dokonał tak drastycznej podwyżki kosztów. O istotnych zmianach w zakresie projektu nie poinformowano też wnioskodawcy.
W Krakowie na obszarze wokół kombinatu dopuszczono rolnictwo, a same tereny poprzemysłowe próbuje się zagospodarować, tworząc plany miejscowe bez diagnozy stanu środowiska. Wymagają jej liczne przepisy, po to, aby zapewnić bezpieczeństwo dla życia i zdrowia przyszłych mieszkańców, pracowników i innych użytkowników. Urzędnicy się tym nie przejmują, bo pomimo kontroli NIKu wykrywających liczne nieprawidłowości nic im za to nie grozi.
Stąd też mieszkańcy chcieli sprawdzić wpływ huty na miejskie działki. Tak powstał projekt „Co z tą hutą? Zbadajmy tereny wokół Kombinatu”. Pomysł ten jednak za każdym razem był odrzucany przez poprzednie władze Krakowa. Obecny prezydent, zgodnie ze swoją obietnicą projekt jednak przywrócił.
- Czytaj także: Sprawdzą skażenie terenów w Krakowie? Wcześniej urząd cztery razy odrzucał propozycje mieszkańców
„Milion złotych to skandal”
– Projekt pierwotnie miał kosztować około 150 tys. zł. Po przywróceniu projektu do głosowania kwota ta została zwiększona do prawie 1 mln zł. Co może dziwić, nie zostałam poinformowana o zmienionych warunkach i zwiększonej kwocie – przyznaje Małgorzata Szymczyk-Karnasiewicz nowohucka aktywistka. Dodaje, że świadczy to bardzo źle o współpracy na linii wnioskodawcy – Urząd Miasta.
Co ważne, projekt wyceniał specjalista prof. Mariusz Czop z Wydziału Geologii, Geofizyki i Ochrony Środowiska AGH, zajmujący się m.in. zanieczyszczeniami tego typu. – Będąc przekonani, że projekt zostanie wreszcie poddany głosowaniu, byliśmy tak zadowoleni z tego faktu, że do głowy nam nie przyszło, że ktoś będzie nam zmieniał zakres badań i podnosił kwotę do poziomu mocno wybujałego. Gdyby ktoś podniósł kwotę do 200 tys., czy 400, to nie byłoby problemu i wydaje się, że projekt nie byłby taki rażący, natomiast podniesienie kwoty do prawie 1 mln zł to skandal – mówi nam prof. Czop. Dodatkowo do opisu projektu dodano skrajnie niemerytoryczne treści – dodaje naukowiec.
Co na to urząd? „Nie znam źródła tej zmiany”
O zmianę w wycenie projektu zapytaliśmy Mateusza Płoskonkę zastępcę dyrektora Wydziału Polityki Społecznej i Zdrowia, ale także Sekretarza Rady Budżetu Obywatelskiego. Skąd wziął się ten prawie milion złotych?
– Musimy pamiętać o jednej rzeczy, że wnioskodawca, zgodnie z Regulaminem BO, nie ma obowiązku wyceny i podaje kosztorys według własnego uznania i rozeznania, natomiast później obowiązkiem prezydenta, patrz merytorycznych jednostek, które zajmują się oceną tych projektów i przygotowują je pod głosowanie, jest już właściwa wycena. Ta wycena odbywa się na podstawie doświadczenia i realizacji podobnych tego typu zadań oraz wyceny w oparciu o ceny rynkowe. Jeżeli chodzi o to zadanie, mamy tutaj do czynienia z pewnymi specjalistycznymi badaniami, które w terenie mają być wykonane i tak jednostka merytoryczna właśnie je wyceniła, stąd ta kwota – mówi nam urzędnik.
Poszliśmy więc do wspomnianej jednostki merytorycznej. W tym przypadku jest nią Wydział Kształtowania Środowiska Urzędu Miasta Krakowa. Pytaliśmy skąd taka kwota i czy urząd dysponuje stosownymi wyliczeniami.
– Nastąpiło to poza strukturą naszej jednostki i nie znam źródła tej zmiany. Niemniej uważamy, że ta zmiana jest jak najbardziej zasadna, gdyż pozwala szerzej popatrzeć na tę kwestię – tłumaczy Marek Czernek Geolog Powiatowy i zastępca dyrektora Wydziału Kształtowania Środowiska. – Ten projekt jest czwarty raz złożony, nasze wcześniejsze negatywne stanowiska opierały się na tym, że kwota przeznaczona przez wnioskodawcę do tego projektu może okazać się niewystarczająca na czynności, które należy podjąć po wykonaniu pewnych wstępnych badań – dodaje.
Kto powinien płacić za badania i oczyszczanie terenu?
Przepisy prawne są jasne, jeżeli firma lub podmiot, który zanieczyścił środowisko prowadzi działalność po 30 kwietnia 2007 roku, to odpowiada za zanieczyszczenie, które jest kwalifikowane jako tzw. szkoda w środowisku. Wtedy gmina lub inny podmiot, w tym osoba prywatna może dochodzić odszkodowania w sądach. – To jest jeden ze scenariuszy, ale my nie możemy wykluczyć także innych elementów, między innymi kwestii historycznych zanieczyszczeń powierzchni terenu, gdzie przepis wyraźnie mówi, że to władający powierzchnią terenu jest zobowiązany do pewnych działań i biorąc pod uwagę, że projekt przewiduje wyłącznie działki gminne, to na taką czynność należy również się przygotować – twierdzi Czernek.
O to czy urzędnicy mogą sobie zmieniać projekt bez wiedzy wnioskodawcy zapytaliśmy Marię Klaman zastępczynię Prezydenta Miasta Krakowa i przewodniczącą Rady Budżetu Obywatelskiego. Okazało się, że nie mogą.
– To jest tak, że rzeczywiście na etapie zgłaszania projektu dochodzi do konsultacji pomiędzy urzędnikami a wnioskodawcą, żeby dookreślić, co wnioskodawca miał na myśli. Duże zmiany ingerujące w zgłoszony przez mieszkańców projekty muszą być konsultowane, natomiast proszę też pamiętać, że te pomysły mieszkańców, to pewien pomysł na projekt. Wnioskodawcy nie załączają jeden do jeden np. projektu bieżni. To w procesie konsultacji z urzędnikiem omawiane są jej parametry i sposób realizacji projektu , projektodawcy nie muszą podawać konkretnej specyfikacji – komentuje wiceprezydentka Maria Klaman
Dopytujemy, czy urzędnik powinien poinformować, że będzie drożej i będzie zmiana. – Tak, jeśli zmiana ta bardzo odbiega od opisu pomysłu projektodawcy – potwierdza nasza rozmówczyni.
Ekspert: urzędnicy przesadzili
Profesor Czop nie jest zdziwiony. – Nie zaskoczyło mnie, że nie wiadomo kto dokonał zmian w projekcie. To niestety bardzo typowe zachowanie urzędników, którzy jak zwykle zwalają wszystko jeden na drugiego. Spotkałem obu Panów na komisji odwoławczej, gdzie cały czas przekonywali o swoim dużym przywiązaniu do regulaminu. Teraz okazało się, jak to wygląda w praktyce – komentuje i dodaje, że prawie 1 milion złotych nie wynika z żadnych wyliczeń. – Opis, który powinien zawierać jej uzasadnienie to są jakieś pozbawione sensu dywagacje niemające nic wspólnego z rzetelną wiedzą i obowiązującymi przepisami prawnymi.
Ta sprawa jest naprawdę skandaliczna i choć wiem, że wielu mieszkańców od lat czeka na rzetelne badania terenu wokół Kombinatu, nie możemy z czystym sumieniem popierać i promować projektu, który został tak silnie zdewastowany i jest tak koszmarnie drogi – wyjaśnia prof. Czop. Urzędnicy zbyt przywiązali się do swojej narracji o tym, że remediacja to horrendalne koszty i po prostu przesadzili. Tak jak w przypadku remediacji niewielkiego fragmentu terenu pod pętlą tramwajową na Górce Narodowej gdzie wydali nawet 9 razy więcej niż w przypadku najsilniej w Polsce skażonych terenów po dawnych Zakładach Chemicznych „Zachem” w Bydgoszczy – podsumowuje naukowiec.