Co dziesiąte dziecko w Stanach Zjednoczonych cierpi z powodu astmy. Koszty medyczne, które są z tym związane szacuje się nawet na 50 mld dolarów rocznie. Dlatego szerokim strumieniem płyną środki na badania nad przyczynami astmy oraz metodami, które pozwoliłyby nad nią zapanować.
Wśród nich znalazł się projekt epidemiologów ze szkoły medycznej University of South California. Skorzystali oni z tego, że ich uczelnia prowadziła ogromne, 20-letnie „Badanie zdrowia dzieci” w ramach którego monitorowano zdrowie tysięcy młodych ludzi w Los Angeles. Prof. Kiros Berhane postanowił skorzystać z tego oraz zmian w mieście, których efektem było coraz lepsze powietrze i przyjrzeć się temu, jak drogi oddechowe niemal pięciu tysięcy dorastających dzieci, które monitorowano między 5 i 18 rokiem życia, reagowały na to, że w powietrzu jest mniej pyłu.
Trzymiesięczny kaszel
Pyłu, bo szczególną uwagę zwrócono na drobne frakcje pyłów zawieszonych – tzw. PM 2,5 – które są także i polskim przekleństwem. Choć, warto to podkreślić, Amerykanom, którzy uważają to za poważny problem, daleko do poziomów rejestrowanych w Polsce. Uwagę zwrócono na oskrzela, a za niepokojące objawy uznawano codzienny kaszel, który trwał przez co najmniej trzy miesiące oraz zaczerwienienia tkanek i zapalenia, które nie były związane z przeziębieniem lub infekcją.
Przy czym oddzielnie traktowano dzieci chore na astmę, u których takie objawy są częstsze i zdrowe. Wzięto też poprawkę na różne czynniki ryzyka – takie jak np. palący rodzice i warunki w domu. A wreszcie porównano dane ze zmianami w jakości powietrza, która w badanym okresie (od 1993 do 2012 roku) znacząco się w Kalifornii poprawiła. Znacząco oznacza tutaj, że stężenia PM 2,5 w powietrzu spadły o 47 proc. A w miarę tego, jak poprawiała się jakość powietrza, poprawiało się też zdrowie biorących udział w badaniu dzieci. Szczególnie mocno tych, które cierpiały na astmę.
U nich o 32 proc. spadała częstotliwość pojawiania się problemów oskrzelowych. U dzieciaków zdrowych było to 21 proc. Zdaniem naukowców z USC jedno było wynikiem drugiego. Także spadki stężenia dwutlenku azotu – zawartość tego w powietrzu zmniejszyła się w tym czasie prawie o połowę – przełożyły się na lepszy stan dziecięcych oskrzeli. O 21 proc. u tych z astmą i 16 proc. u tych, które na nią nie cierpiały. – Takie dane są bardzo istotne przy tworzeniu polityk, pomagają też lekarzom lepiej doradzać swoim pacjentom – komentował prof. Kiros Berhane.
Lepsze powietrze to zdrowsze dzieci
A inni wskazywali, że poprawa jakości powietrza nie wzięła się znikąd. Tylko jest wynikiem prowadzonej od kilkunastu lat świadomej polityki stanu, który m.in. wprowadził program promocji pojazdów niskoemisyjnych, ograniczenia dla pojazdów wyposażonych w silniki diesla oraz na poważnie zajął się przemysłowymi trucicielami – w tym dwoma wielkimi portami w Los Angeles i Long Beach. To przyniosło wyraźną poprawę stanu powietrza, która jak przekonuje prof. Berhane przełożyła się na poprawę zdrowia najmłodszych mieszkańców stanu i wytycza drogę innym.
– Ze względu na duże wariacje w poziomach zanieczyszczenia środowiska w ośmiu kalifornijskich społecznościach, które analizowaliśmy, te wyniki można odnieść do innych części Stanów Zjednoczonych i być może także innych części świata – mówił Kiros Berhane i dodawał, że zdobyta wiedza może pomóc w lepszym radzeniu sobie z astmą i problemami oddechowymi u dzieci. – To jeden z tych przypadków, kiedy możemy ogłosić dobre wieści i najprawdopodobniej bezpośredni wynik opartych o naukę polityk, które wprowadzono w Kalifornii. Wiadomość, że czystsze powietrze, prowadzi do lepszego zdrowia dzieci, powinna zostać wzięta na poważnie, ponieważ wpływa na jakość naszego życia i to jak produktywni jesteśmy – przekonywał.
Jednocześnie wskazując, że warto także ze względów finansowych, bo choroba dziecka kosztuje: pojedynczych ludzi i gospodarkę. Dziecko musi zostać w domu i traci szkolne dni. Kiedy dziecko musi zostać w domu, to często musi w nim zostać także rodzic. Wszystko odbija się na pracy i generuje poważne skutki finansowe. A pieniądze lepiej wydać na lepsze powietrze niż na L4.
Fot. nicolas michaud/Flickr