O benzenie w Kędzierzynie-Koźlu (woj. opolskie) przez lata się nie mówiło. Do momentu, kiedy ktoś na Facebooku zaczął publikować dane, pokazujące, że mieszkańcy oddychają trującym powietrzem. Okazało się, że wielokrotne przekroczenia normy to w mieście, nomen omen, norma.
Kiedy wyprowadziłam się do Krakowa, dom rodzinny miał być miejscem, gdzie uciekam, żeby pooddychać. I tak mi się rzeczywiście wydawało – że w tym moim Kędzierzynie-Koźlu jakoś lepiej pachnie. Okazało się, że tylko mi się wydawało. Kilkanaście miesięcy temu moi kędzierzyńscy znajomi zalali Facebooka skrinami z aplikacji, które pokazywały, że powietrze w mieście jest zatrute. I to bardzo.
A ukrytym trucicielem, o którym do tej pory się zbyt wiele w Kędzierzynie-Koźlu nie mówiło, jest benzen.
Substancja rakotwórcza
Benzen to najprostszy węglowodór aromatyczny, który jest złożony z sześciu atomów węgla i sześciu atomów wodoru, połączonych w charakterystyczny, pierścieniowy układ (więcej TUTAJ). Służy m.in. do produkcji tworzyw sztucznych, włókien syntetycznych, barwników, leków, detergentów, pestycydów. Dopuszczalną roczną normą obecności benzenu w powietrzu jest 5 mikrogramów na metr sześcienny.
Najistotniejszą informacją o benzenie jest to, że jest substancją rakotwórczą i osłabia nasz system odpornościowy. Wdychamy go, ale też może wnikać przez skórę i razem z jedzeniem. Niszczy szpik kostny – długa ekspozycja na benzen zwiększa ryzyko wystąpienia białaczki. Powoduje przewlekłe zmęczenie, bóle głowy, utratę apetytu, a także choroby płuc i wątroby.
PM 2,5 i PM 10 grasują głównie w sezonie grzewczym, a piki benzenu zdarzają się przez cały rok. Wystarczy, że jakieś zakłady przemysłowe mają nieszczelne zbiorniki, żeby całe miasto oddychało rakotwórczym powietrzem.
Przekroczone normy
Bomba z benzenem wybuchła rok temu. Ale to nie znaczy, że wcześniej problemu nie było. Kędzierzyn to miasto przemysłowe, z kilkoma bardzo dużymi zakładami skumulowanymi blisko siebie. Tylko że te zakłady dawały pracę większości mieszkańców, więc na smród i dym z kominów przymykało się oczy. Nikt poziomów zanieczyszczeń nie mierzył, bo nie było jak, nikt nie wiązał swoich chorób z powietrzem. Przecież to normalne, że człowiek od czasu do czasu choruje, prawda?
Sytuację do góry nogami wywrócił fanpejdż na Facebooku „BenZen Kędzierzyn-Koźle”. Do dziś nie wiadomo, kto go prowadzi – autor chce być anonimowy. To tam zaczęły się pojawiać informacje z aplikacji smogowych, pokazujące, jak ogromne są przekroczenia norm w mieście.
Ministerstwo Środowiska ustaliło maksymalne stężenie godzinne na poziomie 30 mikrogramów na metr sześcienny. W Kędzierzynie-Koźlu wyniki są znacznie wyższe: 65 µ/m3, 90 µ/m3, 110µ/m3, 115 µ/m3…
Mieszkańcy wchodzą do gry
– Gdyby nie to, że tu mam rodzinę i pracę i nie chcę tego przekreślać, to już dawno by mnie tu nie było – mówi mi znajoma, Dominika Gałka, kiedy pytam ją o benzen w mieście – Ale jeśli nic się nie zmieni, to pewnie moje dzieci będę namawiała do zamieszkania gdzie indziej, kiedy przyjdzie na to czas.
Zadzwoniłam do niej, bo zauważyłam ją na zdjęciach z protestu przed urzędem miasta, który był zorganizowany przez Komitet Ochrony Powietrza (KOP). Ale o tym zaraz.
Powstaje Komitet
– Nie mogliśmy dłużej patrzeć na to bezczynnie – mówi Monika Juraszek, artystka i założycielka KOP. – Zaczęło się od tego, że Telewizja Polska zorganizowała spotkanie dla mieszkańców w związku z pikami benzenu. Przyszłam, było może z 15 osób. Mówili o swoim zdrowiu, zapaleniach spojówek, o strachu o dzieci. Słuchałam tego i byłam coraz bardziej przerażona. W jednym momencie dostałam taką bombę informacji. Wiedziałam, że coś się musi wydarzyć. Nawet powiedziałam do kamery, że to skandal, że trzeba to zmienić, tak nie może być. Poszło w głównym wydaniu „Wiadomości”. Jak już przy całej Polsce ogłosiłam, że coś muszę zrobić, nie było odwrotu.
Razem z dziesiątką innych, równie zdenerwowanych znajomych, spotkali się u kogoś w mieszkaniu. Postanowili, że to koniec siedzenia z założonymi rękami. Po kilku miesiącach uznali, że trzeba swój ruch sformalizować i założyć stowarzyszenie. Napisali regulamin, zaczęli załatwiać formalności. W końcu okazało się, że grupa się kurczy, a papierkologii przybywa.
Akcja protestacyjna przed urzędem miasta
-Wewnętrznie zaczęłam czuć, że stowarzyszenie to nie ta droga. Stwierdziliśmy, że odpuszczamy. I to była dobra decyzja, bo dziś jesteśmy ruchem społecznym – dalekim od polityki, nie wchodzącym na szczeble systemu, którego ludzie mają już naprawdę dość – mówi Juraszek.
– Jak reagują ludzie na wasze działania? – pytam.
-Nie walą drzwiami i oknami, niestety. Czasami czujemy się, jakbyśmy walczyli z wiatrakami. I nikt nas w tym nie wspiera – odpowiada Monika.
-Często słyszymy: a gdzie wy, KOP, byliście? – dodaje Ewa Pawelec, działaczka Komitetu. – Jakie my-KOP? My jesteśmy takimi samymi mieszkańcami, jak inni. Robiliśmy demonstrację przed urzędem miasta (tę, na której zobaczyłam Dominikę – przyp.red.). Powinno być na niej 200 osób, a przyszło 20.
-Ale ona była o 13, ludzie są wtedy w pracy – zauważam.
– Tak, ale chcieliśmy się spotkać z radnymi. Rada miasta była o 13, nie mieliśmy innego wyboru. Nadal jednak uważam, że powinno być znacznie więcej ludzi. Następną manifestację zrobimy później, zobaczymy, co się zmieni.
W Internecie można zobaczyć filmy z tej manifestacji. Rzeczywiście, nie ma tłumów. Ale jest prezydent miasta, Sabina Nowosielska, która mówi do kamer: Wiem, że komitet chciałby, abym weszła na zakład złapała za rękę i powiedziała „ty jesteś trucicielem”. Ja nie mam takich uprawnień, mają je tylko prokuratura i Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska. To właśnie WIOŚ może przeprowadzić niezapowiedziane kontrole.
Kto truje?
W kwietniu 2017, w rozmowie z portalem kknews.pl, prezydent Nowosielska tłumaczyła, że piki benzenu pojawiały się w mieście od lat. Że były znacznie wyższe (-Faktycznie – mówi Monika Juraszek. – Bywało tak, że ludzie mdleli, przechodząc uliczkami na terenie zakładów).
Że zakłady poza miastem mają przekroczone normy.
– Ale nie znamy dokładnej przyczyny – przyznała prezydent.
Monika Juraszek (po prawej) i prezydent Sabina Nowosielska
Przyczynę, mogłoby się zdawać, znalazło ministerstwo środowiska. „(…) jak wynika z informacji uzyskanych z Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska (GIOŚ) występowanie w Kędzierzynie-Koźlu wysokich chwilowych stężeń benzenu związane jest z niewłaściwym przebiegiem niektórych procesów na terenie Petrochemii Blachownia, a w szczególności niewłaściwego postępowania z odpadami – przelewania związków benzolu koksowniczego do osadnika Petrochemii Blachownia i jeziorka obok Kanału Kędzierzyńskiego” – napisano w ministerialnej opinii.
W mieście wybuchła burza. Wypowiedział się prezes zakładu, mówiąc na łamach portalu kk24.pl: „Część pisma odnoszącego się do Petrochemii Blachownia nasiana jest błędami i nieprawdami. Po pierwsze, nasza spółka nie prowadzi działalności polegającej na przeładunku paliw. Po drugie, benzol, o którym się wspomina, nie stanowi opadu. Jest surowcem do produkcji benzenu. Mielibyśmy wylewać surowiec do jeziorka? Co do osadnika – jedyne urządzenie pełniące taką funkcję na terenie spółki przeznaczone jest do ścieków spływających ze studzienek, osadza się w nim m.in. piasek i jest ono hermetyczne.”
Po kilku dniach ministerstwo napisało kolejne pismo. W nim już nie ma wytykania palcami, a sprostowanie: trucicieli jest kilku.
Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska ukarał grzywnami pięć spółek: Petrochemię Blachownia, ArcellorMital, Warter, DB Cargo i Polską Spółkę Gazownictwa.
Sprawę badała także prokuratura. Bezskutecznie.
Kilka tygodni temu lokalne media poinformowały, że urząd miasta ponownie złożył zawiadomienie do śledczych, związane z pikami benzenu w październiku.
Poszukiwania truciciela wciąż trwają.
Miasto odpowiada
Pytam miasto, jak sprawa wygląda z ich strony. W odpowiedzi dostaję plik dokumentów o walce z zanieczyszczeniem. Rzecznik urzędu, Jarosław Jurkowski, zaznacza: 7 listopada otworzyliśmy stację meteo, dzięki której będziemy wiedzieli, z jakiej strony wieje wiatr i nawiewają zanieczyszczenia.
W przesłanych przez niego informacjach, czytam:
„W ubiegłym roku po raz pierwszy ruszyły bezpłatne badania profilaktyczne na zawartość fenoli u mieszkańców miasta. Program był kontynuowany także w tym roku. Badania polegały na pobraniu próbki moczu oraz jego analizie pod kątem obecności fenoli, które gromadzą się w organizmie w wyniku długotrwałego narażenia na wysokie stężenia benzenu. W ubiegłym roku skorzystało z nich w sumie 989 osób. U 53 odnotowano podwyższony poziom fenolu i te osoby skorzystały z dodatkowych badań.”
Dalej jest mowa również o apelu do premier Beaty Szydło (m.in. o zaostrzenie norm najwyższych dopuszczalnych stężeń i natężeń czynników szkodliwych dla zdrowia w środowisku pracy na stanowiskach, na których występuje benzen, określenia normy godzinowej dla benzenu, poziomu informowania i poziomu alarmowego oraz zmianę przepisów umożliwiających przeprowadzanie kontroli bez uprzedniego zawiadomienia).
Zdaniem mieszkańców to wciąż za mało.
– Nie chodzi nam o to, żeby prezydent chodziła po zakładach je zamykała. Ale ona ma możliwość wpłynięcia na WIOŚ, na przedsiębiorstwa. Z nią będą rozmawiać poważniej niż z Moniką Juraszek czy Ewą Pawelec. Tu nie chodzi o zbudowanie nowego kwietnika czy ronda, tylko prawdziwe zadbanie o mieszkańców – mówią działaczki KOP.
– Urzędnicy powinni przestać rozkładać ręce udając, że nic nie mogą, bo tym samym wspierają trucicieli – zaznacza Dominika Gałka i dodaje: – Na proteście pojawiły się ze strony mieszkańców propozycje konkretnych rozwiązań technicznych. Wypowiadali się chemicy oraz osoba, która nawiązała kontakt z firmą produkująca wyspecjalizowane urządzenia pomiarowe. Zdaję sobie sprawę, że to nie urząd miasta i nie prezydent odpowiadają za ten problem i walkę z nim ale jako przedstawiciele mieszkańców powinni chociaż pokazać, że im także zależy na znalezieniu rozwiązania. Władze dysponują swoim zapleczem prawnym, mają również wpływ na lokalne media. Nikt z zainteresowanych tematem nie rozumie, dlaczego zamiast nagłaśniać temat i szukać wszelkich możliwych dróg rozwiązania problemu, wszyscy umywają ręce. Jedni mówią, że nie są odpowiedzialni, inni, że przecież nic takiego się nie dzieje. A mieszkańcy czekają i bezradność przeradza się we frustrację.
Prawie dwa lata temu urzędnicy ogłosili nowe hasło promujące Kędzierzyn-Koźle: „Jestem eKKo”.
W grudniu 2016 z niego zrezygnowali.
Zdjęcia: KOP – Komitet Ochrony Powietrza/Facebook