Budynki w Polsce często nie są gotowe na wyzwania klimatyczne. Latem się przegrzewają, mają problemy z wentylacją. Za to przy intensywnych ulewach piwnice są zalewane. Problemem okazuje się również niedostatek zieleni wokół. Jak modernizować nasze budynki, aby były lepiej przygotowane na aktualne realia? Jak radzą sobie nowe bloki i osiedla?
Upały, gwałtowne ulewy, dobowe wahania temperatur. Miejskie wyspy ciepła. To codzienność, na którą nasze budynki mieszkalne często nie są gotowe. Z ekspertami Narodowego Centrum Badań i Rozwoju (NCBR) rozmawiamy o tym, jakie błędy popełnialiśmy przez lata w projektowaniu i modernizacji budynków wielorodzinnych. O rozwiązaniach, obejmujących m.in. kwestie wentylacji, chłodzenia oraz retencji, rozmawiamy z dr inż. Mariuszem Skwarczyńskim i mgr inż. arch. Andrzejem Leszczyńskim z NCBR.
Upały, ulewy, wahania temperatur. Zmiany klimatu a funkcjonowanie budynków mieszkalnych
Sebastian Medoń, SmogLab: W jaki sposób zmiany klimatu – za sprawą m.in. upałów czy ekstremalnych zjawisk pogodowych – wpływają na funkcjonowanie i trwałość budynków w Polsce?
Mgr. inż. arch. Andrzej Leszczyński, kierownik projektu NEEST po stronie NCBR (NetZero Emission and Environmentally Sustainable Territories): Fale upałów, które coraz częściej będą występować w Polsce, to jeden z oczywistych skutków zmian klimatu. Powodują one powstawanie tzw. miejskich wysp ciepła. Wówczas elewacje budynków silnie się nagrzewają. To oznacza, że potrzebujemy takich systemów chłodzenia, które dziś nie są wprost ujęte w przepisach. Owszem, jest wymóg zapewnienia odpowiedniej temperatury wewnętrznej, ale nie ma obowiązku wyposażania budynków w klimatyzację.
Problem dotyczy też opadów. W projektach uwzględnia się zbiorniki retencyjne/burzowe, bo tego wymagają sieci kanalizacyjne. Chodzi o to, by woda została chwilowo zatrzymana na miejscu, zanim trafi do sieci. Z doświadczenia wiemy jednak, że to nie wystarcza. Konieczne jest inne podejście do retencji. Potrzebujemy nie tylko zbiorników, ale i powierzchniowego zatrzymywania wody. Najlepiej byłoby, gdyby deszczówka pozostawała w obrębie danego kwartału zabudowy i tam była wykorzystywana (na przykład do podlewania roślin), przechowywana w zbiornikach i retencjonowana lokalnie.
Należy mieć świadomość, że funkcjonowanie budynków będzie coraz bardziej zależne od tego, czy lokalnie tworzą się wyspy ciepła i czy występują ekstremalne zjawiska pogodowe, jak np. intensywne opady. To nie jest jeszcze dobrze zaadresowane w przepisach – ani w odniesieniu do istniejących, ani do nowo projektowanych budynków.
Dr inż. Mariusz Skwarczyński, NCBR: Upały z pewnością znacząco zwiększają zapotrzebowanie na instalację klimatyzacji. Obecnie montowana jest ona głównie indywidualnie – przez osoby, które mogą sobie na to pozwolić.
Można to porównać do klimatyzacji w samochodach. Dziś, kupując nowe auto, niemal zawsze otrzymujemy ją już w standardzie. Wkrótce podobnie będzie z budynkami – to nie instalacja ogrzewania, lecz instalacja klimatyzacji stanie się jednym z kluczowych elementów systemów energochłonnych budynków.
Zmiany klimatu sprawiają, że zimy stają się coraz łagodniejsze. Duże spadki temperatur – np. do -20°C – zdarzają się obecnie najwyżej przez kilkadziesiąt godzin w roku. Takie ekstremalne mrozy są coraz rzadsze, a liczba godzin z temperaturą poniżej -10°C szybko maleje. Równocześnie obserwujemy duże dobowe wahania temperatur: ciepłe dni i chłodne noce, co można było zauważyć nawet w maju, kiedy występowały przymrozki.
Te różnice wpływają nie tylko na bilans energetyczny budynku, ale mogą również skracać trwałość zamontowanych w nim systemów.

Problemy z opadami deszczu i retencją. Jak zatrzymać wodę?
Warto przyjrzeć się bliżej zasygnalizowanej na początku rozmowy kwestii opadów.
A.L.: Obserwujemy coraz więcej nagłych, intensywnych ulew. Nie mamy już tak często problemu z długotrwałymi opadami deszczu, zamiast tego z krótkimi, bardzo intensywnymi zjawiskami. Taka ilość wody często przekracza możliwości odprowadzenia – zarówno w istniejących, jak i nowo projektowanych systemach. Szczególnie narażone są dachy, garaże i miejsca postojowe, gdzie łatwo dochodzi do zalania.
To z kolei może prowadzić do uszkodzenia izolacji przeciwwilgociowej, fundamentów, czy nawet do osłabienia gruntu. Kanalizacja deszczowa często nie jest na to przygotowana. A instalacje techniczne budynków także nie uwzględniają tak dużych opadów. W efekcie będziemy mieć coraz więcej lokalnych podtopień, które przyczyniać się będą do degradacji budynków i skracania ich trwałości.
Na pewno warto się zastanowić, jak skutecznie zatrzymać wodę deszczową w miejscu opadu. W naszym projekcie NEEST – finansowanym za pośrednictwem NetZeroCities z programu ramowego Unii Europejskiej na rzecz badań i innowacji Horyzont 2020 – stworzyliśmy koncepcję retencjonowania wody w wybranych kwartałach miejskich objętych projektem. Najpierw należy skupić się na retencji: tworzyć zbiorniki do podlewania zieleni, zatrzymywać wodę powierzchniowo w ogrodach deszczowych/nieckach retencyjnych. W przypadku naprawdę intensywnych opadów sprawdzić się mogą studnie rozsączające, które odprowadzą wodę do gruntu i pomogą utrzymać optymalny poziom wód gruntowych.
„Urbanistyka w ostatnich trzech dekadach poszła w złą stronę. Myślenie o zysku przeważyło”
Osiedla z lat 70. mają dużo zieleni i przestrzeni między budynkami. Od ponad 30 lat dominuje jednak inne podejście – przestrzeń jest maksymalnie wykorzystywana, głównie z myślą o zysku. Czy są może błędy projektowe, które dziś – w nowych warunkach klimatycznych – okazują się problematyczne? Mam tu na myśli np. ilość zieleni wokół budynków, nagrzewające się przestrzenie czy samą konstrukcję. Czy osiedla z tzw. wielkiej płyty mają w tym kontekście więcej słabości, a może wręcz przeciwnie?
A.L.: Nowe osiedla rzadko przypominają miasta-ogrody, a to niesie ze sobą liczne konsekwencje. Gdy pada deszcz i potrzebna jest retencja, napotykamy poważny problem. Działki są niemal w całości zabudowywane. Obrys działki pokrywa się z obrysem garażu podziemnego, by maksymalnie wykorzystać powierzchnię użytkową i zwiększyć liczbę miejsc postojowych. Woda nie ma gdzie wsiąkać, trzeba ją natychmiast odprowadzać do sieci kanalizacyjnej, która często już jest przeciążona.
Do tego dochodzi intensywność zabudowy, która uniemożliwia sadzenie wysokich drzew, szczególnie nad garażami. Technicznie da się coś w takiej sytuacji zrobić – zastosować nasypy, zieleń ekstensywną, ale to nie to samo, co drzewa rosnące w gruncie rodzimym. Duże drzewa, rosnące w rodzimym w gruncie, dają bowiem cień, a jednocześnie wspierają bioróżnorodność. Są siedliskiem dla ptaków i owadów.
Moim zdaniem urbanistyka w ostatnich trzech dekadach poszła w złą stronę. Myślenie o zysku przeważyło, a efektem są budynki słabo odporne na zmiany klimatu.
W pułapce PUM-u i kosztów budowy. „Tanie, minimalne rozwiązania, opłacalne kosztowo, ale zupełnie niedostosowane do obecnych wyzwań klimatycznych”
Co jeszcze bywa nie tak?
A.L.: Kiedyś najbardziej pożądane były mieszkania z oknami na południe, czyli dobrze nasłonecznione. Dziś oznacza to większe potrzeby klimatyzowania. Dlatego trzeba się poważnie zastanowić, czy rzeczywiście chcemy mieszkać po tej stronie, szczególnie na ostatnim piętrze.
Nawet jeśli deweloper zapewni klimatyzację, takie mieszkanie może być bardzo trudne w codziennym użytkowaniu. Co więcej, przy projektowaniu uwzględnia się współczynnik wysokości budynku liczony do warstwy izolacji. Aby zmieścić się w limitach i umieścić jak najwięcej kondygnacji, ogranicza się grubość izolacji dachu do wymaganego prawem minimum. To również wpływa na komfort życia mieszkańców.
Trudno nie mieć skojarzenia z hasłem „patodeweloperka”.
A.L.: Aby zmieścić jak najwięcej kondygnacji w zadanej wysokości budynku, rezygnuje się też z wentylowanych dachów, które były standardem np. w latach 70. Wtedy między stropem a pokryciem dachu istniał bufor powietrzny, który chronił mieszkania przed przegrzewaniem. Dziś sukces danej inwestycji mieszkaniowej determinuje się poprzez maksymalizację powierzchni użytkowej mieszkalnej (PUM) oraz jak najniższy koszt zbudowania „m2”. W praktyce wymusza to tanie, minimalne rozwiązania, opłacalne kosztowo, ale zupełnie niedostosowane do obecnych wyzwań klimatycznych.
M.S.: W przypadku termomodernizacji często pomija się jakość powietrza wewnątrz budynków. Po dociepleniu i wymianie okien powstają więc szczelne „termosy”. Choć termomodernizacja poprawia charakterystykę energetyczną budynku, to jednocześnie obniża komfort użytkowników. Brakuje odpowiedniej wentylacji, przez co ludzie odczuwają duszność i zmuszeni są do otwierania okien – co z kolei prowadzi do strat ciepła.
Efekt? Zamiast realnych oszczędności pojawia się zwiększone zapotrzebowanie na energię. Wiele tego typu inwestycji (zarówno w blokach mieszkalnych, jak i w szkołach czy innych budynkach użyteczności publicznej) nie przyniosło oczekiwanych rezultatów, ponieważ nie uwzględniono w nich wentylacji mechanicznej z odzyskiem ciepła. To rodzi poważne problemy.
Dotyczy to także budynków edukacyjnych. W szkołach dochodzi jeszcze kwestia zagęszczenia – klasy liczą często po 30 uczniów. Zgodnie z przepisami, do takiej sali powinno się dostarczać ok. 620 m³ świeżego powietrza na godzinę, aby zapewnić odpowiedni komfort i usuwanie zanieczyszczeń. Po wymianie okien i ich uszczelnieniu znika infiltracja powietrza z zewnątrz, a wentylacja grawitacyjna nie jest w stanie zapewnić właściwych warunków.

Problemy z wentylacją i syndrom chorego budynku
Czym to skutkuje?
M.S.: Skutki są często wyraźne. Pojawiają się tzw. symptomy syndromu chorego budynku – bóle głowy, zmęczenie, trudności z koncentracją, podrażnienia oczu i dróg oddechowych użytkowników. W takich warunkach bakterie i wirusy rozprzestrzeniają się znacznie łatwiej, co szczególnie było widoczne w czasie pandemii. Jeden chory uczeń może zarazić całą klasę, a dzieci przynoszą infekcje do domów. Powstaje efekt domina.
Wszystko to przekłada się również na efektywność nauczania. Dzieci osiągają gorsze wyniki w nauce, co może wpłynąć na ich przyszłość, ograniczając dostęp do lepszych szkół, uczelni i późniejsze możliwości zawodowe.
Przeprowadziliśmy jako NCBR ciekawe doświadczenie w szkołach w Lędzinach i Niepołomicach. W tej drugiej placówce jedna kondygnacja była wyposażona w wentylację mechaniczną, a druga – nie. Dzięki rotacyjnemu podziałowi zajęć, dzieci uczyły się na zmianę na obu piętrach i mogły same porównać warunki. Już po tygodniu lub dwóch wszyscy uczniowie chcieli mieć lekcje wyłącznie w tej części szkoły, gdzie działała wentylacja mechaniczna. Różnica była dla nich wyraźna: mniej zmęczenia, lepsze samopoczucie, większe skupienie.
To doświadczenie pokazało, jak ogromne znaczenie ma jakość powietrza w miejscu nauki i pracy.
Temperatury w budynkach: bloki z PRL vs. współczesna deweloperka
Mówiliśmy sporo o wentylacji, a chciałbym zatrzymać się jeszcze na kwestii chłodzenia, która nieodzownie wiąże się z upałami. Czy są jakieś różnice między budynkami z czasów PRL-u a współczesnymi, jeśli chodzi o potrzebę chłodzenia pomieszczeń? Czy starsze budynki wymagają więcej klimatyzacji niż nowe – czy może jest odwrotnie?
M.S.: Odniosę się do tego w kontekście termomodernizacji. Uszczelniając budynki i poprawiając ich izolację cieplną, nie tylko ograniczamy wentylację, ale także pogarszamy zdolność tych obiektów do samoczynnego chłodzenia. Paradoksalnie, starsze, nieocieplone budynki często wymagają mniej chłodzenia niż te po modernizacji. Dlatego tak istotne jest, aby równolegle z ociepleniem wprowadzać rozwiązania wspomagające pasywne chłodzenie.
Mój kolega Andrzej zapewne powie na ten temat więcej, ale warto już teraz podkreślić znaczenie rolet, żaluzji zewnętrznych i przesłon przeciwsłonecznych. To proste elementy, które znacząco ograniczają nagrzewanie wnętrz.
Niestety, w wielu przypadkach termomodernizacja kończy się na ociepleniu i wymianie okien – bez zastosowania rozwiązań osłonowych. Okna pozostają bez rolet, daszków czy innych elementów ograniczających dostęp promieni słonecznych.
Wentylacja mechaniczna daje dodatkowy atut – tzw. free cooling, czyli nocne, pasywne chłodzenie pomieszczeń przy użyciu chłodniejszego powietrza z zewnątrz. Dzięki temu możliwe jest chłodzenie budynku nocą, co zmniejsza zapotrzebowanie na klimatyzację w ciągu dnia.
Co jeszcze może pomóc?
A.L.: Warto zdecydowanie rozważyć wdrożenie systemów inteligentnego zarządzania temperaturą w budynkach. System, korzystając z prognozy pogody, może podejmować decyzje o tym, kiedy wentylować, kiedy chłodzić i kiedy zatrzymać energię wewnątrz. Takie stacje pogodowe funkcjonują już dziś w przypadku węzłów cieplnych. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby zastosować je również w chłodzeniu i wentylacji.
Pamiętajmy też o zieleni. Drzewa czy pnącza na elewacjach skutecznie ograniczają nagrzewanie, zwłaszcza od strony południowej. Dobrym pomysłem byłaby także przebudowa balkonów w budynkach z lat 70. i 80. W wielu z nich mieszkania są jednostronne, skierowane na południe. Bardzo trudno się w nich mieszka latem. Pogłębienie balkonów, stworzenie cienia, ograniczenie bezpośredniego nasłonecznienia – to wszystko znacząco poprawiłoby mikroklimat wewnątrz mieszkań.
Światło wpada wtedy do wnętrza bardziej pośrednio, co daje przyjemniejszy efekt. Taka przebudowa poprawiłaby także estetykę budynków i funkcjonalność mieszkań. Dziś balkony w tych blokach są bardzo małe, często niefunkcjonalne. Zwiększenie ich powierzchni to wyższy komfort życia i realna wartość dodana dla mieszkańców. Modernizacja w tym kierunku podniosłaby też wartość rynkową lokali, które często znajdują się w bardzo dobrych lokalizacjach. Blisko szkół, sklepów, przedszkoli i innych usług miejskich.
Problemem nie jest więc lokalizacja, ale przestarzała architektura i niska funkcjonalność samych mieszkań. Wprowadzenie zmian poprawiających jakość życia mogłoby sprawić, że te osiedla znów staną się atrakcyjne, także dla młodszych pokoleń.
NCBR: „W dokumentacji projektowej pojawia się zapis, że mieszkaniec zobowiązany jest do montażu rolet lub zasłon”
Czy nowe budynki są pod tym względem lepsze? Czy rozwiązania pasywne – jak żaluzje, rolety, zielone elewacje – stają się w nich standardem, czy też dopiero się pojawiają?
A.L.: W przypadku biur, gdzie nie ma aż tak dużej presji kosztowej, stosuje się zewnętrzne lub wewnętrzne przesłony przeciwsłoneczne. Poprawiają one komfort użytkowników i ograniczają nagrzewanie wnętrz. W budownictwie mieszkaniowym wielorodzinnym pojawiają się one głównie na najwyższych kondygnacjach.
Przepisy techniczne odnoszą się do całkowitego współczynnika przenikania energii słonecznej (g), który określa, ile promieniowania słonecznego przenika przez szybę. W praktyce jednak duże przeszklenia są dziś standardem, ponieważ zwiększają atrakcyjność lokali i sprzyjają ich sprzedaży.
Co ciekawe, inwestorzy często obchodzą ten wymóg, przerzucając odpowiedzialność na użytkownika. W dokumentacji projektowej pojawia się zapis, że mieszkaniec zobowiązany jest do montażu rolet lub zasłon. W praktyce lokatorzy instalują zewnętrzne żaluzje już po pierwszym sezonie użytkowania, aby ograniczyć przegrzewanie wnętrz.
To pokazuje, że tego typu rozwiązania powinny być uwzględniane już na etapie projektu. Nawet drobne elementy, takie jak rolety czy systemy zacienienia, mają istotny wpływ na komfort użytkowania.
Czyli kupujący lub wynajmujący mieszkanie muszą sobie radzić sami.
A.L.: Tak, choć w rzeczywistości powinny to być rozwiązania systemowe, uwzględnione już na etapie projektowania. Zwłaszcza że mają istotny wpływ na komfort codziennego użytkowania.
Równie ważna jest orientacja mieszkań względem stron świata. Lokale przewiewne, z oknami wychodzącymi zarówno na północ, jak i na południe, zapewniają lepszą cyrkulację powietrza i są znacznie bardziej komfortowe. Niestety, w nowych inwestycjach coraz częściej spotyka się mieszkania jednostronne, których nie da się skutecznie przewietrzyć. Nawet przy zastosowaniu wentylacji mechanicznej takie rozwiązania mogą być dla użytkowników bardzo uciążliwe.
Zachęty zamiast nakazów i zakazów
Czy w takim razie potrzebujemy nowych przepisów, żeby poprawić jakość budownictwa? A może wystarczy, że sami klienci zaczną wymagać lepszych rozwiązań?
A.L.: To złożone zagadnienie. Wprowadzanie nowych regulacji prawnych nierzadko wiąże się ze wzrostem kosztów po stronie inwestora, co w konsekwencji może prowadzić do dalszego wzrostu cen mieszkań – już obecnie bardzo wysokich.
Z tego względu uważam, że zamiast nakazów i obowiązków, warto rozważyć mechanizmy zachęt. Inwestorzy, którzy zdecydują się wdrożyć rozwiązania sprzyjające środowisku i poprawiające jakość życia – takie jak lokalna retencja wody, systemy zacienienia czy odpowiednia orientacja budynków względem stron świata – powinni móc liczyć na konkretne preferencje administracyjne. Mogłoby to być np. skrócenie czasu uzyskiwania decyzji administracyjnych, możliwość zwiększenia intensywności zabudowy czy realizacji dodatkowej kondygnacji.
Tego rodzaju narzędzia motywacyjne pozwalałyby promować zrównoważone i prospołeczne podejście do projektowania, bez nadmiernego obciążania inwestorów. Kluczowe jest bowiem, by unikać regulacji, które jedynie zwiększają koszty realizacji i ostatecznie obciążają nabywców nieruchomości. Potrzebujemy systemowych rozwiązań legislacyjnych, opartych na zasadzie wzajemnych korzyści – „coś za coś”.
W jaki sposób projektować zachęty?
M.S.: Zachęty powinny być zrozumiałe i realne. Przykład? Ulgi termomodernizacyjne, które już teraz funkcjonują i przynoszą konkretne korzyści podatkowe. Dzięki nim osoby, które świadomie chcą poprawić efektywność energetyczną swojego domu – zarówno jednorodzinnego, jak i wielorodzinnego – mogą liczyć na realne wsparcie. Wciąż jednak wiele osób nie wie o istnieniu takich ulg albo nie wie, jak z nich skorzystać. Potrzebna jest więc nie tylko zmiana przepisów, ale również edukacja i wsparcie – tak, aby dobre praktyki stawały się standardem. Powinniśmy także pamiętać o przepisach, które niebawem wejdą w życie, czyli o dyrektywie EPBD. Nakłada ona wymagania w zakresie efektywności energetycznej budynków oraz monitorowania parametrów jakości środowiska.
Jeśli modernizacje będą się koncentrować wyłącznie na poprawie współczynnika przenikania ciepła, pomijając jakość powietrza wewnętrznego, to wspomniane błędy nadal będą się powtarzać.
Zmiany klimatyczne a trwałość budynków mieszkalnych
Skupiliśmy się przede wszystkim na użytkowaniu budynków, na komforcie mieszkańców. Chciałem na koniec dopytać jednak o jeszcze jedną rzecz, to znaczy o trwałość konstrukcji. Czy ekstrema, z jakimi coraz częściej się mierzymy, nie wpływają również na ten aspekt?
A.L.: Zdecydowanie tak – jedno z istotnych zagrożeń to wspomniane już wcześniej lokalne podtopienia. W przypadku braku odpowiednich rozwiązań technicznych w zakresie odwodnienia i retencji istnieje ryzyko naruszenia ciągłości izolacji przeciwwodnych, co może prowadzić do uszkodzeń elementów konstrukcyjnych lub wykończeniowych. Szczególnie niebezpieczne są długotrwałe, intensywne opady, które coraz częściej występują w naszym klimacie.
Jeśli dodatkowo pojawiają się problemy z funkcjonowaniem przelewów awaryjnych na dachach, ryzyko szkód znacznie wzrasta. Zdarza się, że przelewy te odprowadzają wodę bezpośrednio z dużej wysokości – na przykład z kilku kondygnacji – wprost na ciągi piesze lub elewację. Tego rodzaju rozwiązania mogą prowadzić do przyspieszonej degradacji infrastruktury zewnętrznej oraz uszkodzeń materiałów wykończeniowych.
Również wysokie temperatury i intensywne nasłonecznienie mają negatywny wpływ na trwałość powłok elewacyjnych i systemów izolacyjnych. Promieniowanie UV oraz amplitudy temperatur przyspieszają procesy starzenia materiałów. W odpowiedzi na te wyzwania rynek oferuje szereg rozwiązań technicznych, takich jak specjalistyczne farby, tynki i powłoki ochronne, które znacząco zwiększają odporność przegród zewnętrznych na warunki atmosferyczne.
Warto również zwrócić uwagę na wpływ ekspozycji na trwałość stolarki okiennej. W budownictwie mieszkaniowym okna zorientowane na południe, narażone na intensywne promieniowanie słoneczne i podwyższone temperatury, a często również silny wiatr, zużywają się szybciej niż te od strony północnej. Mimo obowiązującej rękojmi, w praktyce już po tym czasie widać wyraźne różnice w stanie technicznym okien – te po stronie południowej są zwykle znacznie bardziej zdegradowane i mogą wymagać wcześniejszej wymiany lub renowacji.
M.S.: Dodatkowym zagrożeniem dla elewacji jest duża amplituda temperatur między dniem a nocą. Powierzchnie mocno się nagrzewają, a następnie gwałtownie chłodzą, co sprzyja powstawaniu pęknięć oraz rozwojowi mikroorganizmów, takich jak grzyby i pleśnie. Dochodzi do wykraplania się wilgoci, która osiada na elewacji i tworzy dogodne warunki do rozwoju tych organizmów. Dlatego dobór odpowiednich tynków i wykończeń ma kluczowe znaczenie. Zastosowane materiały powinny być odporne zarówno na wahania temperatur, jak i na intensywne promieniowanie UV.
A.L.: Do tej pory nie zawsze to weryfikowano, a w obliczu zmian klimatycznych może się okazać, że deklarowana trwałość materiałów nie będzie wystarczająca. Szybsze zużycie elewacji, konieczność częstszych napraw i interwencji – to realny scenariusz.
Niekorzystne warunki atmosferyczne, takie jak grad czy wichury, powodują także mechaniczne uszkodzenia. Szczególnie narażone są przesłony i elementy zewnętrzne, które szybciej się zużywają.
A trwałość samej konstrukcji?
M.S.: W przypadku gwałtownych ulew należy pamiętać o zagrożeniu dla garaży podziemnych oraz piwnic. Ich zalanie może osłabiać fundamenty, prowadzić do osuwania się gruntu i powstawania pęknięć. Może to również wpływać na dylatacje między budynkami, zwłaszcza tam, gdzie znajdują się one w niewielkiej odległości. Wszystko to może mieć destrukcyjny wpływ na konstrukcję obiektu.
Trzeba mieć świadomość, że takie sytuacje już się zdarzają. Niedawno w Lublinie doszło do zawalenia się starej kamienicy właśnie z powodu podtopienia fundamentów. Coraz częściej słyszymy też o przypadkach, gdy niewydajna instalacja nie odprowadza wody opadowej do kanalizacji, lecz bezpośrednio do gruntu. To również może prowadzić do osłabienia fundamentów.
_
Zdjęcie tytułowe: Lazy_Bear/Shutterstock