Czy to już koniec jazdy na nartach? Wiele wskazuje na to, że jeszcze nie. Jednak równie wiele wskazuje na to, że już za kilka lat narty będzie trzeba odłożyć na bok. Klimat ociepla się tak szybko, że musimy liczyć się z perspektywą końca takich dyscyplin jak narciarstwo alpejskie, nie mówiąc o bardziej przyziemnych „dyscyplinach” jak lepienie bałwana czy zimowe kuligi.
Alpy powoli żegnają się ze śniegiem
Wieje, pada i cały czas jest powyżej zera. W takiej sytuacji, kiedy nie mrozi już nawet nocą, trudno mówić o polskiej zimie. W trakcie pisania tego tekstu mamy 15 stopni w środku dnia. A jest druga połowa grudnia! Nawet w Zakopanem temperatury w ciągu dnia sięgają 5-6 st. C.
I raczej nie ma co liczyć, że w tym miesiącu będziemy mieli zimę taką, jaką wielu z nas pamięta z dzieciństwa. To oczywiście nie tylko nasz problem, to wyzwanie globalne, które ma szereg konsekwencji. Jedną z nich jest brak śniegu, który przekłada się na straty w turystyce zimowej. Szczególnie cierpią na tym Alpy.
Alpy w ciągu ostatnich stu lat doświadczyły dramatycznej zmiany. Jak pokazują badania, opady śniegu w tych górach mocno zubożały. A ponieważ globalne ocieplenie w tym stuleciu przyspieszyło, to miłośnicy białego szaleństwa mogą mieć powody do obaw. Eurac Research, prywatny ośrodek badawczy dokładnie przeanalizował cały obszar Alp. Z ich analizy wynika, że w latach 1920-2020 doszło do średnio 34 proc. spadku opadów śniegu w całych Alpach, ze szczególnym uwzględnieniem stoków południowo-zachodnich.
Dane zostały zebrane z 46 miejsc – od Francji po Słowenię. Te najnowsze z ostatnich kilku czy kilkunastu lat zebrano za pomocą nowoczesnych stacji pomiarowych. Starsze, z ubiegłego wieku zebrano z odręcznych zapisków. Wyniki badań ilustruje przygotowana przez tyrolski ośrodek badawczy mapa
W niektórych miejscach śniegu prawie nie ma
– Istnieje wyraźnie negatywny trend w zakresie opadów świeżego śniegu w Alpach. Znaczący spadek w szczególności zaobserwowano po 1980 roku. Data ta zbiega się także z równie gwałtownym wzrostem temperatur – twierdzi Michele Bozzoli, główny autor badania.
Inaczej mówiąc, postępujące od dekad globalne ocieplenie doprowadziło do dramatycznych zmian w alpejskiej pokrywie śnieżnej. W niektórych miejscach południowo-zachodnich Alp, na terenie Włoch prószy już bardzo słabo. To widoczny skutek przesuwania się stref klimatycznych na północ. Badania pokazują przy tym, że nie wszędzie jest aż tak źle. Najgorzej jest oczywiście na południu, lepiej na północy. Wiele oczywiście zależy od wysokości.
– Najbardziej negatywne trendy dotyczą miejsc położonych poniżej 2000 metrów n.p.m. i występują w regionach południowych, takich jak Włochy, Słowenia i część Alp Austriackich – wyjaśnia Bozzoli.
Są także miejsca, gdzie opady śniegu wzrosły. To rezultat ogólnego wzrostu opadów, co o dziwo – też jest konsekwencją ocieplającego się klimatu. Wraz ze wzrostem temperatur rośnie bowiem ilość wilgoci w atmosferze oraz parowanie z mórz i oceanów, co skutkuje rosnącymi opadami. Należy przy tym zwrócić uwagę, że ze względu na wzrost temperatur, śnieg zastępowany jest przez deszcz.
To z kolei zła wiadomość dla miłośników sportów zimowych i branży turystycznej, która stanowi ważną część regionalnej gospodarki. Ostatnie lata pokazują, że sytuacja zmierza w złym kierunku.
Czasem napada sporo, ale to marne pocieszenie
Problem dotyczy też północnej części Alp. Źle było rok temu, choć nadal branża turystyczna mogła i wciąż może liczyć na bardzo dobre momenty. Anton Bodner, prezes ośrodka Bergbahn AG Kitzbühel odetchnął z ulgą, gdy w Kitzbühel w Austrii spadł gęsty śnieg, tuż przed rozpoczęciem sezonu narciarskiego. „W tym roku natura obdarowała nas dobrym początkiem sezonu. Takiego, jakiego nie mieliśmy od dawna” – mówił wtedy.
Różowo jednak nie było. W Kitzbühel, podczas słynnego wyścigu narciarskiego Hahnenkamm w styczniu 2023 roku narciarze ścigali się legendarną, trudną trasą, znaną jako „Streif”. Wszystko odbywało się na sztucznym śniegu. Brązowe, pozbawione śniegu łąki kłuły w oczy uczestników wyścigu. „Oczywiście, że jesteśmy świadomi zmian klimatu” – powiedział Bodner. „Byłoby szaleństwem nie być”. Widząc co się dzieje, Bodner zakłada, że granica, za którą śnieg występuje przez większą część roku, cofnie się o około 200 metrów do 2050 roku.
Armatki śnieżne ratunkiem? Do czasu
Ratunkiem dla branży żyjącej ze sportów zimowych jest sztuczne naśnieżanie. W ruch idą niezawodne armatki śnieżne, które, póki co skutecznie (w większości przypadków) powstrzymują „klimatycznego Grincha”.
Jednak z biegiem lat, w miarę jak temperatury będą rosnąć, branża narciarska coraz bardziej będzie od nich zależna. Według prof. Roberta Steigera z Uniwersytetu w Insbrucku, 80 proc. ośrodków narciarskich w Alpach w 2050 roku nadal będzie działać. Sęk w tym, że bez udziału naturalnego śniegu. To będzie miało swoje konsekwencje dla biznesu, gdyż koszty naśnieżania będą rosły.
– Niektóre ośrodki narciarskie będą nadal działać pod koniec wieku. Jednak będzie to dla nich trudne już za 20 lat – powiedział Steiger.
Bez armatek nie da rady, ale one wymagają dużej ilości wody
Według niedawnych badań w świecie cieplejszym o 2 stopnie w stosunku do ery preindustrialnej aż 53 proc. europejskich ośrodków narciarskich nie poradzi sobie bez sztucznego naśnieżania. Przy ociepleniu o 4 stopnie narciarstwo praktycznie będzie już historią, przynajmniej w naszej części świata. Problem jest o tyle poważny, że sztuczne naśnieżanie wymaga wody, co wymusza pytanie natury etycznej (a czasem też praktycznej, gdy wody brakuje): – Czy warto?
– Godzina naśnieżania nartostrad o długości 30 km zużywa tyle prądu, co czteroosobowa rodzina przez cały rok. Na jeden metr sześcienny śniegu potrzeba aż około 400-500 litrów wody – zauważa Katarzyna Wiekiera, kampanierka klimatyczna Pracowni na rzecz Wszystkich Istot.
A wody może zabraknąć na skutek przesuwania się stref klimatycznych, a co za tym idzie zmian we wzorcach opadowych.
– Spadek zarówno dni z opadami śniegu, jak i z pokrywą śnieżną ma kluczowy wpływ nie tylko na sporty zimowe, ale także na wszystkie działania i procesy, które opierają się na wodzie. Ten aspekt nie może być dłużej ignorowany w planowaniu polityki gospodarki wodnej – zwraca uwagę Bozzoli.
Będziemy musieli wybrać, co jest dla nas ważniejsze
Brak lub niedobór śniegu zmusi nas wkrótce do nakładania obostrzeń. Będziemy musieli sobie odpowiedzieć: Co jest dla nas ważniejsze? Jazda na nartach czy nawadnianie pól? A problem nie dotyczy tylko Alp, także i naszego kraju. U nas w górach śniegu też przez wiele dni brakuje, co wymaga pracy armatek. A klimat się zmienia na niekorzyść naszych zasobów wodnych.
– Teraz mamy już klimat, który znacznie bardziej przypomina południe Europy. I zamiast myśleć, jak odprowadzić wodę, musimy zastanawiać się raczej nad tym, jak ją zatrzymać. To kompletne przestawienie wajchy. I nie mówimy tutaj o czymś, co wydarzy się w czasach naszych prawnuków. To się dzieje już teraz, tutaj. Susze będą coraz silniejsze przez to, że śniegu jest mniej i leży on coraz krócej – mówi w książkowym wywiadzie Marcin Popkiewicz, popularyzator nauki.
Co więc nam pozostaje, poza faktem, że ocieplenie klimatu trzeba powstrzymać? Tworzenie ośrodków narciarskich w regionach subarktycznych? Powodzenia!
–
Zdjęcie tytułowe: shutterstock/AnnaTamila