Mieszkańcom Kalifornii grożą przerwy w dostępie do energii elektrycznej. Za sytuację związaną z przeciążaniami systemu energetycznego stoi rekordowa fala upałów. Problem może być jednak dużo większy, bo blackout może dotknąć niemal całej zachodniej części USA. Złożyło się na to kilka czynników, które w połączeniu mogą mieć fatalne skutki.
Rekordowa fala upałów
31 sierpnia Narodowa Służba Pogodowa (NWS) wydała ostrzeżenie przed falą upałów, jaką dotknięta ma zostać Kalifornia. Mimo iż amerykański stan co roku doświadcza wysokich temperatur, tym razem sytuacja jest wyjątkowo poważna. „To nic niezwykłego, że w okresie Święta Pracy pojawiają się wysokie wartości temperatury, ale tym razem to nadzwyczajny przypadek upału”, powiedział Eric Kurth, meteorolog z biura NWS w Sacramento.
Ostrzeżenie było słuszne, bo Kalifornię nawiedziła po dwutygodniowej przerwie dość silna fala upałów. Tym razem ekstremalne temperatury ogarnęły nie tylko południe, ale też region Bay Area. To gęsto zaludniony obszar otaczający Zatokę San Francisco i San Pablo, w którym mieszka ponad 7,5 mln ludzi. NWS poinformowała, że upały przyniosły za sobą wiele rekordów. Przykładowo w Livermore 5 września temperatura wzrosła prawie do 47oC, bijąc tym samym rekord z 1950 roku, który wyniósł 42,2oC. Nawet w San Francisco, które słynie z mgieł, a nie wysokich temperatur, słupek rtęci pokazał 36oC. Oczywiście południe także doświadcza niezwykle wysokich temperatur, szczególnie w Dolinie Kalifornijskiej. Jednym z takich miejsc jest liczące ponad pół miliona mieszkańców Fresno, gdzie temperatury przekraczają 40oC.
„Zdarzają się fale upałów we wrześniu, ale rzadko tak intensywne jak ta”, oświadczył Bill South z NWS. W mediach mówi się o „brutalnej fali upałów”, której dodatkowo sprzyja przemieszczający się wzdłuż wybrzeży Meksyku huragan Kay. Cyklon obracając się przeciwnie do ruchu wskazówek zegara, zaciąga gorące masy znad Meksyku.
Blackout w USA możliwy
Taka sytuacja może grozić blackoutem, ponieważ mieszkańcy w czasie upałów masowo korzystają z klimatyzacji. „W normalny letni dzień w Kalifornii zapotrzebowanie wynosi około 30 tysięcy megawatów. W te supergorące dni sięga blisko 50 tys. megawatów”, mówił w lokalnej telewizji Severin Borenstein z Uniwersytetu Kalifornijskiego, który zajmuje się problematyką energetyki. Lokalne władze wezwały obywateli do rozsądnego korzystania z energii elektrycznej w swoich domach. „Weszliśmy teraz w najbardziej intensywną fazę tej fali upałów”, powiedział 5 września Elliot Mainzer, szef Independent System Operator. Mainzer dodał, że choć ostatnio obywatele dołożyli starań, by zmniejszyć zużycie energii, to obecna rekordowa fala upałów będzie wymagała jeszcze więcej wyrzeczeń niż wcześniej. W przeciwnym razie system energetyczny może się zawalić.
Mieszkańcy Kalifornii już doświadczali przerw w dostawach energii. Ostatni raz do takiej sytuacji doszło w sierpniu 2020 roku. W tym roku na razie do takiej sytuacji nie doszło, ale taka perspektywa w tym, a szczególnie w kolejnych latach jest bardzo możliwa. I co ciekawe, piętą achillesową kalifornijskiej energetyki jak na ironię są zielone źródła energii.
„Flex alert”
Dlaczego tak jest? Dlatego, że w ostatnich latach rośnie udział bardzo wydajnej w tamtej części świata energetyki słonecznej. Paliwa kopalne, głównie gaz wciąż stanowią istotny udział w produkcji energii, ale z roku na rok rośnie rola OZE. W 2021 roku promienie słoneczne dostarczały dla Kaliforni 17,1 proc. energii elektrycznej. Problem w tym, że kiedy słońce zajdzie, to panele słoneczne przestają działać, a zapotrzebowanie na prąd z powodu wysokich temperatur pozostaje. Z tego powodu Independent System Operator ogłosił tzw. 'flex alert”. To stan alarmowy, w ramach którego mieszkańcy są proszeni o oszczędzanie energii elektrycznej wieczorem, kiedy panele słoneczne przestają pracować, a zapotrzebowanie na prąd rośnie.
Problem w tym, że po zachodzie Słońca upał wciąż jest dotkliwy, występują tzw. tropikalne noce. Temperatury dopiero koło północy obniżają się poniżej 30oC. Dlatego też obywatele są proszeni, by nie używać dodatkowych źródeł oświetlenia, czy ograniczyć użycie sprzętu RTV. Wszystko po to, by wciąż mieć możliwość korzystania z klimatyzacji, którą też należy wyregulować tak, by nie obciążała systemu. „Prognozowane zapotrzebowanie na poniedziałek i wtorek jest na rekordowym poziomie wszech czasów, a potencjał rotujących wyłączeń znacznie wzrósł”, ostrzegł Mainzer. Perspektywa braku energii wymusiła nawet zmiany w planowym na 2025 rok wygaszeniu ostatniej działającej w stanie elektrowni atomowej, znajdującej się w Kanionie Diablo. Ta elektrownia wciąż dostarcza ponad osiem cennych dziś procent energii.
Problem znacznie większego kalibru
Kalifornia oczywiście może pobierać energię z innych stanów USA, bo pozwala na to rozbudowana sieć energetyczna i całe multum elektrowni rozsianych po całym kraju. Problem w tym, że ryzyko przerw w dostawach energii może się okazać nie tylko problemem Kalifornii.
To nie tylko problem paneli słonecznych w Kalifornii. Niemal cała energetyka jest zależna od dostępu do wody. Od wirujących turbin w elektrowniach cieplnych i wodnych, poprzez szczelinowanie hydrauliczne, aż po rafinację ropy naftowej. Wszędzie tam przepływ wody ma kluczowe znaczenie w produkcji energii, od której tak bardzo uzależnione są USA. Powyższa mapa przedstawia, w jakiej strefie zagrożenia suszą znajdują się wszystkie amerykańskie elektrownie cieplne. Każda z nich wymaga wody, potrzebnej do chłodzenia turbin. Jeśli wody zabraknie, elektrownia przestanie pracować. I koniec.
Narażony jest nie tylko zachód, bo w ostatnich tygodniach wysokie temperatury i ograniczone do nawałnic upady dotykają środkową część USA. Takie stany jak Oklahoma, Kansas czy cześć Arkansas i Missouri, a nawet region Nowego Jorku, to miejsca obarczone ryzykiem. Owszem, nie znaczy, że na pewno elektrownia przestanie pracować, ale ryzyko istnieje.
Zagrożona energetyka wodna
Szczególnie narażone są elektrownie wodne. Całościowo ich udział w amerykańskim miksie jest niewielki, ale są miejsca od nich mocno zależne, jak słynące z kasyn Las Vegas. Program Środowiskowy ONZ (UNEP) ostrzegł w ubiegłym miesiącu, że jeśli susza się utrzyma, dwa największe zbiorniki wodne w USA, czyli Jezioro Mead i Powell, mogą w końcu osiągnąć status „martwego basenu”. To stan, w którym poziom wody opada tak nisko, że woda nie jest w stanie zasilać turbin w elektrowniach. Jezioro Mead zasila zaporę Hoovera, której moc przekracza 2000 megawatów, natomiast Jezioro Powell napędza generatory o mocy szczytowej 1300 megawatów w zaporze Glen Canyon. Obie jednostki dostarczają energię dla milionów ludzi.
Zagrożone USA w obliczu globalnego ocieplenia
W takiej sytuacji, kiedy padną elektrownie zasilające takie miasta jak Las Vegas, nie będzie możliwości, by wysyłać energię dla Kalifornii. Problem globalnego ocieplenia będzie się nasilać w przyszłości, i będzie bardzo szeroki. „Dostawy wody dla rolnictwa, rybołówstwa, ekosystemów, przemysłu, miast i energii nie są już stabilne, biorąc pod uwagę antropogeniczne zmiany klimatu”. powiedziała w czerwcu na Kapitolu Camille Calimlim Touton, komisarz Biura ds. Rekultywacji. Z kolei Lis Mullin Bernhardt, ekspertka ds. ekosystemów w UNEP stwierdziła, że obecna susza, to nowa norma. Jak powiedziała: „Warunki na amerykańskim zachodzie, które obserwujemy wokół dorzecza Kolorado, od 20 lat są tak suche, że nie mówimy już o suszy”.
Eksperci ostrzegają, że w miarę, jak dalej rosnąć będą temperatury na Ziemi, konieczne będzie wprowadzenie cięć w zużyciu wody. To jednak może to nie wystarczyć. „Podczas gdy regulowanie i zarządzanie podażą i popytem na wodę są niezbędne zarówno w krótkiej, jak i w długiej perspektywie, to zmiana klimatu jest w centrum tego zagadnienia”, powiedziała Maria Morgado z UNEP. „W dłuższej perspektywie musimy zająć się podstawowymi przyczynami zmian klimatu, jak również zapotrzebowaniem na wodę”. Amerykanie mogą zostać postawieni pod ścianą, bo susza będzie zmuszała ludzi do coraz większego polegania na wodach podziemnych. A te przecież nie są niewyczerpalne.
–
Zdjęcie: HannaTor/Shutterstock