Najwyższa Izba Kontroli przyjrzała się, jak organy państwowe radzą sobie z problemem tzw. „bomb ekologicznych”, czyli historycznych zanieczyszczeń gleby – m.in. pozostałych po zlikwidowanych już zakładach przemysłowych. W ocenie NIK ich wykrywanie i usuwanie nie działa skutecznie ani na szczeblu samorządowym, ani ogólnokrajowym: organy administracji publicznej nie znają realnej skali zagrożenia, co naraża użytkowników terenów zanieczyszczonych na kontakt ze szkodliwymi dla zdrowia substancjami.
NIK po raz pierwszy podjęła się kontroli tego, jak organy administracji publicznej podchodzą do problemu historycznych zanieczyszczeń gleb. Jak napisano w raporcie, przyczyną podjęcia kontroli był fakt, że – pomimo regulacji prawnych – nadal nie zostały rozwiązane problemy związane z zanieczyszczeniem po zlikwidowanych zakładach przemysłowych. W tym tych, które stanowiły własność Skarbu Państwa. Problem dotyczy m.in. byłych gazowni, koksowni, zakładów chemicznych, hut, nasycalni podkładów kolejowych, magazynów paliw, a także infrastruktury pozostałej po bazach wojskowych.
W dokumencie zwrócono ponadto uwagę, że w ostatnich latach media informowały o przypadkach inwestycji mieszkaniowych, zlokalizowanych na terenach zanieczyszczonych.
Przyjrzano się jednostkom, w kompetencjach których w latach 2014-2018 pozostawały działania związane z zanieczyszczeniami: Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska oraz sześciu regionalnym dyrekcjom, 18 jednostkom samorządu terytorialnego (w tym m.in. Urzędowi m.st. Warszawy i trzem Urzędom Dzielnic: Białołęki, Bielan, Woli), Narodowemu Funduszowi Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej oraz sześciu funduszom wojewódzkim.
Monitoring przez samorządy
Jeśli chodzi o samą identyfikację zanieczyszczonych gleb, dokonywało jej blisko 3/4 kontrolowanych jednostek samorządu (powiatów oraz miast na prawach powiatu). Jednak w ocenie NIK w połowie spośród z nich działania te były dokonywane nierzetelnie.
Doceniono natomiast inicjatywę 7 z 14 badanych podmiotów samorządowych, w których mieszkańcy mogą zgłaszać potencjalne historyczne zanieczyszczenia powierzchni ziemi.
Zanieczyszczenia ziemi, tzw. „bomby ekologiczne” wciąż mogą być groźne dla ludzi i środowiska. Organy administracji publicznej nie znają faktycznej skali zanieczyszczeń i zagrożeń jakie wywołują. https://t.co/QwgaecBr5Z
— Prezes NIK Krzysztof Kwiatkowski (@NIKgovPL) 5 sierpnia 2019
Jedynie 42,8 proc. kontrolowanych jednostek samorządu terytorialnego wywiązywało się z obowiązku prowadzenia i przekazywania do wojewody rejestru terenów, gdzie przekroczone zostały standardy jakości (z wyszczególnieniem tych, na których do rekultywacji zobowiązany był starosta).
Rejestr po stronie organów ochrony środowiska
W raporcie NIK podjęło również temat utworzonego w 2016 roku Generalnego Dyrektora Ochrony Środowiska rejestru historycznych zanieczyszczeń powierzchni ziemi.
Zdaniem kontrolujących nie odzwierciedla on faktycznego stanu problemu. Jako powód wskazano nierzetelne dokonywanie wpisów do rejestru, brak jego uzupełniania i aktualizacji przez regionalnych dyrektorów, także fakt, że obecne przepisy nie pozwalają na uwzględnienie w rejestrze terenów zgłaszanych przez starostów w latach 2001-2007. Autorzy raportu zwracają uwagę, że w latach 2008-2016 nie istniał obowiązek prowadzenia rejestrów przez organy ochrony środowiska, co powoduje nieciągłość w monitorowaniu zanieczyszczeń.
Z pełnym raportem Najwyższej Izby Kontroli można zapoznać się tutaj.
Szczegółowe omówienie głównych wniosków (w formie prezentacji) opublikowano tutaj.
Zdjęcie: Shutterstock/KYTan