Coraz cieplejsze zimy w Polsce przekładają się na brak ujemnych temperatur, a co za tym idzie brak śniegu. To nie tylko zmartwienie dzieci, chcących dobrze spędzić ferie zimowe, to poważny problem dla przyrody. Brak mrozu i śniegu ma swoje konsekwencje, które odczuwa cały ekosystem. Cierpi też rolnictwo.
Coraz mniej zimy w zimie
Od kilku lat obserwujemy, że nasze zimy zimami nie są. Przypominają bardziej listopad albo, jak kto woli, marzec. Przeważnie jest pochmurno, deszczowo i wietrznie. Stałym elementem jest brak białego krajobrazu za oknem. O ile w latach 1961-1990 w Polsce było od 45 do 90 dni ze śniegiem w ciągu roku, to w ostatnich latach już tylko kilkanaście. Na zachodzie Polski te dni można już nawet liczyć na palcach jednej ręki. Drastyczne zmiany zaczęły zachodzić w minionej dekadzie. Wraz z malejącą liczbą dni ze śniegiem, spada także jego grubość. W ubiegłym stuleciu średnia roczna grubość pokrywy śnieżnej liczyła od 2,5 do 12,9 cm, a w latach 1991-2013 już tylko 1,7 do 9,7 cm. Wyjątek stanowiły obszary górskie, gdzie notowano pokrywę śnieżną o większej grubości. Ale i tu, ostatnie lata pokazują negatywną zmianę, ten rok szczególnie. Występowanie coraz mniejszej grubości śniegu widać też w całej Europie, przez co cierpią ośrodki narciarskie.
Problem już ponad 10 lat temu stał się dostrzegalny. „W ostatnich 40 latach okres trwania stałej pokrywy śnieżnej w Polsce skrócił się o około 40 proc., np. w okolicach Warszawy o miesiąc. Na rubieżach zachodnich pokrywa ta praktycznie nie utrzymuje się”, powiedział dr Witold Lenart, hydroklimatolog z Uniwersytetu Warszawskiego w 2011 roku. Za tym zjawiskiem, które ilustruje powyższy wykres, stoi ocieplający się klimat. Rosną temperatury na Ziemi, rosną także i w Polsce. Następuje nie tylko wzrost temperatur jako takich, że jest po prostu cieplej. Zanika też typowe dla zimy zjawisko, jakim jest mróz. W latach 1961-1990 średnio było w Polsce 69 dni z termiczną zimą, w minionej dekadzie już 48. O w ostatnich latach już kilkanaście. Wyjątkowo łagodny był rok 2020, kiedy miejscami odnotowano tylko 3-4 mroźne dni.
- Czytaj również: Rekord temperatury w 183 miejscach. Co to oznacza?
Trzeba liczyć na arktyczną anomalię
Dziś, żeby mieć normalną zimę, musimy liczyć… na zmiany klimatyczne w Arktyce. Polegają one rozpadzie wiru polarnego. Coraz intensywniejsze topnienie czapy polarnej, szczególnie na Morzu Barentsa, Karskim oraz wokół Svalbardu, przekłada się na wzrost temperatur atmosfery nad tymi akwenami. To daje impuls do rozbicia wiru polarnego – wielkiego układu cyklonalnego, który więzi zimne powietrze w Arktyce. Kiedy wir polarny się rozpada, mówiąc wprost, uwalniane jest mroźne powietrze. Masy mroźnego spadają z impetem nad umiarkowane szerokości geograficzne, wywołując nierzadko ciężką zimę. Globalne ocieplenie to nie tylko wzrost temperatur, to także wielkie skrajności pogodowe. Wcale nie jest powiedziane, że u nas nie będzie zimy w tym roku.
Brak mrozu i śniegu, to nie tylko problem z lepieniem bałwana
Wielu tęskni dziś za normalną zimą. Często są to ci, którzy miło wspominają swoje dzieciństwo. Jazdy na sankach, kulig, lepienie bałwanów. Dziś jest to wspomnienie i luksus dostępny przez raptem kilka dni w roku. To jednak nie tylko problem miłośników rekreacji na świeżym powietrzu i dzieci. To szeroki problem dla przyrody i rolnictwa. Nasze środowisko naturalne jest przystosowane do czterech pór roku, a nie dwóch, jak na południu Europy.
Brak śniegu odczuwają lasy, szczególnie świerki
Nasza przyroda, w tym właśnie ekosystem leśny wyewoluowały w klimacie, w którym występuje zima. Śnieg i mróz są niezbędne. Jeśli zabraknie śniegu i mrozu, środowisko czekają duże zmiany. Śnieg z powodu swojego albedo obniża temperaturę dolnej warstwy atmosfery, sprawia, że jest jeszcze zimniej. Gatunkiem wymagającym zimowych temperatur jest świerk pospolity (Picea abies).
To drzewo jest jednym podstawowych gatunków lasotwórczych w Karpatach i Sudetach oraz na rozległych obszarach północno-wschodniej Polski. Głównym zabójcą wbrew pozorom nie jest wcale osławiony kornik, choć pasożyt ten ma ogromny wpływ na stan lasów świerkowych. Wyzwaniem jest właśnie klimat. Mimo iż świerk jest okazałym drzewem, ma płytki system korzeniowy, a więc ograniczoną zdolność do pobierania wody z gleby. Suche, bezśnieżne zimy są dla nich groźne tak samo, jak letnie susze i wysokie temperatury. Ich piętą achillesową w obliczu globalnego ocieplenia są ich zielone igły. Zimozielone drzewa takie jak świerki wymagają wody przez cały rok, także zimą. Brak wody to dla nich susza fizjologiczna. Doświadczone brakiem wody drzewa po prostu usychają.
Klimat się ociepla, więc istnieje ryzyko, że w Sudetach czy Karpatach przestanie kiedyś być mroźno i śnieżnie. Świerk zacznie zanikać, a co za tym idzie znikać zaczną wysokogórskie bory świerkowe. Bez nich nie będzie ochrony gleb. W takiej sytuacji wiatry i ulewne deszcze zlikwidują cienką, z trudem wytworzoną warstwę gleby. Bez gleby wymarły świerk nie zostanie zastąpiony przez „wspinające” się z dołu wraz z ociepleniem, inne gatunki drzew. Polskie góry staną się bezleśne i nagie, a to spotęguje kolejny problem, jaki dziś obserwujemy – susza.
Brak śniegu – brak wody
Drzewa zatrzymają wodę. Pozbawione drzew polskie góry przestaną pełnić funkcję rezerwuaru, zasilającego ziemię wodą pochodzącą właśnie z topniejącego wiosną śniegu. Z kolei letnie burze będą wywoływać lokalne powodzie błyskawiczne.
Problem braku śniegu rozleje się na całą Polskę, i nie ograniczy się tylko do świerków. To zresztą już teraz widać, co ilustrują poniższe zdjęcia:
Te zdjęcia pokazują skutki braku śniegu zimą. Problem, jak widać dotyczy sosen czy brzóz. Nawet jeśli zima jest deszczowa, to niewiele to pomaga, kiedy przychodzi suchy marzec czy kwiecień. Mamy do czynienia z wielką zmianą w kształtowaniu relacji między składowymi bilansu wodnego. Śnieg jest bowiem w zimie tym, czym regularne deszcze wiosną i latem: wiosną stopniowo rozmarzając, dostarcza on przyrodzie wody. Odpowiednio duża ilość śniegu, która powinna leżeć pod koniec lutego, wolno się topi, tym samym sprzyja równomiernemu gromadzeniu się zasobów wody w glebie.
„Deszcz będzie bardzo szybko z ekosystemu leśnego odprowadzany – po prostu odpłynie”, wyjaśnia prof. Stanisław Małek z Uniwersytetu Rolniczego im. Hugona Kołłątaja w Krakowie. „To wiosną ekosystemy leśne potrzebują wody oraz składników pokarmowych do procesów wzrostowych, m.in. w drzewostanach i w odnowieniach. Po deszczowej zimie lub zimie z wieloma głębokimi odwilżami nie powstanie zapas wody, zatem na wiosnę pojawi się deficyt wodny. To jest kluczowe zjawisko, nad którym należy się poważnie zastanowić”, tłumaczy prof. Małek.
Problem dla rolnictwa
Brak zimy oznaczający niedobry wody, to nie tylko problem lasów. Wielu ludzi, szczególnie z wielkich miast nie zwraca na to uwagi. Ale z pewnością mogą zwrócić uwagę na ceny chleba czy ziemniaków. Susze i brak normalnej zimy uderzają w rolnictwo, powodują zmniejszanie plonów. Skoro plony spadają, spada też podaż – rosną ceny żywności.
Pokrywa śnieżna kształtuje wodne i termiczne stosunki w glebie. Podobnie jak w przypadku lasów, tak samo w przypadku upraw rolnych topniejący śnieg sprzyja równomiernemu odkładaniu się wody w glebie. Jest to szczególnie ważne, kiedy marzec wypada jako ciepły i suchy. Jednak to nie tylko kwestia wody odrywa tu rolę. Śnieg ma niskie przewodnictwo cieplne, działa jak pierzyna chroniąca przed zimnem. Zapobiega przemarzaniu roślin, łagodzi także wahania temperatury w ich otoczeniu oraz chroni przed wiatrem. Jest to szczególnie istotne w przypadku ozimin.
Bezśnieżne, ale mroźne zimy są szkodliwe dla roślinności. A takie zimy w ostatnich latach też występowały. Często właśnie pod koniec lutego i w marcu, na skutek rozpadu wiru polarnego w Arktyce. Mroźne powietrze płynące znad Syberii jest suche i nie przynosi opadów śniegu. Brak naturalnej izolacji w postaci pokrywy śnieżnej niesie za sobą ryzyko uszkodzenia części nadziemnych roślin. W takiej sytuacji uszkodzone rośliny wolniej się rozwijają oraz wydają gorszy plon. W skrajnych przypadkach oziminy zamierają i rolnicy zmuszeni są do zaorania całej plantacji, a to oznacza straty.
Jak więc widać, brak zimy w zimie, to nie tylko problem dzieci, narciarzy czy górskich pensjonatów. To problem przyrody, który dotyka i nas, bo jesteśmy jej częścią.
–
Zdjęcie: Pavel_Klimenko/Shutterstock