Teoretycznie Unia Europejska posłuchała naukowców. W praktyce zastosowała kreatywną księgowość, która może zaszkodzić jej gospodarce. Nowy cel klimatyczny na 2040 rok zakłada redukcję emisji gazów cieplarnianych o 90 proc., jednak część tej redukcji ma być osiągnięta nie w samej Europie, lecz poprzez zakup tzw. kredytów węglowych poza wspólnotą. Eksperci ostrzegają, że takie rozwiązanie może opóźnić realną transformację i osłabić konkurencyjność unijnej gospodarki.
Jak niedawno pisaliśmy na SmogLabie, unijne opłaty za emisje CO2 w sektorze transportu i budownictwa zostały przesunięte z 2027 na 2028 r. To jeden z rezultatów negocjacji europejskich ministrów środowiska, które rząd Polski przedstawił jako sukces.
Nie było to jednak ani najważniejsze ustalenie, ani najważniejsza zmiana, na którą się zgodzono. Kluczowym ustaleniem jest bowiem kompromis w sprawie unijnego celu klimatycznego na rok 2040.
Najważniejszy kompromis dotyczy uzgodnienia prawnie obowiązującego celu klimatycznego na 2040 r. Zgodzono się, że emisje gazów cieplarnianych mają spaść do tego czasu o 90 proc. (względem roku 1990).
Polska przeciw celowi UE, decyzja tuż przed COP30
Rzutem na taśmę, kilka dni przed rozpoczęciem szczytu klimatycznego COP30, prawo to poparło 21 z 27 państw. Przeciwne były tylko kraje z Grupy Wyszehradzkiej, a więc Słowacja, Czechy, Węgry i Polska. „W obecnych warunkach gospodarczych i geopolitycznych cel w takiej wysokości jest niemożliwy do realizacji” – tłumaczy w komunikacie ministerstwo klimatu i środowiska.
Dodano również, że Polsce udało się zagwarantować kluczowe zapisy, które zapewniają możliwość rewizji celu w przyszłości oraz elastyczne warunki jego wdrażania. „Jeśli z czasem okaże się, że przyjęty poziom ambicji jest zbyt wysoki do osiągnięcia, lub jego realizacja prowadzi do negatywnych skutków dla gospodarki i obywateli, zostanie on zrewidowany w dół” – tłumaczy resort.
Dzięki temu cel na 2040 r. ma mieć „charakter aspiracyjny, a nie sztywny”. „Cel jest ten sam, chcemy neutralności, ale osiągniętej inną ścieżką. Polityka klimatyczna ma służyć ludziom, być budowana w oparciu o polską gospodarkę i europejskie technologie.” – przekonuje resort.
Podobnie przedstawia to Komisja Europejska. „Musimy zadbać o to, aby – i to jest sedno sprawy – klimat, konkurencyjność i niezależność szły w parze. Wszystkie trzy elementy są niezbędne. Jednak w przyszłości musimy zadbać o to, aby wszystkie one były realizowane, a nie jeden kosztem drugiego” – przekonuje Wopke Hoekstra, unijny komisarz ds. polityki klimatycznej.
5 proc. poza UE
Najważniejszy i najbardziej kontrowersyjny zapis już teraz zapewniający dużą elastyczność dotyczy tzw. kredytów węglowych. Taka kompensacja oznacza, że unijne kraje mogą zapłacić państwu spoza wspólnoty np. za sadzenie drzew i ochronę cennych lasów. Ograniczenia emisji CO2 zagranicą pozwoli więc, by w kraju wyemitować więcej.
Za pośrednictwem takich kredytów UE może skompensować 5 proc. emisji. Jak podaje agencja AFP, po rewizjach w przyszłości możliwe będzie zwiększenie kompensacji o dodatkowe 5 proc.
MKiŚ podkreśla, że to zapis, o który walczył nasz kraj. „Na wniosek Polski zwiększono wykorzystanie międzynarodowych jednostek redukcji z 3 proc. do 5 proc.” – informuje ministerstwo.
„To ważna elastyczność, która pozwoli państwom członkowskim obniżyć koszty realizacji celu klimatycznego, ponieważ międzynarodowe jednostki redukcji są znacząco tańsze niż jednostki EU ETS. Rozwiązanie to otwiera też dodatkowe możliwości do promocji eksportu unijnych (w tym polskich) innowacyjnych, niskoemisyjnych technologii poza UE” – dodaje resort.
- Czytaj także: Eksperci: ETS2 nie został zablokowany. To tylko korekty
Kosztem Europy
W ostatnich kilku latach pojawiło się jednak pełno raportów, badań i dziennikarskich śledztw obnażających słabość „kredytów węglowych”. W przypadku nawet najbardziej renomowanych organizacji działających na tym polu nawet 90 proc. „offsetów” okazywała się bezwartościowa. Można więc uznać, że jest to próba odwlekania transformacji za pomocą kreatywnej księgowości.
Nie chodzi jednak tylko o jakość „kredytów węglowych”, ale i konsekwencje, jakie to niesie dla europejskiej gospodarki.
„Włączenie międzynarodowych uprawnień do emisji dwutlenku węgla grozi przekierowaniem inwestycji, które mogłyby przyspieszyć transformację przemysłową Europy. Do tego proponowana klauzula rewizji i potencjalne dodatkowe elastyczności mogą zagrozić stabilności, której przedsiębiorstwa potrzebują, aby inwestować w przyszłość UE” – komentuje Ursula Woodburn, dyrektorka Corporate Leaders Group Europe (zrzesza europejskie biznesy wspierające ambitną politykę klimatyczną).
Polski nie stać, by nie robić
Zwolenników szybkiej transformacji skoncentrowanej na wykorzystaniu europejskiego – i polskiego – potencjału jest też Marcin Popkiewicz, ekspert ds. transformacji energetycznej i badacz megatrendów.
„Czy stać nas, żeby to zrobić? Nie stać nas na to, żeby tego NIE zrobić” – pisze Popkiewicz w swej ostatniej książce „Zrozumieć transformację energetyczną”. I dodaje w niej bez ogródek: „Scenariusz Biznes-jak-zwykle dla Polski mógłby rekomendować tylko socjopata, idiota, lobbysta związany z przemysłem paliw kopalnych albo agent Kremla. A w najłagodniejszej wersji – osoba, która kompletnie nie czai tematu.”
W rozmowie ze SmogLabem tłumaczy zaś, że rozsądnie przeprowadzona transformacja energetyczna to inwestycja, która zwróci się w nawet w dekadę. „Właśnie tak to trzeba postrzegać. To nie wydatki, tylko inwestycje o atrakcyjnej stopie zwrotu: i to zarówno pod kątem finansowym, jak i gospodarczym, społecznym czy geopolitycznym” – tłumaczy ekspert.
Popkiewicz wyjaśnia, że dzięki termomodernizacji zyskamy budynki zużywające znacznie mniej energii, dużo zdrowsze i wygodniejsze dla mieszkańców. Z kolei rozwój miast na wzór Kopenhagi poprawi naszą jakość życia, a przejście na odnawialne źródła energii zwiększy bezpieczeństwo energetyczne i obniży rachunki za prąd.
„Mówimy więc o wielkim programie infrastrukturalnym, który nakręca koniunkturę, zapewnia trwałe miejsca pracy oraz rynek dla innowacyjnych firm. Z kolei trzymanie się dotychczasowego modelu to w większości po prostu koszty” – komentuje ekspert.
Strategiczny interes Europy
Warto przy tym zaznaczyć, że punktem wyjścia do przyjęcia celu na 2040 r. były zalecenia powołanej przez UE niezależnej Europejskiej Rady Naukowej ds. Zmiany Klimatu. Złożona z naukowców grupa ekspertów uznała, że optymalnym celem jest ograniczenie emisji o 90-95 proc.
Teoretycznie UE wsłuchała się więc w głos nauki. Ale tylko teoretycznie, bo Rada postulowała, aby ograniczenia te osiągnięto bezpośrednio w UE. Argumentowała, że to nie tylko wykonalne, ale i korzystne dla gospodarki.
„Cel redukcji emisji o 90–95 proc. do 2040 roku jest osiągalny i leży w strategicznym interesie Europy. Musimy ograniczyć naszą zależność od paliw kopalnych – technologie już istnieją. Opóźnianie działań lub opieranie się na zagranicznych jednostkach redukcji emisji grozi utratą szansy na modernizację gospodarki, tworzenie nowych miejsc pracy i umacnianie europejskiej pozycji w sektorze czystych technologii” – tłumaczyła w czerwcu prof. Jette Bredahl Jacobsen, wiceprzewodnicząca Rady.
Jak pada, to zostaję
„Konkurencyjność klimatyczna i niezależność energetyczna Europy nie zostaną zapewnione poprzez wahania lub outsourcing. Pozostawienie otwartej furtki do rewizji środków klimatycznych stwarza niepewność dla przedsiębiorstw, które potrzebują długoterminowego bezpieczeństwa inwestycyjnego” – twierdzi Stientje van Veldhoven, wiceprezes i dyrektor regionalny na Europę w Światowym Instytucie Zasobów.
Elastyczne podejście oparte na „kredytach węglowych” niezwykle obrazowo przedstawia Thomas Gelin z Greenpeace. „To tak, jakby obiecać przebiegnięcie maratonu, trenując tylko 10 kilometrów, pokonując ostatni kilometr autobusem i zastrzegając sobie prawo do pozostania w domu, jeśli będzie padać” – podsumowuje w rozmowie z AFP.
Głupotą byłoby…
Unijny komisarz ds. polityki klimatycznej zwraca jednak uwagę, że UE „utrzymuje kurs”, ale zmiana w sposobie dojścia do niego była niezbędna. „Głupotą byłoby stosowanie recept z przeszłości. Stoimy w obliczu ogromnych zmian, więc musimy się do nich dostosować” – powiedział Hoekstra „Politico”.
Laurence Tubiana, szefowa Europejskiej Fundacji Klimatycznej, zwraca zaś uwagę, że nawet z zapisami o elastyczności cel UE na 2040 r. pozostaje w zgodzie z planem osiągnięcia neutralności klimatycznej do 2050 r. Wyzwanie stanowi wdrożenie polityk i inwestycji niezbędnych do jego zrealizowania.
„Europa musi teraz zachować zimną krew i zaangażować się w globalną transformację, która już teraz zmienia kształt światowej gospodarki” – podsumowuje Tubiana.
Warto dodać, że ustalenia unijnych państw nie są definitywne. Jeszcze w listopadzie pochyli się nad nimi Parlament Europejski, który może zaproponować własne poprawki.
–
Zdjęcie tytułowe: shutterstock/daily_creativity



















