Podkarpacie i zachodnia Małopolska wciąż liczą straty po powodzi, a grupa parlamentarzystów wspólnie z WWF proponuje uchwalenie nowego prawa wodnego. Przedstawiony przez nich projekt ustawy to zwrot o 180 stopni w stosunku do obowiązujących dziś rozwiązań. Na pierwszym miejscu ma znaleźć się natura. Jeśli się do niej dostosujemy, nie będzie problemu z powodziami i suszą – przekonuje dr Przemysław Nawrocki z Wydziału Biologii Uniwersytetu Gdańskiego, ekspert WWF.
Projekt przygotowany przez WWF wspólnie z grupą posłów i posłanek Lewicy stawia na głowie polską politykę wobec rzek. Twórcy dokumentu chcą przede wszystkim zrezygnować z ich regulacji, inwestycji w tamy i urządzenia wodne. Ma to chronić Polskę przed suszą i powodziami.
Czytaj także: Rząd chce wpuścić w kanał polskie rzeki, a przy okazji nas wszystkich
Według twórców projektu nowego prawa wodnego nie należy ufać betonowi, często używanemu przy regulacji. Twierdzą, że stosowanie go jest nieskuteczne, a czasem nawet szkodliwe.
Przede wszystkim: zaufać naturze
Czego WWF i Lewica chcą dla polskich rzek? Przede wszystkim oddają im prawo do przepływu zgodnie z naturą. Temu podporządkowany jest każdy z punktów projektu. Nurt ma być spowalniany, a niesprawne zdaniem projektodawców urządzenia wodne likwidowane. Jedną z najważniejszych propozycji jest renaturyzacja krajobrazu. Według projektu betonowe brzegi powinny znowu zarosnąć – chociaż dziś to scenariusz trudny do wyobrażenia.
– Polityką wobec rzek zajmują się dziś głównie inżynierowie, których kiedyś ktoś nauczył, że trzeba je regulować i utrzymywać w dobrym stanie technicznym, bez konieczności troszczenia się o ochronę środowiska – mówi dr Przemysław Nawrocki z Fundacji WWF Polska, jeden ze współautorów projektu ustawy.
Jak zaznacza Nawrocki, wśród rządzących i zarządzających polskimi rzekami wygrywa na razie przestarzały sposób myślenia oparty na rozwiązaniach technicznych, które, jak pokazały lata doświadczeń, nie chronią skutecznie mieszkańców terenów nadrzecznych. Tych z najbardziej narażonych na powódź miejsc należałoby – według działacza – przenieść w inne, bezpieczniejsze tereny:
– Należy to jednak zrobić tak, by mieli pełne poczucie, że zamieniają zagrożony dom nie tylko na bezpieczny, ale także lepszy. W niektórych miejscach woda wezbranych rzek musi przejść szybko, na przykład przez tereny gęsto zabudowane. Musi także mieć gdzie się wylać, nie czyniąc szkód. Trzeba rzekom zostawić więcej miejsca – oddać im odebrane tereny zalewowe wszędzie, gdzie to jest możliwe. To tańsze niż powtarzająca się odbudowa niszczonych przez wodę urządzeń regulacyjnych w korytach rzek i przerwanych wałów przeciwpowodziowych oraz wydawanie ogromnych środków na ochronę pojedynczych domów, znajdujących się w pobliżu wałów.
Regulacja rzek groźna dla zwierząt
Po roku 2004, jak mówi Nawrocki, rządy wpompowały ogromne pieniądze w regulację oraz pogłębienie dziesiątków tysięcy kilometrów małych rzek. Paradoksalnie zwiększyły w ten sposób zagrożenie powodzią i suszą. Według niego, zamiast próbować za wszelką cenę ujarzmiać płynącą wodę, należy zarządzać ryzykiem powodzi i suszy, współpracując z rzekami. Ma to pomóc również faunie i florze, które przez regulację rzek wymiera.
Ustawa w proponowanym brzmieniu ma o wiele skuteczniej chronić ryby. Jej autorzy chcą odejścia od budowania spiętrzeń na trasach ich migracji i wprowadzenia zakazu regulacji wód na odcinkach tarła i rybich siedlisk. Warunki rozwoju rzecznej przyrody mają poprawić się również dzięki zakazowi poboru piasku i żwiru.
Twórcy nowego projektu wytykają władzy, że nie dopasowuje prawa wodnego do polityki klimatycznej. Postulują też wykreślenie z ustawy artykułu 402, który wyłącza uczestnictwo organizacji społecznych w postępowaniach dotyczących wydawania zgód wodnoprawnych. O projekcie mają teraz rozmawiać parlamentarzyści, którzy zdecydują o jego dalszych losach.
Źródło zdjęcia: goran_safarek / Shutterstock