– Poinformowano mnie, że można już kupić pellet za 1600, 1800 zł – mówił Mateusz Morawiecki z sejmowej mównicy 22 lipca. Postanowiliśmy kupić pellet w cenie z wystąpienia premiera.
– Część opozycji daje się nabierać na politykę Putina. Właśnie dlatego chcę powiedzieć, że i tak nic z tego. Nie dacie rady wstrząsnąć podstawami naszego państwa – grzmiał w kierunku swoich oponentów Morawiecki. Następnie premier dziękował Polakom, którzy nie dali się nabrać „na strach, chaos i panikę, które chce wywołać Platforma Obywatelska”. I przekonywał, że pellet można kupić w korzystnych cenach.
Co prawda premier nie sprecyzował, o jaką ilość opału chodzi oraz czy posługuje się cenami brutto czy netto. Jednak nie posądzamy premiera o to, że chciał wprowadzić rodaków w błąd – zakładamy, że standardowo chodziło o cenę brutto za tonę. Tak, jak zawsze podczas publicznej debaty o cenach opału.
Postanowiliśmy więc kupić pellet w cenie podanej przez premiera. Dzwonimy do jednej z małopolskich firm oferujących pellet z pytaniem o cenę. – Na ten moment to 2100 złotych, jednak aktualnie nie mamy go na stanie. Przyjmujemy zapisy na odbiór w październiku – słyszymy w odpowiedzi. Pytam, czy sprzedawca ma wskazówki, gdzie szukać pelletu nieco taniej, za kwotę, którą rzucił premier.
– Życzę powodzenia. Jesteśmy producentem więc no, może być ciężko znaleźć taniej – odpowiada uprzejma pani z wyraźnym uśmiechem.
„1600, ale za pół tony”
– Tak proszę pana, jest taka cena, tylko, że netto. U nas aktualnie za tonę trzeba zapłacić 2200 złotych i pellet dostępny jest od ręki. Chociaż nie. Już nawet tych za te 1600 netto to na fabryce nie dostaniemy. Co tu dużo mówić, nie ma takiej ceny. Jaja sobie robią z ludzi – słyszymy w hurtowni pelletu pod Nowym Sączem. Tam przynajmniej pellet dostępny jest „z ulicy”.
Nieco taniej jest pod stolicą. Najkorzystniejsza oferta, którą znaleźliśmy to 2 tys. brutto za tonę. Z kolei w województwie lubuskim cena bezpośrednio u producenta to nawet 2749 zł. – Pelletu brakuje od miesięcy. Popyt wielokrotnie przewyższa podaż. Są reglamentacje, bo każdy z hurtowników chciałby kupić więcej niż otrzymują. Co będzie dalej? Nie wiem – mówi nam jeden ze sprzedawców, który dodaje: – Tak pellet może być za 1600 złotych, ale za pół tony. Może o to chodziło premierowi – zastanawia się hurtownik.
Sprawdzamy ceny także nad morzem. – Na ten moment 2000, ale zamówienia będziemy przyjmować dopiero w połowie sierpnia. Wtedy ta cena będzie już nierealna. Mogę powiedzieć, że będzie to raczej 2300. Znów pytamy o cenę rzuconą z sejmowej mównicy przez szefa rządu. – Jak pan premier dopłaci ze swojej kieszeni to tak. Niech się pan zastanowi. Wszystko podnoszą do góry, opłaty, ceny energii – za co my mamy rachunki płacić? Bzdury opowiada pan premier – mówi nam rozgoryczona sprzedawczyni.
Fot. Press Media PL/Shutterstock.