Chmary komarów to nie plaga, ale normalny cykl związany z wilgotnym początkiem lata. Komary w naszym klimacie w zasadzie nie przenoszą chorób, nie zarażą nas koronawirusem, a jedynie uprzykrzają życie. Najlepszą strategią walki z komarzycami jest choćby umożliwienie żabom dostępu do oczek wodnych – wylicza zoolog prof. Piotr Tryjanowski.
Prof. Tryjanowski przyznaje, że w tym roku komarów rzeczywiście jest więcej, niż w latach ubiegłych, a ma to związek z wilgotnym początkiem lata. Jednak wyklucza ich plagę.
„Trwa +wyścig zbrojeń+ pomiędzy nami, a pasożytem, jakim niewątpliwie są komary. My opracowujemy repelenty, a komary uodparniają się na nie, podobnie jak bakterie na antybiotyki. Nie ma jednak czego się obawiać. Nie ma żadnych dowodów na to, żeby komary mogły przenosić wirusy takie jak SARS-CoV-2, w naszym klimacie komar w ogóle nie przenosi poważnych chorób” – uspokaja naukowiec.
Czytaj także: „Ich zanikanie budzi we mnie grozę i przygnębienie”
Komarów najwięcej jest w lipcu, z ich zwiększoną aktywnością należy liczyć się do sierpnia.
„Nauka dała nam do dyspozycji wszelkie repelenty, czyli środki ochrony przed komarami. Możemy stosować też naturalne olejki eteryczne pochodzące z mięty czy lawendy. Trudno jednak oczekiwać od nauki sposobu na całkowite pozbycie się komarów ze środowiska. Aby zmniejszyć populacje komarów, powinniśmy dbać o to, aby miały one swoich naturalnych wrogów w naturze” – tłumaczy zoolog.
Ich latającymi wrogami są głównie jerzyki. W połowie sierpnia jerzyki zbierają się do odlotu, szukać owadów, których w Europie do wiosny będzie im brakowało. Jeden jerzyk, jaskółka, a wśród ssaków otoczony złą sławą nietoperz, w ciągu zaledwie jednego dnia zjada kilkadziesiąt tysięcy owadów, głównie komarów, meszek czy much.
Na Uniwersytecie Przyrodniczym w Poznaniu, gdzie prof. Tryjanowski kieruje Instytutem Zoologii, prowadzone są eksperymenty, mające określić rolę płazów w zwalczaniu komarów w miastach. Naukowcy wykazali, że najskuteczniejsi w regulowaniu populacji komarów są ich naturalni wrogowie: płazy – czyli żaby, traszki i ropuchy, wśród ssaków – nietoperze i oczywiście ptaki: głównie jaskółki i jerzyki. Przeceniona jest natomiast rola ryb, którymi zapełnia się zbiorniki wodne w celu zwalczania komarów.
Przypomina, że komary to nie tylko gryzące nas dorosłe komarzyce. Larwy rozwijają się wiosną i wczesnym latem w małych płytkich zbiornikach, a nawet w porzuconych oponach lub fragmentach wyrzuconych plastikowych tworzyw, które wypełniają się wodą. Aby ograniczyć rozwój komarów możemy – zgodnie z radą naukowca – przestać śmiecić oraz zadbać o obecność w przyrodzie żab i ropuch.
„W przydomowych ogrodach mamy oczka wodne, ale wpuszczanie tam jedynie złotych karasi jest błędem. Same ryby nie poradzą sobie z larwami komarów lepiej, niż poradziłby sobie z nimi płazy. Niestety te ryby, które pływają w oczkach wodnych, redukują liczbę płazów w okolicy, zjadając również ich larwy. Dodatkowo ludzie pozbywają się żab i ropuch z okolicy swoich domów” – mówi prof. Tryjanowski. Profesor zachęca do takiego tworzenia oczek wodnych, by były atrakcyjne dla płazów.
Wiele miast stosuje zarybianie jako podstawę ekologicznych strategii walki z komarami. Zdaniem naukowców, głównie herpetologów, czyli znawców płazów, to duży problem. Dlatego badacze z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu od trzech lat sprawdzają, ile larw i postaci dorosłych (imago) owadów potrafią zjeść żaby i ropuchy. „Eksperymenty komarowe” prowadzone są w specjalnie założonych zbiornikach wodnych na terenie uczelni.
Zdaniem profesora, warto sprzymierzyć się z płazami w „odwiecznej walce” z komarami. A tym samym zaufać naturalnym mechanizmom.
PAP – Nauka w Polsce, Karolina Duszczyk