Komisja Europejska przedstawiła plan na czysty i konkurencyjny przemysł w UE. Ostateczne dokumenty nie odbiegają od wcześniejszych przecieków, więc dużego zaskoczenia też nie ma. Eksperci wskazują, kto zyska, a kto może mieć kłopoty, co dalej z dekarbonizacją, elektryfikacją i czemu wciąż idziemy w gaz.
KE ogłosiła w środę Czysty Ład Przemysłowy (Clean Industrial Deal) – biznesowy plan Unii Europejskiej na – jak mówiła wiceszefowa KE Teresa Ribera – wzmocnienie konkurencyjności i odporności wspólnotowego przemysłu. Pakiet składa się z kilku aktów prawnych, a najważniejszymi dokumentami towarzyszącymi CID są: Plan działania na rzecz energii dostępnej cenowo (Action Plan for Affordable Energy) oraz Omnibus – ujednolicający i upraszczający prawo w zakresie raportowania zrównoważonego rozwoju.
Komisarze, którzy prezentowali poszczególne elementy pakietu, podkreślali wagę walki ze zmianami klimatu, utrzymanie celów redukcji emisji (do 90 proc. do 2040 r.), cyrkularności, ale też odporności gospodarki i uniezależnienia się od dostaw paliw kopalnych z Rosji.
Clean Industrial Deal. Komisja stawia na dwie grupy podmiotów
Według Witolda Strzeleckiego, szefa Business & Science Poland Clean Industrial Deal trafnie diagnozuje wyzwania, z jakimi mierzy się europejska gospodarka, w tym narastające napięcia geopolityczne, powolny wzrost gospodarczy czy konkurencja technologiczna. – Słusznie zakłada również, że drogą do wyjścia z obecnej sytuacji jest połączenie polityki klimatycznej i gospodarczej w ramach jednej nadrzędnej, unijnej strategii wzrostu – ekspert.
Dodaje, że zapowiadane rozwiązania mogą wpłynąć pozytywnie na przyszłość europejskiej gospodarki i jej konkurencyjność, jeśli ostateczny kształt i sposób implementacji narzędzi będzie odpowiadał na realne potrzeby. – W konkluzjach dokumentu Komisja zdaje się rozumieć to wyzwanie, zaznaczając, że sukces planu będzie wymagał stałego monitoringu procesu jego wprowadzenia w życie, mierzenia efektów, jak również dialogu z interesariuszami. Ten ostatni punkt jest tutaj kluczowy, gdyż nikt nie jest lepiej przygotowany do oceny proponowanych rozwiązań legislacyjnych niż podmioty, które są lub będą nimi bezpośrednio dotknięte – podkreśla Strzelecki.
Jak zauważa Sonia Buchholtz, Dyrektorka Programów Finansowania Transformacji oraz Przemysł w Forum Energii KE wyraźnie stawia na dwie grupy podmiotów: przemysł wysoko energochłonny i clean-tech. – Dla producentów stali, cementu czy szkła to dobra wiadomość, bo ich problemy i strategiczna rola zostały dostrzeżone. Natomiast oznacza to pominięcie przemysłów nisko energochłonnych, a one też wymagają dekarbonizacji i tu krajowe rządy, w tym Polski, będą musiały się z tym zmierzyć – mówi ekspertka.
Dodaje, że w kwestii rozwoju technologii nisko- i zeroemisyjnych KE wiąże nadzieje z pojawieniem się w zamówieniach publicznych kryteriów pozacenowych (zeroemisyjność, odporność, cyrkularność, cyberbezpieczeństwo itp.). – Jako UE, mamy nabywać produkty wytworzone w Europie oraz kontrybuujące do dekarbonizacji, nawet jeśli przejściowo za wyższą cenę. Wprowadzenie tych zasad ma być dobrowolne na poziomie krajów członkowskich – zobaczymy, czy Polska zdecyduje się płacić trochę więcej w imię realizacji tych celów – mówi Buchholtz.
Z kolei Paweł Wiejski, starszy analityk ds. polityk publicznych w Instytucie Reform zauważa: – Dobrym prognostykiem dla rozwoju europejskiego przemysłu clean tech jest zapowiedź zwiększenia skali odzysku i ponownego wykorzystania metali ziem rzadkich. Pozwoli to Europie zmniejszyć zależność importu. Wątpliwości budzi jednak deklaracja o mobilizacji 100 miliardów euro na inwestycje w transformację przemysłu. Pieniądze mają pochodzić z istniejących funduszy unijnych, środków prywatnych i pomocy publicznej państw członkowskich. Może to jednak nie wystarczyć, a poleganie na pomocy publicznej faworyzuje firmy w najbogatszych krajach, co może zaburzać funkcjonowanie unijnego rynku.
Action Plan for Affordable Energy: co dalej z gazem?
Plan działania na rzecz energii dostępnej cenowo ma przeciwdziałać ubóstwu energetycznemu, ale i wysokim kosztom przedsiębiorstw. Zawiera m.in. sugestie zmian w opodatkowaniu, wsparcie dla OZE oraz szacowane ogólne oszczędności w wysokości 45 miliardów euro jeszcze w tym roku, stopniowo rosnące do 130 miliardów euro rocznych oszczędności do 2030 r. i 260 miliardów euro do 2040 r.
– Krótkookresowo obniżanie cen energii ma zostać przeniesione na poziom krajowy, poprzez lepsze zarządzenie podatkami i opłatami. Nasze analizy pokazują, że obecnie kraje ogromnie różnią się tym, kogo obciążają (przemysł czy gospodarstwa domowe), za co, i w jakim stopniu. Z pewnością jest tu przestrzeń do optymalizacji – uważa Sonia Buchholtz.
Marcin Korolec, prezes Instytutu Zielonej Gospodarki i Fundacji Promocji Pojazdów Elektrycznych tak komentuje ten pomysł: – To ciekawa propozycja, ale te podatki zasilają budżety narodowe. Komisja zdaje się być szczodra, ale nie ze swojej kieszeni – mówi. Drugi wątek, na który zwraca uwagę, to wezwanie KE do przyspieszenia na szczeblach państwowych procedur związanych z udzielaniem pozwoleń na inwestycje w energię odnawialną. – To wezwanie cieszy mnie o tyle, że w Polsce, od 10 lat, czyli od 2016 roku mamy całkowicie zablokowane inwestycje w turbiny wiatrowe na lądzie. Może więc ta część deregulacji przyspieszy modernizację polskiego miksu energetycznego i przyczyni się do obniżenia cen energii w Polsce – konkluduje ekspert.
Korolec odnosi się też do planowanych zmian w pomocy publicznej, tak by państwa członkowskie mogły subsydiować ceny wytwarzania energii elektrycznej z gazu. – Majstrowanie przy zasadach pomocy publicznej odbieram jako rozmontowywanie jednolitego rynku europejskiego – komentuje szef IZG. Przytacza też słowa szefa Międzynarodowej Agencji Energetycznej, który prognozuje duże spadki cen LNG już w przyszłym roku, spowodowane nadprodukcją i licznymi inwestycjami. – Jeśli mamy na horyzoncie obniżenie cen gazu LNG, to po co rozmontowywać istniejący rynek energii w Europie? – pyta ekspert.
Plan mówi też m.in. o wsparciu przez UE infrastruktury eksportowej gazu i strategii wspólnych zakupów. Sonia Buchholtz z Forum Energii zauważa: – Komisja wprost przyznaje, że gaz jest w naszym miksie energetycznym i zostanie w nim kolejne 15-20 lat. Z tej perspektywy trudno o jednoznaczną ocenę. Zgodnie z CID, inwestycje mają posłużyć szybkiemu obniżeniu cen energii i zastąpieniu gazu rosyjskiego. W praktyce najpewniej służą też łagodzeniu relacji handlowych z nową administracją USA. Europa w dużym stopniu korzysta z amerykańskiego gazu, więc trudno mówić o większej dywersyfikacji dostaw, co tworzy pewne ryzyka, m.in. zwiększa podatność na wahania cen, czego chcieliśmy uniknąć. Rozbudowa infrastruktury gazowej również może wywoływać efekt zapadki, czyli trwania przy gazie zamiast transformacji do rozwiązań nisko czy bezemisyjnych. Sama infrastruktura punktowa jest podatna na uszkodzenia, nie wspominając o kosztach inwestycji. Natomiast biorąc pod uwagę priorytet utrzymania konkurencyjności unijnego przemysłu, pozostaje otwarte pytanie, ile kosztowałyby alternatywne rozwiązania.
Marta Anczewska, starsza analityczka ds. polityki klimatyczno-energetycznej w Instytucie Reform ma jednak wątpliwości czy rozwiązania pakietu KE wejdą w życie na tyle szybko, by przynieść realne korzyści:- Proponowana rozbudowa sieci i zwiększenie transgranicznej wymiany energii wymagają czasu. W kontekście obniżania cen energii dla dużych odbiorców Komisja Europejska w dużej mierze powiela rozwiązania uzgodnione już rok temu przy reformie rynku energii. Chodzi m.in. o bodźce do zwiększenia liczby podpisywanych kontraktów bezpośrednich między wytwórcami OZE a biznesem (ang. PPA – Power Purchase Agreements – przyp. red.). Dziś zostały one uzupełnione o pilotażowy program gwarancji, współfinansowanych przez Europejski Bank Rozwoju, który ma za zadanie obniżyć koszty podpisywania takich umów.
Anczewska wskazuje, że dla Polski kluczowy jest zapowiadany pakiet wytycznych w zakresie taryf sieciowych, który ma zachęcić do zwiększania elastyczności sieci tj. redukowania szczytowego zapotrzebowania i obniżenia dzięki temu kosztów systemu energetycznego. – Biorąc pod uwagę wysoki udział kosztów sieciowych w rachunkach za energię, każda propozycja poprawienia tej struktury jest krokiem w dobrym kierunku – szczególnie w kontekście czekających Polskę w kolejnych latach zwiększonych wydatków na inwestycje w sieci – podsumowuje ekspertka.
Omnibus: 4/5 przedsiębiorstw wypadnie z raportowania ESG
Omnibus regulujący dyrektywy CSRD, CSDDD i taksonomię proponuje redukcję aż o 80 proc. liczby przedsiębiorstw, które miały być zobowiązane do raportowania ESG. Wymogi sprawozdawcze będą – według propozycji Komisji – dotyczyć teraz tylko przedsiębiorstw zatrudniających ponad 1000 pracowników albo z obrotem powyżej 50 mln euro, albo z sumą bilansową powyżej 25 mln euro. Wszystkie spółki zatrudniające do 1000 pracowników i osiągające obroty do 50 milionów euro będą poza zakresem CSRD.
– Propozycja Komisji dotycząca CSRD, CSDDD i taksonomii zmienia drastycznie rzeczywistość raportowania kwestii ESG. Rynek spodziewał się zmian, ale na pewno nie tak drastycznych – komentuje Aleksandra Majda, ekspertka Krajowej Izby Gospodarczej i Stowarzyszenia ESG Impact Network. – Czekano na „uproszczenie”, a mamy daleko idącą deregulację. Jest to woda na młyn firm, które sceptycznie podchodziły do kwestii zrównoważonego rozwoju, natomiast kij w szprychy tych, które zainwestowały siły i środki w zieloną transformację.
W ocenie Majdy, pozytywne są rozstrzygnięcia dla MŚP, które nie będą musiały wykazywać wielkiej liczby danych, będąc w łańcuchach dostaw oraz zapowiedź uproszczenia ESRS-ów, czyli standardów raportowania. Jak dodaje jednak, KE przeforsowała propozycje, które – jeśli przejdą – pozwolą firmom ignorować zdecydowaną większość problemów w ich łańcuchach dostaw i usuną konsekwencje zaniedbań korporacyjnych. – A przecież europejskie przedsiębiorstwa miały mieć przewagę konkurencyjną dzięki wyższym standardom, które teraz mogą zniknąć jako parametr konkurencyjności. Wycofanie przepisów, których niektóre europejskie przedsiębiorstwa nawet nie zaczęły stosować, byłoby lekkomyślne. Stawia w skrajnej niepewności prawnej kilkadziesiąt tysięcy firm dziś podlegających pod CSRD. Krytyce należy poddać sam proces legislacyjny prac nad tymi propozycjami, który nie obejmował szerokich konsultacji i był nietransparentny. Propozycje te są nieprzemyślane, wprowadzone w pośpiechu, bez oceny skutków, szerokich konsultacji i niejasnego trybu procedowania.
Czy to koniec ESG? – Miejmy nadzieję, że nie – mówi Aleksandra Majda. – Duże i odpowiedzialne firmy od dawna mają własne standardy współpracy z dostawcami, z których – miejmy nadzieję, nie zrezygnują. Mniejsze firmy należy zachęcać do dobrowolnego raportowania i uczyć je tego procesu. Ponadto wymogi raportowe pozostają w mocy dla instytucji finansowych, więc bank nadal może uzależniać finansowanie od zaawansowania w kwestiach zrównoważonego rozwoju.
–
Zdjęcie tytułowe: shutterstock/Fabrizio Maffei