Możecie być zaskoczeni, ale globalne ocieplenie nie spowoduje, że opady śniegu przejdą do historii. Śnieżnych dni będzie mniej, ale śnieżyce i będące ich konsekwencją zaspy śnieżne, czy problem zasypanych dróg nie znikną. Wilgotniejszy świat sprawi, że co jakiś czas będą zdarzać się opady śniegu o katastrofalnych skutkach. Nawet w Europie.
Jednocześnie śniegu i tak koniec końców będzie mniej. Do tego śnieżyce, tak jak ulewne deszcze latem, nie rozwiążą problemu niedoboru wody. Widać to na naszym przykładzie.
Idą śnieżyce… i nagła odwilż
W ostatnich latach pojawiły się badania traktujące o tym, jak ocieplający się klimat wpływa na opady śniegu. Zwykle w kontekście opadów śniegu mówi się, że będzie go mniej, zimy będą mniej śnieżne, bo po prostu będzie cieplej. To prawda, ale tym zmianom od pewnego czasu towarzyszy inne zjawisko, a mianowicie większa ilość śnieżyc na wysokich szerokościach geograficznych. I to się nie zmieni.
Do takiego wniosku doszli naukowcy z Dartmouth College, którzy zajęli się kwestią coraz większego deficytu śniegu w USA, mimo że kraj ten nawiedzają coraz większe opady śniegu. „Wiemy, że w miarę ocieplania się planety spodziewamy się ogólnie większej liczby opadów w północno-wschodnich Stanach Zjednoczonych i południowo-wschodniej Kanadzie” – powiedział główny autor badania Christopher McCray. „Ale zimą, ponieważ robi się coraz cieplej, spodziewamy się ogólnie coraz mniejszych opadów śniegu”.
To znaczy, że zimą mogą wystąpić w USA obfite opady śniegu, ale wiosną śnieg szybko zniknie. Ponadto będzie padał nieregularnie. Często będą zdarzały się gwałtowne odwilże, obejmujące praktycznie cały kraj, a nawet kontynent. Tak było na przełomie stycznia i lutego bieżącego roku. Pod koniec stycznia temperatura w Vancouver wzrosła do 14,3 st. C.
To nic, że Vancouver leży nad Oceanem Spokojnym. Padły rekordy ciepła i takie temperatury nie powinny tam występować. Tym bardziej, że nie tylko tam było tak ciepło. Ekstremalne temperatury nawiedziły Albertę; dzień później w Edmonton było 12,4 st. C. Było prawie 30 stopni cieplej, niż być powinno, bo zwykle o tej porze roku panuje tam kilkunastostopniowy mróz.
Z jednej skrajności w drugą, ale tak właśnie wygląda globalne ocieplenie
Globalne ocieplenie oznacza, że mamy do czynienia nie tylko z samym ociepleniem jako takim. To świat skrajności.
Prawie całe USA na początku lutego zostały kompletnie pozbawione śniegu. Powyższe zdjęcie satelitarne dostarczone przez NASA pokazuje, jak na początku lutego wyglądały północno-wschodnie stany USA. To niezwykłe, bo jeszcze w styczniu Amerykanie doświadczali tego, co bohaterowie filmu „Pojutrze”. Kraj nawiedziły śnieżyce, które objęły wiele północnych stanów. Najgorzej było na Środkowym Zachodzie, gdzie, w zależności od miejsca, spadło od 20 do ponad 30 cm śniegu w czasie krótszym, niż 24 godziny.
„Takiej pogody nie widzieliśmy od dawna” – napisał w mediach społecznościowych Departament Transportu w stanie Iowa, ostrzegając przed warunkami atmosferycznymi. Zaapelowano również o pozostanie w domach, jeżeli jest to możliwe. Nadeszły mrozy z temperaturami poniżej -30 st. C, które zabiły co najmniej 55 osób. Mamy więc tutaj dwa skrajne światy: wielkie śnieżyce, a następnie ściskający mróz, potem nagłą wiosnę z roztopami obejmującymi pół kontynentu.
… w Europie także
I to się nie zmieni, jak mówią naukowcy. Co więcej, śnieżyce staną się jeszcze intensywniejsze, choć w wielu miejscach, szczególnie w Europie będzie ich mniej. Ostatnie śnieżyce, jakie nawiedziły zachodnią i środkową część Europy, są tego dowodem. Mamy mało śniegu w ogólnym rozrachunku, ale czasem możne naprawdę solidnie nasypać. Przykładem jest przełom listopada i grudnia. Oczywiście w Ameryce jak to się mówi, wszystko jest wielkie. Także pogoda, której efekty nie wzmacnia tylko globalne ocieplenie, ale również uwarunkowania geograficzne. U nas jest inaczej, ale kilkunastocentymetrowy opad w ciągu kilku godzin jest w stanie wywrócić nasze życie do góry nogami.
To nie jest zdjęcie drogi pod Chicago, to zachodnie Niemcy. Pod koniec listopada zostały dosłownie sparaliżowane przez nagłe, intensywne opady śniegu. W pobliżu miasta Eltville am Rhein w zachodniej Hesji 100 osób ewakuowano z ich samochodów. Ludzie po prostu nie mogli jechać dalej, śniegu było zbyt dużo. „Sytuacja była nadzwyczajna. Drzewa przewracały się jak zapałki” – powiedział komendant okręgowej straży pożarnej Michael Ehresmann.
I tak samo, jak w przypadku USA przeszliśmy z jednej skrajności w drugą. W Szwecji na początku stycznia odnotowano rekordowo mroźne wartości, temperatura spadła do -43,6 st. C. Później temperatura wzrosła do 19,6 st. C. Było tam tak ciepło, jak latem. W wielu innych krajach Europy także występowały wysokie temperatury, w tym u nas. Na przełomie stycznia i lutego mieliśmy 8-10 st. C i noce bez mrozu. Oczywiście pokrywa śnieżna zniknęła niemal z całego kontynentu.
Badania pokazują, że będzie sypać mocniej, ale też rzadziej
W 2021 r. naukowcy opublikowali badania, które mówią o tym, że w miarę dalszego wzrostu temperatur śnieżyce nie znikną. Takie zdarzenia jak nagłe, paraliżujące transport opady śniegu, czy to w USA czy w Europie, będą się zdarzać. Jeśli chodzi o opady śniegu, globalne ocieplenie ma dwa przeciwstawne skutki: rosnąca wilgotność umożliwia intensywne opady śniegu, natomiast wyższe temperatury zmniejszają prawdopodobieństwo opadów śniegu.
Badania pokazują spore zmiany w ilości ekstremalnych opadów śniegu o wartości 99,9 percytyla – czyli zdarzeń o największej sile, jakie miały miejsce dotychczas w historii. W miarę wzrostu temperatur na Ziemi, w USA i w prawie całej Europie liczba wielkich śnieżyc będzie maleć. Wzrost temperatur będzie zmniejszał ilość tych incydentów, ale jednocześnie przewiduje się wzrost siły takich opadów. Przyczyną będzie wzrost ilości pary wodnej.
– Przede wszystkim wpływa na to fakt, że największe opady śniegu są w temperaturach bliskich zera. Im niższa temperatura, tym mniej pary wodnej w atmosferze, tym mniej opadu może powstać. Do tego dochodzą coraz cieplejsze oceany i coraz więcej pary wodnej w powietrzu, które może napływać nad chłodny ląd. Para wodna w takim powietrzu ulega kondensacji a opad wypada w postaci śniegu – tłumaczy zapytany przez SmogLab prof. Szymon Malinowski, fizyk atmosfery z UW, współautor książki „Nauka o klimacie”.
Jednocześnie śnieżyc będzie więcej na Dalekim Wschodzie, na północy Syberii. Dotychczas względnie suche ze względu na niskie temperatury zimy, staną się cieplejsze i wilgotniejsze, co zwiększy ilość, ale też i silę takich opadów. Jak przyznaje prof. Malinowski, śnieżyce w świecie cieplejszym o 2 st. C. nadal będą się u nas zdarzać.
Śnieżyce pomagają, ale nie wystarczą
Wspomniane śnieżyce w Europie robiły wrażenie. Także w Polsce sporo napadało – nawet na Nizinie Szczecińskiej, gdzie śniegu zazwyczaj jest najmniej. Mieliśmy całkiem sporo opadów śniegu, począwszy od końca listopada, co było zaskoczeniem. Były nawet śnieżyce. Jak teraz wygląda sytuacja wód gruntowych? To, co na powierzchni, widać, ale może to być łudzące. Co się dzieje kilka metrów niżej?
– Tak, to co dzieje się na powierzchni nie oddaje tego, co dzieje się głębiej. W zależności od składu gruntu zmienia się czas odtwarzania pierwszego poziomu wodonośnego – pierwsza warstwa wód podziemnych, która zależna jest od opadów i to jej dotyczy susza hydrogeologiczna. Ostatni mokry rok mieliśmy w 2017. Od tego czasu mamy albo lata suche, albo normalne, biorąc pod uwagę opady roczne. W połączeniu z niedostatkiem retencji i zwiększonym parowaniem (rosnące średnie temperatury w wyniku zmiany klimatu) szansa na odtwarzanie się zasobów podziemnych maleje, a chwilowy mokry okres nie cofa zbudowanego deficytu. Patrząc na dane Państwowego Instytutu Geologicznego – prognoza na luty – znacząco zmniejszy się obszar zagrożony niżówką hydrogeologiczną, więc na pewno mokra końcówka jesieni i zima sporo poprawiły sytuację – tłumaczy dr Sebastian Szklarek, ekohydrolog i założyciel portalu Świat Wody.
Jest więc lepiej, ale wiele zależy od tego, co przyniosą wiosna i lato.
– Wszystko zależy od tego jak będą się układały kolejne miesiące. Jak trafi nam się wiosna bardziej sucha i cieplejsza od normy wieloletniej, to końcówka wiosny pewnie będzie już sucha. Ostatnie miesiące na pewno zapewnią wodę na początek sezonu wegetacyjnego, o ile lokalnie nie będzie jej za dużo. Ten okres odbudowy zasobów wód podziemnych poprawił sytuację na tyle, że zabrał nam z kostki 1 (skrajna susza), więc prawdopodobieństwo suchej wiosny znacząco zmalało – dodaje dr Szklarek.
Warto dodać, że ekstremalne opady śniegu są jak ulewne deszcze latem. Nie poprawią znacząco sytuacji, jeśli śnieg szybko się roztopi, i większość wody roztopowej spłynie rzekami. Ważna jest tutaj nie tylko co ilość, ale regularność opadów, zarówno śniegu, jak i deszczu.
–
Zdjęcie tytułowe: Vsevolod33/Shutterstock