Czy jazda na rowerze służy zdrowiu? Pytanie może wydać się nieroztropne, ale w miastach takich jak Kraków czy Zakopane jest nie od rzeczy. Niebawem sprawa może się nieco rozjaśnić. Pojawiły się pierwsze wyniki skrojonego na pięć lat badania, które ma na celu ustalić, ile pożytku zdrowotnego przynosi poruszanie się na dwóch kółkach w skażonym środowisku. I czy przynosi go w ogóle.
Jazda na rowerze oraz inne formy wysiłku fizycznego zwiększają zapotrzebowanie na tlen – a zatem ilość wdychanego powietrza. Gdy organizm jest w stanie spoczynku, płuca „przerabiają” kilka litrów gazów atmosferycznych na minutę. Podczas wysiłku fizycznego ilość tę trzeba pomnożyć nawet kilkunastokrotnie. Niestety, powietrze powietrzu nierówne. W tym, którym oddychają mieszkańcy dużych, zanieczyszczonych miast i jeszcze bardziej zanieczyszczonych (przynajmniej zimą) górskich miasteczek południowej Polski, znajdują się niebezpieczne ilości substancji toksycznych.
Rowerzyści z czujnikami
Oczywiście skażone powietrze nie jest naszym lokalnym „delikatesem”. Doświadczają go również mieszkańcy zachodnich metropolii. Na przykład Nowego Jorku. To właśnie tam od dwóch lat prowadzone jest badanie, które ma pomóc ustalić, w jakim stopniu na zanieczyszczenia atmosferyczne narażeni są rowerzyści przemierzający codziennie ulice Wielkiego Jabłka. Jego autorami jest dwóch pracowników Columbia University: Darby Jack, adiunkt na wydziale zdrowia środowiskowego z uniwersyteckiej Mailman School of Public Health i Steven Chillrud, geochemik z Lamont-Doherty Earth Observatory.
W pilotowanym przez nich eksperymencie bierze obecnie udział czterdzieści osób. Ochotników udało się zwerbować dzięki komunikatom radiowym nadawanym przez nowojorską rozgłośnię WNYC. To jednak wciąż za mało – naukowcy zamierzają pozyskać co najmniej 150 dodatkowych ochotników. Wśród „wolontariuszy” jest m.in. Darby Jack, który przez pięć dni w tygodniu pokonuje na dwóch kółkach dystans 15 mil (ok. 24 km) z domu do pracy. Naukowiec wyposażony jest w zestaw czujników, rejestrujących ilość wdychanego przezeń powietrza oraz stężenie zanieczyszczeń (m.in. pyłu zawieszonego PM 2.5) wzdłuż trasy.
Gdzie lepiej, gdzie gorzej?
Pomiary mają potrwać jeszcze przez trzy lata, ale wstępne wyniki wskazują, że większość badanych rowerzystów podczas jazdy, zajmującej od 6 do 8 proc. czasu ich dziennej aktywności, wdycha nawet ponad 50 proc. dziennej „dawki” zanieczyszczeń. Okazuje się jednak, że jazda alejkami oddzielonymi od ruchu samochodowego rzędami zaparkowanych aut znacząco zmniejsza ilość wdychanych toksyn. Naukowcy ewidencjonują też smogowe „hot spoty” – miejsca, w których zanieczyszczenie utrzymuje się na niezmiennie wysokim poziomie, np. węzły komunikacyjne lub notorycznie zakorkowane drogi.
– Mamy nadzieję, że władze miasta wykorzystają nasze dane podczas projektowania ścieżek rowerowych, tak by umożliwiły one zminimalizowanie narażenia rowerzystów na szkodliwe związki – mówi Jack. Badacze zaznaczają, że narażenie oraz ryzyko zdrowotne może być nawet większe w przypadku osób cierpiących na choroby układu oddechowego i naczyniowego, a także dzieci i osób starszych. Wiele zależy od sprawności organizmu i wydolności oddechowej – gorzej mają ci, którzy częściej muszą „zaczerpywać” powietrza.
Byłoby miło, gdyby nowojorskie badanie zainspirowało analogiczne projekty również w polskich miastach. Mimo że ścieżek rowerowych nad Wisłą przybywa, to niektórymi z nich odechciewa się jeździć ze względu na smrodliwe towarzystwo emitentów spalin.
Fot.Thomas Hawk/Flickr.