Ostatnie miesiące przerwały złą passę związaną z suszą i niedoborami wody. Mieliśmy w miarę śnieżną i wilgotną zimę, a także wilgotną wiosnę. Niestety, jest to sytuacja tylko chwilowa, a już w drugiej połowie maja obserwujemy pierwsze oznaki świadczące, że susza w Polsce wystąpi ponownie. Ostatnie opady tylko chwilowo poprawiły sytuację. Lato znów będzie ciepłe, znów będą występować głównie opady nawalne. Problem suszy, braku czy niedoborów wody znów się pojawi. Klimat na Ziemi się ociepla, więc nie należy liczyć, że sytuacja zmieni się na lepsze.
Zaczęło się w 2015
Jeszcze dekadę temu mieliśmy normalny klimat. Konsekwencje globalnego ocieplenia nas omijały. Dawniej musieliśmy się martwić wiosennymi i letnimi powodziami. Sytuacja zmieniła się w 2015 roku. Lato było wtedy gorące, było pierwszym, które otworzyło serię okresów letnich z temperaturami wyższymi od średniej z wielodniowymi upałami i brakiem opadów. Szczególnie warto tu zwrócić uwagę na sierpień 2015, który był nie tylko ekstremalnie gorący, ale też skrajnie suchy. Przykładowo w Warszawie spadło jedynie 8,4 mm deszczu – 14,3 proc. normy wieloletniej.
Czytaj również: 13 lat temu cały Kraków życzył fali, żeby sobie poszła [WSPOMNIENIA]
Nic więc dziwnego, że problemy miało nie tylko rolnictwo, ale i energetyka. To właśnie wtedy ogłoszony został tak zwany dwudziesty stopień zasilania, co przełożyło się na poważne ograniczenia w zużyciu energii. Wynikało to z niskich stanów wód w rzekach, a przede wszystkim ich temperatur. Praca takich elektrowni jak Kozienice była ograniczona, gdyż obiekty te wymagają stałego chłodzenia za pomocą wody pochodzącej z rzeki.
Kolejne okresy letnie były podobne. Różnica polegała jedynie na rozkładzie anormalnie długich fal upałów z temperaturami przekraczającymi nie tyle, co 30°C, ale nawet 35°C. Tak wysokie temperatury, to efekt nie tylko wzrostu temperatur jako takich, ale też zmian w Arktyce. Arktyka w ciągu ostatnich kilkunastu lat znacznie się ociepliła, co wpłynęło na temperatury w Polsce, a także na wzorce pogodowe. Wyższe temperatury zmieniły zachowanie prądu strumieniowego w Arktyce, czego efektem jest uporczywe utrzymywanie się tego samego typu pogody. Ponadto wyższe temperatury na biegunie północnym wynikające z niewielkich rozmiarów czapy polarnej przekładają się na mniejszą ilość zimna, jaka do nas dociera. Widać to właśnie w sierpniu, kiedy w Arktyce jest bardzo mało lodu, a potem jesienią, która w ostatnich latach wyraźnie się ociepliła. Nastąpiło zjawisko przesunięcia się pór roku.
Nie tylko lato stanowi problem
Problem suszy i niedoborów wody, to nie tylko kolejne bardzo ciepłe lato z nierównomiernie rozłożonymi opadami nawalnymi. W ostatnich latach coraz większy problem suszy i niedoborów wody obserwuje się już wiosną. I to nawet już w kwietniu. Przyczyną tego stanu są bezśnieżne zimy.
Wyraźnie pokazuje to powyższy wykres. Od kilkudziesięciu lat na skutek postępującej zmiany klimatu obserwuje się coraz mniejszą liczbę dni ze śniegiem w Polsce. Oczywiście występują fluktuacje, ale 10-letnia średnia krocząca pokazuje ewidentną zmianę w bardzo krótkim czasie. Największe zmiany ze względu na wpływ coraz cieplejszego Atlantyku zaobserwowano na zachodzie Polski. Między okresem 1961-1990 a 1993-2022 liczba dni z pokrywą śnieżną zmniejszyła się tam o 25 proc. Śnieg jest potrzebny, gdyż pozwala na powolne, równomierne oddawanie wody do gruntu. W przypadku deszczu woda spływa do rzek i dalej do morza. To główny mechanizm wpływający na zasobność Polski w wodę, oczywiście pomijając kwestie związane np. z niepotrzebnymi regulacjami rzek.
Wilgotna zima i wiosna na chwilę pomogły
Ta zła passa została przerwana. Przynajmniej tak nam się wciąż jeszcze wydaje. Zima była wilgotna, spadło też więcej niż rok wcześniej śniegu. Szczególnie śnieżny był grudzień. W styczniu i w lutym śniegu było już mniej, ale jednocześnie były to miesiące wilgotne, z równomiernie rozłożonymi opadami deszczu. W styczniu w Polsce średni opad wyniósł 52,5 mm, to 44 proc. więcej od średniej wieloletniej. Podobnie w lutym, kiedy wynoszące 40,3 mm opady były 28 proc. wyższe od normy.
Także marzec był w miarę wilgotnym miesiącem. Opady wyższe o 7 proc. niż zwykle, a jednocześnie równomiernie rozłożone w całym miesiącu. Zupełnie inaczej niż rok temu. Kwiecień także nie był suchym miesiącem z w miarę równomiernie rozłożonymi opadami deszczu. Czy to ustawia nas w lepszej sytuacji. Wyjaśnia to nam dr Sebastian Szklarek, ekohydrolog i założyciel portalu Świat Wody: „W miarę śnieżna i mokra zima oraz deszczowa wiosna poprawiły wilgotność gleby. Najlepiej to widać po braku doniesień o zamieciach pyłowych w niektórych regionach, głównie z Wielkopolski, pomimo sporej ilości wietrznych dni, wilgoć w glebie zapobiegała wywiewaniu jej wierzchniej warstwy”.
Czytaj również: Susza zbiera żniwa w Polsce. Wysychają rzeki i gleba, rośnie zagrożenie pożarowe
Potwierdzeniem tych słów są dane z IMiGW pokazujące, jak zmieniała się ilość wody w polskich glebach. Wyraźnie widać, że w tym roku sytuacja jest lepsza. Choć trzecia dekada kwietnia i pierwsza połowa maja nie były już wilgotne, to i tak wciąż jest lepiej niż rok temu. Warto jednak zwrócić uwagę na to, że mówimy o płytkiej warstwie gleby, a nie wodach podziemnych. „Wody podziemne to dłuższa historia. One najpóźniej reagują na suszę, ale jednocześnie najdłużej z niej wychodzą. Deficyt, który w nich obecnie mamy budował się przez kilka lat suszy, a działalność człowieka dodatkowo pogłębiała problem”, zwrócił uwagę dr Szklarek.
Opady, które ostatnio przeszły przez Polskę, poprawiły sytuację. Chwilowo, bo nadchodzi lato.
Susza znowu w Polsce
Mamy globalne ocieplenie, więc musimy się liczyć z tym, że każde kolejne lato będzie cieplejsze od średniej wieloletniej. Nie wiemy, jak będzie wyglądać dokładnie całe lato. Da się jednak przewidzieć, jaki będzie najbliższy czerwiec. A ten według eksperymentalnej prognozy IMGiW ma być cieplejszy od średniej wieloletniej z opadami w normie. Co to oznacza? To, że będziemy mieli upały i w ogóle bardzo wysokie temperatury powietrza. W takiej sytuacji opady w normie oznaczają brak opadów. Dlaczego? Gdyż w takich warunkach będą to opady występujące w czasie burz i szkwałów. Kilkunastominutowe ulewy w skali miesiąca przyniosą normę opadową, ale tak, jakby jej nie było. My potrzebujemy opadów umiarkowanych, trwających wiele godzin.
Musimy się liczyć z tym, że to lato do przyjemnych należeć nie będzie. „Wszystko wskazuje na to, że szanse na powtarzające się co roku susze w sezonie wegetacyjnym rosną z każdym stopniem ocieplenia klimatu. Przez zmianę charakteru opadów i rosnące parowanie, które opisałem wcześniej. Więc szansa na powtórkę w tym roku jest spora, mimo że tak daleko wychodzące w przyszłość prognozy mają małą sprawdzalność, jeśli chodzi o dokładniejsze informacje o temperaturach czy opadach, to jednak można w ślepo strzelać, że temperatury będą wyższe od średnich”, powiedział dr Szklarek.
W takiej sytuacji należy spodziewać się, że znów zobaczymy wysychające rzeki, obniżający się poziom wód gruntowych, być znów śnięte ryby w Odrze. Czy w jeszcze w tej dekadzie grozi nam scenariusz taki, jak w przypadku Hiszpanii, a być może i Kalifornii? Nie, odpowiada Marcin Popkiewicz fizyk jądrowy z portalu Nauka o klimacie i autor książki o tej samym tytule. „W najbliższej dekadzie nie spodziewam się – choć susza hydrogeologiczna nasila się, to nie do tego stopnia. Ale mniejsze rzeki mogą wysychać (zresztą już to się dzieje), a poziom wody w Wiśle może ustanawiać kolejne rekordy stanów minimalnych”, powiedział Popkiewicz.
Czy czeka nas apokalipsa?
Dziś świat jest cieplejszy o 1,2°C. Nachodzące El Niño niewątpliwe wzmocni dalsze ocieplenie klimatu. Choć istnieją spore szanse, że ludzkość zacznie zmniejszać emisje CO2 do atmosfery, to zmiany nie będą radykalne. Koncentracja tego gazu będzie rosnąć dalej. Nie ma więc pewności, czy na pewno uda nam się ograniczyć wzrost temperatur o 2°C względem ery preindustrialnej.
Należy więc sobie zadać pytanie wprost: Czy w tym stuleciu grozi nam apokalipsa? Czy zabraknie nam wody? Czy wyschną rzeki studnią, padną elektrownie i zabraknie nam prądu? Zależy jak na to patrzeć.
„Wszystko zależy o jakiej wodzie mówimy – wodzie opadowej, wilgoci glebowej, wodach powierzchniowych czy wodach podziemnych. Żeby wiedzieć czy i kiedy, którejś z tych wód nam zabraknie trzeba spojrzeć na bilans wodny Polski – 97 proc. wody pochodzi z opadów. Tutaj zmiana klimatu odgrywa dużą rolę. Większość modeli pokazuje, że w Polsce ilość roczna opadów nie będzie się zmieniać, ale będzie się zmieniał ich rozkład na przestrzeni miesięcy. Więcej opadów zimą, gdy rośliny aż ich nie potrzebują, mniej latem – a jeśli już się trafią latem to głównie nawalne, krótkotrwałe, które powodują powódź błyskawiczną, a suszy nie kończą. Te pozostałe 3 proc. to dopływ rzekami z innych państw. Po stronie rozchodu mamy 2/3 na parowanie, a 1/3 to odpływ rzekami poza granice naszego kraju (głównie do Bałtyku)”, wyjaśnił dr. Szklarek.
Apokalipsa. Raczej nie… chyba nie…
Apokalipsa raczej nam nie grozi, co nie znaczy, że nie będziemy mieli problemów. A ryzyko bardzo poważnych, uderzających w rolnictwo i gospodarkę niedoborów wody, jest możliwe. Rosnące temperatury i intensywniejsze z tego powodu parowanie będą stanowiły dla nas coraz większy problem.
„Zmiana klimatu wpływa znacząco na parowanie przez wzrost temperatur, więc po stronie rozchodu szala przechyla się coraz bardziej na stronę parowania, co powoduje, że nawet jak już deszcz spadnie, to szybko ta woda wraca do atmosfery z gleby, z roślin czy wód powierzchniowych. Więc jeśli już nam zabraknie wody to głównie tej zgromadzonej w wierzchniej warstwie gleby (susza rolnicza). W studniach może zabraknąć, ale w tych płytkich, w tych głębokich, z których wodę czerpią wodociągi to raczej nie. Elektrownie też są raczej bezpieczne, bo głównym problemem jest przede wszystkim zbyt wysoka temperatura wody pobieranej do chłodzenia, a nie niedobór wody”, wyjaśnił dr Szklarek.
Oznacza to, że musimy już teraz podejmować działania zaradcze. Nie mamy absolutnej pewności, jak będą przebiegać zmiany klimatyczne. Nie mamy pewności, czy na pewno nie zabraknie wody. Raczej nie, więc nie wiemy, czy na pewno. Nie możemy więc sobie pozwolić na tę klimatyczną loterię.
Czytaj również: 15 milionów osób w Polsce może doświadczyć niedoborów wody. Nowy raport IPCC
–
Zdjęcie: Fotokon/Shutterstock