W mijającym tygodniu na Zgromadzeniu Ogólnym ONZ Donald Trump mówił między innymi na temat klimatu i transformacji energetycznej. Według prezydenta USA ślad węglowy to oszustwo, podobnie jak cała zmiana klimatu, a „zielona energia”, która według Trumpa rujnuje gospodarczo Europę, to „plugastwo”.
Przemówienie bardzo spodobało się wielu osobom, zwłaszcza po prawej stronie sceny politycznej, tradycyjnie sceptycznej wobec faktów dotyczących klimatu. Takim ludziom umyka jednak nie tylko realność i szybkość zmian klimatycznych, ale i pewien przemilczany fakt: Donald Trump po prostu spłaca swoje zobowiązania wobec amerykańskiej branży paliw kopalnych, od której w trakcie kampanii dostał ogromne wsparcie finansowe.
Wśród poruszanych przez prezydenta USA tematów były polityki środowiskowe i klimatyczne, które Trump głównie wyśmiewał. Powiedział m.in. że ślad węglowy to „ściema”, wymyślona przez „ludzi o złych intencjach”, a cały problem zmiany klimatu to przekręt i naciąganie ludzi.
Globalne ocieplenie, oziębienie, czy zmiana klimatu?
Jak to jest, pytał Trump, że kiedyś mówiono o globalnym oziębieniu, potem ociepleniu, a teraz mówi się o „zmianie klimatu”? To musi być jakiś szwindel, prawda?
Szkoda, że prezydent USA nie widział fragmentu telewizyjnej rozmowy ze Stanisławem Lemem, wyemitowanego przez TVP już na początku lat 70. Gdyby dodać angielskie napisy, Lem mógłby po latach rozwiać przynajmniej część wątpliwości Trumpa — i to przy pomocy… tlącego się papierosa.
- Czytaj także: Jak w niecałe dwie minuty opisać zmianę klimatu za pomocą papierosa? Stanisław Lem to potrafił
Trump szydził też z bezsensownych, jego zdaniem, unijnych wysiłków mających na celu dekarbonizację gospodarki, bo przecież emisja CO2 w Chinach jest większa niż emisja USA i Unii Europejskiej razem wziętych. Wreszcie, wyrażał troskę o Europę, która według niego popełniła ogromny błąd inwestując tak wiele w zieloną energię – błąd, którego Stany Zjednoczone pod jego przywództwem popełnić nie zamierzają.
Niektóre wypowiedzi Donald Trumpa są na swój sposób zabawne, czy może raczej groteskowe. Na przykład: „W Białym Domu obowiązuje mała zasada – nigdy nie używaj słowa <węgiel>, używaj tylko słów „czysty, piękny węgiel”. Brzmi znacznie lepiej, prawda?”.
Reszta w podobnym tonie. Warto przesłuchać całości (lub przeczytać transkrypt).
Prawdy, półprawdy i pełne kłamstwa
To, co na forum ONZ mówił Trump, było – jak to często w jego przypadku bywa – mieszaniną faktów, zmanipulowanych faktów, półprawd i zwykłych kłamstw. W dodatku przedstawionych w typowy dla obecnego prezydenta USA, dość chaotyczny sposób. Zacznijmy od tego, z czym można się zgodzić – przynajmniej częściowo.
Trump ma na przykład rację, wytykając „klimatyczną hipokryzję” politykom publicznie deklarującym troskę o klimat.
Nawet jeśli historia z Obamą, latającym na Hawaje tylko po to, by rozegrać partyjkę golfa i wrócić do domu, jest zmyślona (a pewnie niestety nie jest), to podobnych, prawdziwych historii jest bardzo wiele. Tak w Stanach, jak i w Europie, o czym pisaliśmy już parę razy na naszych łamach.
- Czytaj także: Wszystkie loty posłów. Czy Konfederacja lepiej dba o środowisko niż Lewica i Zieloni? [KOMENTARZ]
Prezydent USA ma też rację, wskazując, że największym emitentem na świecie są obecnie Chiny.
Jednak jeśli popatrzeć na emisję CO2 w przeliczeniu na mieszkańca (czyli wspomniany przez Trumpa „ślad węglowy”), to ta jest w Chinach mniej więcej dwa razy mniejsza niż w USA. I to pomimo faktu, że Chiny to „fabryka świata”, więc część emisji związanych jest z produkcją dóbr z których korzystają np. Amerykanie. Po drugie, Donald Trump zapomniał powiedzieć, że Chiny, które dalej spalają ogromne ilości paliw kopalnych, bardzo intensywnie inwestują też w tak krytykowane przez niego odnawialne („zielone”) źródła energii.
I to bynajmniej nie z powodu „lewackiej ideologii”.
Wiatraki i panele szpecą krajobraz
Trump nazywa specjalistów od klimatu głupimi ludźmi, a sam myli smog z gazami cieplarnianymi. I to zarówno mówiąc o „czystym węglu” jak i o czystym powietrzu w Stanach, a brudnym w Chinach.
Nie wspomniał też, że zmieniając odpowiednio prawo, sam robi sporo, by amerykańskie powietrze było coraz bardziej brudne. A działa tak, bo oczekuje tego wspierająca go hojnie branża paliw kopalnych, o czym więcej za chwilę.
Trump martwi się też o krajobraz… Szkocji, zeszpecony według niego przez wiatraki i panele słoneczne (szyby naftowe i instalacje do wydobycia gazu łupkowego najwyraźniej krajobrazu nie szpecą).
Jednak jakoś nie martwi go dewastacja środowiska i wpływ na zdrowie ludzkie, jaki w jego własnym kraju powoduje przemysł naftowy i gazowy. Cóż, hipokryzja nie jest, jak dobrze wiemy, wyłącznie domeną strony lewicowo-liberalnej.
Można by kontynuować tu „punktowanie” Trumpa, ale chyba nie warto.
„Wreszcie ktoś miał to odwagę głośno powiedzieć”
Istotne jest to, że dla osoby, która nie orientuje się w ogóle w tej tematyce, wystąpienie Trumpa (a bardziej precyzyjnie – część poświęcona klimatowi) mogło brzmieć bardzo sensownie i przekonująco.
Szerzej, stosunek Donalda Trumpa do zmiany klimatu i działań, które mają ją spowalniać, podoba się bardzo wielu ludziom, tak w Stanach, jak i w innych krajach. Są to głównie osoby o prawicowych poglądach, dla których podejście do klimatu i środowiska jest kwestią światopoglądową – choćby w ideologicznej kontrze do lewicy (zwłaszcza tej spod szyldu „woke”), której nie lubią, a która zwykle mówi też dużo o zmianie klimatu i konieczności walki z nią.
Dla nich Trump miał odwagę powiedzieć, że król jest nagi. Że jacyś bliżej nie zdefiniowani, ale nikczemni „oni” (w Europie będą to choćby „brukselskie elity”) oszukują zwykłych ludzi i zmuszają do ponoszenia kosztownych wyrzeczeń w imię szemranych interesów i podejrzanej ideologii.
Kto dał się zrobić w konia?
Zwolennicy Trumpa patrzą pewnie z politowaniem i z góry na ludzi „wierzących w globalne ocieplenie”, którzy dali się nabrać na szwindel i zostali zmanipulowani przez sprytnych oszustów.
Problem w tym, że jest dokładnie na odwrót. A przypominają nam o tym nie tylko widoczne jak na dłoni zmiany w typowej pogodzie, jakie zaszły w ostatnich dwóch dekadach (przynajmniej w Polsce). Przypomina też następująca historia.
Już w latach 80. koncerny naftowe takie jak ExxonMobil miały dobre naukowe dowody na to, że ich działalność przyczynia się do globalnego ocieplenia. Więcej, naukowcy pracujący dla Exxon bardzo dokładnie przewidzieli obecną zmianę klimatu. Co możecie Państwo zobaczyć sami na tym krótkim fragmencie z przesłuchania w kongresie, jakie miało miejsce parę lat temu:
Firmy naftowe popełniłyby jednak ekonomiczne samobójstwo, gdyby przyznały, że ich działalność prowadzi do globalnej katastrofy. Wybrały więc inną drogę – dezinformację i sianie wątpliwości na temat ustaleń nauki. Wielu ludzi się na to nabrało i wciąż nabiera.
I dziś dokładnie taką narrację – choć w wyjątkowo topornej wersji – serwuje nam Trump. A czemu to robi? Bo ma swoje interesy do zrealizowania – ze sprzedażą gazu z USA na czele. Jednak ma też do spłacenia bardzo konkretne zobowiązania.
Zleceniodawca płaci, zleceniodawca wymaga
W maju 2024 roku, podczas spotkania fundraisingowego w Mar-a-Lago, Donald Trump zwrócił się do szefów największych koncernów naftowych (m.in. ExxonMobil i Chevron) z prośbą o wpłacenie na jego kampanię … sumy 1 miliarda dolarów. W zamian obiecywał szybsze wydawanie pozwoleń, zniesienie regulacji środowiskowych i utrzymanie ulg podatkowych dla sektora paliw kopalnych.
- Czytaj także: Człowiek Trumpa związany z branżą łupkową śmieje nam się w twarz. „13 baryłek ropy na osobę”
Pojawiły się też doniesienia, że przemysł naftowy i gazowy przygotował też już wtedy „gotowe do podpisania” rozporządzenia wykonawcze, które mają zostać podpisane przez Trumpa, jeśli ten zostanie wybrany.
Sprawa wzbudziła spore kontrowersje. Nic dziwnego – to przecież klasyczny przypadek sytuacji określanej jako quid pro quo – dosłownie „coś za coś”, czyli „przysługa za przysługę”. Rzecz jasna, korzystne dla branży paliw kopalnych przepisy są dewastujące z punktu widzenia ochrony klimatu, środowiska i ludzkiego zdrowia.
By wesprzeć Trumpa, branża wydała prawie pół miliarda dolarów. Co najmniej
Czy Trumpowi udało się osiągnąć swój cel? Przynajmniej w połowie tak.
Okazuje się, że pełne wsparcie ze strony sektora paliw kopalnych na rzecz Trumpa i Republikanów wyniosło ok. 445 mln USD. Ta suma obejmuje nie tylko bezpośrednie wpłaty na kampanię, ale wszelkie darowizny oraz wydatki na reklamy i lobbying.
W rzeczywistości wsparcie mogło być jednak znacznie wyższe. Podana wyżej kwota opiera się na ujawnionych informacjach o finansowaniu kampanii i danych z branży reklamowej i nie uwzględnia pieniędzy przepływających przez tzw grupy dark-money, które nie muszą ujawniać swoich darczyńców.
Nie wiemy więc, czy w sumie Trump dostał od amerykańskiej branży paliw kopalnych upragniony miliard dolarów, ale jest to możliwe. Wiemy jednak na pewno, że branża swój cel osiągnęła.
–
Zdjęcie tytułowe: rawpixel.com