Ślad energetyczny przypadający na biedniejszą połowę ziemskiej populacji jest niższy niż ślad energetyczny, za który odpowiada 5 proc. najbogatszych. Tak wynika z badania przeprowadzonego przez naukowców z Uniwersytetu w Leeds.
Dysproporcje majątkowe na świecie osiągnęły biblijne rozmiary. Wiadomo o tym od dobrych kilkunastu lat, ale problem ma charakter nie tylko społeczno-ekonomiczny. Niedawno naukowcy z University of Leeds przeprowadzili badanie, które wskazuje na ekologiczne konsekwencje tego stanu rzeczy. Wyniki zostały opublikowane na łamach czasopisma „Nature Energy”.
Bogaci konsumują więcej
W oparciu o dane Banku Światowego i instytucji unijnych eksperci obliczyli poziom zużycia energii w 86 krajach świata – wysoko uprzemysłowionych oraz rozwijających się. Sprawdzili również, jakie energochłonne towary i usługi kupują osoby z różnych grup dochodowych oraz jak wydają pieniądze. Okazało się, że dysproporcje dotyczące bezpośredniego i pośredniego zużycia energii rosną wraz ze wzrostem dochodów. To poniekąd oczywiste. Bogaci w końcu wydają więcej pieniędzy: na podróże, nowe samochody, kolejne domy. Zarówno wytworzenie, jak i korzystanie z tych dóbr lub usług wiąże się z kosztami energetycznymi – i wyższą konsumpcją energii w przypadku osób z grubszym portfelem.
Według wyliczeń zawartych w opracowaniu 10 proc. najbogatszych nie tylko zużywa o 187 razy więcej energii transportowej niż 10 proc. najbiedniejszych, ale również konsumuje ponad połowę energii zasilającej transport. Jej źródłem są w głównej mierze paliwa kopalne. W przypadku energii zużywanej na gotowanie i ogrzewanie różnice są mniejsze, ale i tak wyraźne. 10 proc. najbogatszych zużywa mniej więcej jedną trzecią energii z tej „puli”, co wynika prawdopodobnie z większych rozmiarów ich posesji.
Optymalizacja przez podatki?
Nadmierne zużycie energii przez najbogatszych ma przełożenie na ślad energetyczny. Chodzi – mówiąc w uproszczeniu – o całkowitą energię, którą pochłonęło wytworzenie danego produktu lub usługi. W przypadku 5 proc. największych krezusów jest on większy niż ślad energetyczny przypadający na biedniejszą połowę populacji świata, której ślad energetyczny wynosi 20 proc.
– Kwestia rażących dysproporcji związanych z rozkładem zużycia energii na świecie wymaga gruntownego namysłu. Chodzi o to, by każdemu mieszkańcowi globu zapewnić przyzwoite warunki do życia, a jednocześnie chronić klimat i ekosystemy – stwierdziła prof. Julia Steinberger z Uniwersytetu w Leeds, główna autorka badania.
Zdaniem naukowców problem wymaga podejścia systemowego, które wymusiłoby ograniczenie nadmiernego zużycia energii. Jako przykładowe rozwiązania wskazują optymalizację transportu publicznego, nałożenie wyższych podatków na większe pojazdy, a nawet… kary dla osób, które często podróżują samolotami.
Europejczyk szkodzi bardziej niż Chińczyk
Badacze zwracają również uwagę, że choć chętnie zarzucamy Chinom i Indiom zależność od węgla i ponadprzeciętną emisję spalin, to jednak statystyczny obywatel tych krajów zużywa znacznie mniej energii niż „uśredniony” mieszkaniec Zachodu. Okazuje się, że jedynie 2 proc. Chińczyków i tylko 0,02 proc. obywateli Indii znajduje się w „górnych” 5 proc. największych konsumentów energii. Dla porównania w przypadku obywateli Wielkiej Brytanii ten wskaźnik wynosi aż 20 proc., Niemiec – 40 proc., a Luksemburgu… 100 proc.
– Badanie mówi relatywnie bogatym ludziom, takim jak my, to, czego nie chcą usłyszeć. Zdołaliśmy przekonać samych siebie, że prowadzimy normalne życie, ale liczby wskazują na coś zupełnie innego – skomentował wyniki analizy prof. Kevin Anderson z ośrodka badań nad zmianami klimatu Tyndall Centre.
Dane na temat poziomu konsumpcji na świecie dostępne są na stronach Banku Światowego i Komisji Europejskiej.
Zdjęcie: pickingpok / Shutterstock