Susza chwilowo odpuściła, ale w kolejnych latach kryzys hydrologiczny może się zaostrzyć. By sytuacja nie wymknęła się spod kontroli, rząd inwestuje w rozbudowę infrastruktury retencyjnej. Przyznawane są również dofinansowania na małą retencję i mikroretencję.
W Polsce od kilku lat trwa kryzys hydrologiczny. Na początku bieżącego wieku drastyczne susze występowały mniej więcej raz na pięć lat. Potem – 3–4 razy na dekadę. W końcu z poważnym deficytem wody zaczęliśmy się zmagać każdego roku. Tej wiosny zła passa się odwraca – pytanie tylko, na jak długo.
Wyjątkowo wilgotna jesień i zima sprawiły, że problem suszy hydrologicznej został chwilowo zażegnany. Opady były dwukrotnie wyższe niż w poprzednich latach, pozwalając na uzupełnienie stanu wody w glebie i rzekach. Skorzysta na tym przede wszystkim rolnictwo – w poprzednich latach początki sezonu wegetacyjnego były wyjątkowo suche.
Nie warto jednak cieszyć się na wyrost. Sytuacja powierzchniowa uległa wyraźnej poprawie, ale deficyt wód podziemnych wciąż stanowi problem, który z dużym prawdopodobieństwem będzie pogłębiał się w przyszłości.
Mikroretencja i mała retencja – co to takiego?
Jednym z podstawowych środków zapobiegawczych w walce suszą jest tzw. mała retencja. To zbiorcze określenie na proste sposoby gromadzenia wody w najbliższej okolicy, które pozwalają zatrzymać lub spowolnić jej odpływ.
Definicja ministerialna z 1995 r. za małą retencję uznaje różne formy magazynowania wody w zbiornikach do 5 milionów metrów sześciennych. Wprowadza też pojęcie mikroretencji, polegającej na zagospodarowaniu wód atmosferycznych i powierzchniowych bezpośrednio w miejscu wystąpienia opadu. W praktyce oba pojęcia bywają stosowane zamiennie, choć skala działania w obu przypadkach jest różna.
Retencja na poziomie mikro to przede wszystkim domowe i przydomowe techniki zatrzymywania wody. Należą do nich m.in.:
- zbieranie deszczówki w przeznaczonych do tego zbiornikach (naziemnych lub podziemnych),
- magazynowanie i rozprowadzanie deszczówki za pomocą skrzynek rozsączających,
- odzyskiwanie wody szarej za pomocą przeznaczonych do tego systemów,
- wykorzystywanie nawierzchni umożliwiających wsiąkanie wody (kostka brukowa, materiały przepuszczalne itd.),
- projektowanie tzw. ogrodów deszczowych, umożliwiających gromadzenie wody opadowej,
- wykorzystywanie niecek, rowów, oczek wodnych i stawów,
- projektowanie zielonych dachów i zielonych ścian.
Oczywiście część tego typu działań należy podejmować już na etapie projektowania budynków, jednak najprostsze sposoby można wdrożyć w dowolnym momencie, np. kupując zbiornik na deszczówkę do ogródka lub filtrując wodę szarą do powtórnego wykorzystania przy podlewaniu kwiatków lub spłukiwaniu toalety.
Mała retencja to projekty większego formatu realizowane na poziomie instytucjonalnym, m.in. przez Wody Polskie i samorządy. Główne obszary tego typu działań obejmują:
- bioretencję – projektowanie kwietnych łąk lub stosowanie innego typu warstw roślinności filtrujących wodę opadową i wiążących wilgoć w glebie,
- retencję korytową – zatrzymywanie wody w ciekach wodnych, takich jak rzeki i potoki, kanałach i rowach melioracyjnych,
- nawodnienia rolnicze – stosowanie technik nawadniania gleb w gospodarstwach rolnych, m.in. z wykorzystaniem systemów melioracyjnych i drenarskich oraz magazynowania wody w zbiornikach sztucznych i naturalnych,
- miejską infrastrukturę zieloną – zieleńce, skwery, parki, laski, ogrody botaniczne, ogródki działkowe, zielone pobocza, zielone ekrany, ściany i dachy itp.
41 miliardów na inwestycje w retencję. Czy Polska będzie miała miasta-gąbki?
Niezależnie od chwilowego odwrócenia suszowego trendu długofalowe działania wspierające retencję są niezbędne. Również z tego względu, że przez wiele lat nasza aktywność zmierzała w przeciwnym kierunku – pozbywania się wody z krajobrazu. W Polsce istnieje kilkaset tysięcy rowów melioracyjnych, z których jedynie 10 proc. wyposażonych jest w urządzenia do zatrzymywania wody.
To infrastruktura, która w praktyce sprzyja odprowadzaniu wód i osuszaniu krajobrazu. Tymczasem na Zachodzie i w wielu krajach Azji na popularności zyskuje koncepcja miasta-gąbki. Zakłada, że przestrzeń miejską projektuje się tak, by w jak największym stopniu przypominała naturalne ekosystemy, w tym w zakresie pochłaniania wody.
Polska od niedawna próbuje nadrobić zaległości. W sierpniu zeszłego roku rząd przyjął Program przeciwdziałania niedoborowi wody na lata 2022–2027 z perspektywą do roku 2030. Główny cel to zwiększenie poziomu retencji z obecnych 7,5 proc. średniorocznego odpływu do 15 proc. Administracja publiczna planuje budowę 94 nowych zbiorników retencyjnych oraz 633 obiektów kształtujących retencję wody. Koszt realizacji przedsięwzięcia to 41 miliardów złotych.
Dofinansowanie na małą retencję i mikroretencję
Działania z zakresu mikroretencji i małej retencji od lat wspierają instytucje państwowe, m.in. Wody Polskie, Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Ministerstwo Klimatu. Od 2020 r. trwa program „Moja Woda”. Pozwala on właścicielom domów jednorodzinnych na uzyskanie 6000 zł dotacji do zakupu i budowy instalacji retencyjnych. Nabór wniosków o dofinansowanie trwa do 30 czerwca.
Projekty retencyjne realizowane są również na poziomie samorządowym. Niebawem gmina Gostyń rozpocznie pilotażowy program dotacji na budowę systemów magazynowania deszczówki. To efekt dużego zainteresowania tematem ze strony okolicznych mieszkańców. Na razie środki są skromne. Radni zarezerwowali na ten cel 20 tys. zł.
Większą kwotę, bo 600 tys. zł, na zbieranie deszczówki przeznaczył Wrocław. O dotację w ramach programu „Złap Deszcz” mogą starać się osoby fizyczne, wspólnoty i spółdzielnie mieszkaniowe. Wnioski przyjmowane są od 25 marca. Dofinansowanie będzie przyznawane do wyczerpania środków. To kolejna edycja inicjatywy trwającej od 2019 r.
–
Zdjęcie tytułowe: Urząd Miejski Wrocławia