Fakt, że przebywanie na łonie natury wpływa korzystnie na stan psychiczny, jest dobrze udokumentowany. Badacze z Uniwersytetu w Michigan postanowili jednak przyjrzeć się temu, jaki czas kontaktu jest najkorzystniejszy w redukcji stresu.
W trwającym dwa miesiące badaniu uczestniczyło 36 osób żyjących w mieście. Naukowcy przy okazji ich aktywności na świeżym powietrzu – w miejscach, gdzie badany miał kontakt z miejską zielenią – mierzyli poziom dwóch biologicznych wskaźników stresu w ślinie – kortyzolu oraz alfa-amylazy.
Po przeanalizowaniu zebranych w ten sposób danych okazało się, że dbanie o dobrostan psychiczny nie wymaga wysokich nakładów w postaci czasu. Optimum oszacowano na 20-30 minut dziennie – przy takim czasie spadek stężeń kortyzolu i alfa-amylazy był najbardziej efektywny. Wydłużenie czasu wiązało się z dalszą redukcją hormonów stresu, jednak zachodzącą znacząco wolniej.
Co ciekawe, w przypadku kortyzolu nie miał znaczenia rodzaj aktywności podejmowanej przez badanych w kontakcie z naturą – zarówno w przypadku spaceru, biegania, jak i siedzenia na ławce, spadek był podobny. W przypadku alfa-amylazy zaobserwowano natomiast, że redukcja hormonu jest efektywniejsza u osób, które w trakcie kontaktu z naturą siedziały – wyłącznie lub łącząc siedzenie z chodzeniem.
Recepta na spokój
Dlatego badacze z Uniwersytetu w Michigan rekomendują lekarzom „przepisywanie recept na naturę” – jako wsparcie dla standardowego leczenia farmakologicznego, ale także w profilaktyce zdrowia psychicznego.
Niedawno podobne rozwiązanie usankcjonowano na szkockich Szetlandach, o czym informowaliśmy tutaj.
Oczywiście – i bez dodatkowych ram prawnych lekarze mogą zalecać pacjentom kontakt z naturą. Również my sami możemy zadbać o siebie poświęcając odrobinę czasu na odstresowanie.
Z pełnym raportem amerykańskich badaczy można zapoznać się tutaj.
Źródło: Frontiers in Psychology
Zdjęcie: Shutterstock/dotshock